Marcin Kępiński – Stalingrad i antropologia wojny

Kultura i Historia nr 3/2002

Marcin Kępiński
Stalingrad i antropologia wojny

“Zewsząd otaczała ich śnieżna pustka. Z trudem odnajdywali drogę w bezkresnej bieli. Niekiedy tylko na horyzoncie dał się zauważyć zarys siedzib ludzkich jakiegoś przysiółka”
[1]

“Jakiego rodzaju wojsko stoi naprzeciwko nas? Czy widzicie je? Widujemy je z bliska szczególnie wtedy, kiedy po naszych atakach znajdujemy ich trupy. Skład rosyjskich jednostek jest zawsze tajemnicą. Te trupy bywają najrozmaitsze. Europejscy Rosjanie o białej skórze, dobrze umundurowani. Olbrzymi Mongołowie o gęstych czarnych włosach, w łachmanach, nigdy nie myci. Azjaci za skośnymi oczami naprawdę bardzo podobni do Chińczyków. Ale nawet ci najmocniej obdarci są świetnie uzbrojeni. (…) Gałganiarskie worki przewieszone na sznurku przez plecy napchane są amunicją wystarczającą na kilkudniową walkę… (…) Piechur rosyjski z pierwszych linii żywi się tym, co znajdzie po chałupach, czy też na trupach: starymi skórkami chleba, spleśniałymi pestkami słonecznika, kaczanami kukurydzy albo korzeniami wygrzebanymi z ziemi na polach”
[2].

“Jakże to miasto wyglądało! Morze ruin. Zastygły w bezruchu chaos. Każdy dom był punktem oporu, każda hałda gruzu zaciekle bronionym gniazdem karabinu maszynowego”
[3]

Wschodni front
Czym była wojna hitlerowskich Niemiec ze stalinowską Rosją Radziecką? Byłą czymś, czego świat dotąd nie znał. Byłą wojną totalną, zamierzoną i prowadzoną na całkowite wyniszczenie przeciwnika.
Druga wojna światowa nigdzie nie ukazała tak dobitnie swego okrutnego, straszliwego i nieludzkiego oblicza, jak w czasie kampanii w Związku Radzieckim.
“Druga wojna światowa była, w jakimś głębszym sensie konfliktem miedzy społeczeństwami, prawie tak bezwzględnym jak we wczesnym średniowieczu, walką, w której każda jednostka ludzka była świadoma tego, że jej pojęcia wartości, a także czysto fizyczne przetrwanie, było zagrożone przez obce siły, z którymi nie sposób się było ani porozumieć, ani dojść do jakiegoś kompromisu. Było to zwłaszcza widoczne na froncie wschodnim, gdzie cele przywódców Trzeciej Rzeszy były zbieżne z celami ich przodków sprzed tysięcy lat – zasiedlenie nowych terytoriów i wytępienie lub ujarzmienie ludności tubylczej. Szalę zwycięstwa miała przeważyć raczej zdolność rządu radzieckiego do zmobilizowania wszystkich zasobów i olbrzymich rezerw społeczeństwa, moralnych i materialnych, do walki na śmierć i życie przeciwko najeźdźcy(…)” [4].

Nic, co przeżyli weterani Wehrmachtu nie mogło się równać z zaciętością walk w Rosji, a właściwie Związku Radzieckim. Ani Polska, ani Francja, ani wojna na pustyni, ani inwazja na Bałkany, ani desant na Krecie. Dla każdego niemieckiego żołnierza podczas drugiej wojny światowej rozkaz wyjazdu jego jednostki na Wschodni Front szybko stał się wyrokiem śmierci z odroczonym terminem wykonania.

Front wschodni, który nazwano “spaloną ziemią” , bądź “spustoszoną ziemią”, połykał w zastraszającym tempie najlepsze niemieckie dywizje.

Niemcy nie znali wcześniej tak ogromnych przestrzeni, ostrych warunków klimatycznych, kulturowej odmienności. Inne było niebo i ziemia, ludzie, miasta, drogi, domy, ulice i ich zabudowa.

Rosyjska taktyka pola walki, a raczej z początku jej brak, zdumiewał niemieckich dowódców. Zdumieniem napawała ich też odporność Rosjan na złe warunki, brak zaopatrzenia, determinacja obrony granicząca z samozagładą, zdolność poświęcania całych związków taktycznych i nieliczenie się z ogromnymi stratami w ludziach.

W czasie walk na froncie wschodnim jak nigdzie indziej nie było litości dla żołnierzy wroga i ludności cywilnej, a zbrodnie dokonywane przez obie strony konfliktu, choć co prawda zapoczątkowane przez Niemców, nie miały sobie równych w skali całej wojny. Na tej spalonej ziemi nie obowiązywały żadne cywilizowane prawa.

To była wojna dwóch całkowicie odmiennych krajów i ideologii, które jednak prócz celu, jakim było podbicie świata, łączyły metody działania i psychopatyczny charakter ich przywódców.

Dla wszystkich poważnych historyków pytanie, “czy Niemcy mogły wygrać drugą wojnę światową” jest tylko nie wartym zachodu gdybaniem. Większość jednak zgadza się co do tego, że najważniejszym punktem zwrotnym tej wojny była klęska 6 Armii Feldmarszałka von Paulusa pod Stalingradem. Być może nie przykładam należytej wagi do wydarzeń na innych geopolitycznych teatrach wojennych, ale to klęska Niemiec na Wschodzie zadecydowała o ich klęsce ostatecznej. Ujmując rzecz inaczej, o wszystkim zadecydowało niepowodzenie planu Barbarossa. A na tym w wielkiej mierze zaciążyła przegrana, odniesiona przez Niemców pod Stalingradem. Obok strat materiałowych i ludzkich odmieniła ocenę działań wojennych w Rzeszy. Niemieckie społeczeństwo odczuło zniszczenie 6 Armii jako wielki wstrząs, podważający mit niepokonanego oręża Wehrmachtu. Erich von Manstein pisze we wspomnieniach, że “Bitwa o Stalingrad z punktu widzenia Sowietów w zrozumiały sposób określana jest za decydujący przełom w wojnie (…). Także w Niemczech reprezentowany jest niejednokrotnie pogląd o przypisywaniu Stalingradowi znaczenia tej rozstrzygającej bitwy” [5]. Co prawda Feldmarszałek, nazywany “najgroźniejszym wrogiem aliantów”, stwierdza, że nie należy przeceniać żadnej przegranej czy wygranej bitwy w porównaniu do całości kampanii. Dalej mówi, że Stalingrad był o tyle punktem zwrotnym wojny, o ile “wówczas nad Wołgą załamała się niemiecka fala uderzeniowa (…). Wprawdzie strata 6 Armii była dotkliwa, lecz wojna na Wschodzie – i tym samym wojna w ogóle – nie wydawała się być jeszcze przegraną. Wciąż pozostawała jeszcze możliwość uzyskania remisowego rozwiązania…” [6].

Zwycięstwo Niemiec nie było już po klęsce pod Stalingradem możliwe. Pozostawało tylko, w najlepszym wypadku, remisowe rozwiązanie, o którym pisał największy dowódca i strateg hitlerowskiego Wehrmachtu. Nie było ono jednak możliwe po prostu dlatego, że przywódca III Rzeszy nie dopuszczał do siebie myśli o nieuniknionej wcześniej czy później przegranej na Wschodzie. Co więcej, wierzył, że Rosjanie są o krok od wyczerpania rezerw ludzkich i materiałowych.

Miasto nazwane imieniem Stalina.

Spróbujmy naszkicować z grubsza obraz walk pod Stalingradem. Będzie to potrzebne, by dokonać antropologicznej analizy tej wojny, do czego posłuży esej “Wojna i sacrum” Rogera Caillois z tomu “Żywioł i ład”.

Miasto nazwane imieniem radzieckiego geniusza zła w roku 1925, a wcześniej znane jako Carycyn, swą rolę w planach wojennych wodza III Rzeszy zawdzięcza po części przypadkowi, a po części swemu strategicznemu położeniu nad Wołgą.

Latem obszar, po którym poruszały się wojska elitarnego związku taktycznego 6 Armii, przedstawia sobą dość niezwykły widok: “Prawie na tysiąc kilometrów rozpościera się tu, na południu Związku Radzieckiego, nieurodzajny step (…). Pustka ciągnie się aż po horyzont, gdzie zbiegają się ze sobą niebo i ziemia. W stepie rozrzucone są pojedyncze kołchozy i wioski, składające się z niskich, drewnianych chałup. (…) Don płynie szeroką miejscami na 10 kilometrów doliną, a jego lewy, niższy brzeg porastają rozległe lasy (…). Na smutnym i płaskim pustkowiu wznoszą się niezliczone kurhany (…) Ten pozbawiony drzew i cienia obszar, głębokie pyliste drogi, gorące piaskowe burze, upały powyżej 50 stopni, a do tego zwodnicze fata morgany, pożary stepu, a przede wszystkim brak wody, wywierają na mieszkańcach Europy dość przygnębiające wrażenie. Prawie nie ma tu zmierzchu, w lecie około godziny 20 dzień się nagle kończy i rozpoczyna się cicha, ciepła, rozgwieżdżona noc” [7].

Żołnierze, którzy mieli za sobą kampanię grecką i walki na pustyni, ze zdumieniem obserwowali monotonny krajobraz. Było tak gorąco, że na pancerzach czołgów, zupełnie jak w Afrika Korps smażono jajka.

Jedyną odmianą i możliwością odpoczynku dla poruszających się kolumn wojsk pancernych stanowiły ukryte głębokich wąwozach wioski z malowniczymi ogrodami. Osłonięte przed zimowymi zamieciami, stanowiły rzadkie na stepie skupiska ludności.

Tak jak dla klimatu letnich miesięcy charakterystyczne są gwałtowne burze z oberwaniami chmur, tak zimą w stepie między Donem i Wołgą panują zimne wiatry i zamiecie śnieżne.

Zima w tym rejonie Rosji jest ciężkim okresem nawet dla ludzi radzieckich, przywykłych do ciężkich warunków pogodowych. Mieszkańcy stepowych wiosek nie wychodzą poza obręb swych domostw.

Na odsłoniętym terenie nie ma się gdzie ukryć, ziemia jest tak zamarznięta, że nie skruszy jej wybuch armatniego pocisku. Nie ma mowy o budowaniu schronień dających choćby odrobinę komfortu i ciepła. Zła pogoda zaczyna się już we wrześniu: “Wichry, które bezustannie wieją jesienią, wyrywają z ziemi kuliste stepowe krzewy i pędzą je przez bezkresną pustkę. Te kolczaste kłęby roślin uważane są, zgodnie z dawną tradycją, za wiedźmy.(…) Zima na tym nieosłoniętym pustkowiu, przy braku opału i mrozach dochodzących do minus 40 stopni oraz spadkach temperatur w ciągu paru godzin o 20 stopni, jest trudna do przetrzymania nawet dla zahartowanej ludności miejscowej. Utrzymujące się częstokroć przez wiele dni (…) zawieruchy zaczynają się, zwłaszcza w rejonie między Donem i Wołgą, tak niespodziewanie i mają taką siłę, że zdarza się im przewracać samoloty na lotniskach.(…) Osamotnienie tych wschodnich bezkresów zwłaszcza jesienią i zimą ma w sobie coś przygnębiającego” [8]. Dla niemieckich żołnierzy dodatkowo przygnębiający był fakt, że zmierzch zapadał zaraz po południu (Hitler upierał się, by walczące w Rosji wojska używały czasu panującego w Niemczech).

Step prowadzący do Stalingradu kończy się kilka kilometrów przed miastem, które otaczają ogrody i sady drzew owocowych, śliwy i migdałowce. Kto kontroluje Stalingrad, panuje nad ruchem rzecznym na Wołdze, nad transportem ropy naftowej, węgla i drzewa. Na krótko przed rozpoczęciem letniej ofensywy w 1942 roku, wódz miał obwieścić swoim generałom: “jeśli nie dostanę ropy naftowej Majakopu i Groznego, będę musiał zakończyć tę wojnę”. Rola 6 Armii dowodzonej przez Feldmarszałka von Paulusa przewidywała zaryglowanie Wołgi i wyeliminowanie Stalingradu jako ważnego ośrodka przemysłu ciężkiego jeszcze przed uderzeniem na Kaukaz.

Stalingradzki przemysł przestawiono na produkcję wojenną przed inwazją Niemiec na ZSRR. “Miasto staje się ogromnym ośrodkiem przeładunkowym, przez który przechodzi rocznie niemal 30 milionów ton ładunków, z czego 9 milionów stanowi ropa naftowa” [9]. Wkrótce fabryki przemysłowej części miasta, elewatory zbożowe, rafineria ropy naftowej, centrum i nadbrzeża miały stać się miejscem szczególnie zaciętych walk czołgów i piechoty, zamienionym w ruiny przez bombowce i artylerię.

Nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Z początku Niemcy nie byli zainteresowani zdobywaniem miasta, cele planów operacyjnych zakładały jedynie zniszczenie fabryk zbrojeniowych i umocnienie pozycji nad Wołgą.

Celem głównym operacji “Blau” miało być zdobycie roponośnych terenów Kaukazu. Anthony Beevor w swej znakomitej książce zatytułowanej “Stalingrad” pisze o tak wielkiej pewności Adolfa Hitlera co do szybkiej wygranej, że snuto już projekty o wysłaniu kolumn pancernych 17 Armii do Indii.

Nie wdając się w ocenę błędów taktycznych popełnionych w trakcie operacji “Blau”, należy stwierdzić, że podstawowym błędem dowództwa Wehrmachtu było zaangażowanie tak wielkich środków do tej kampanii i w ogóle rozpoczynanie jej.
Gdyby choć ułamek sił zmarnowanych w walkach o Stalingrad dostał się w ręce Rommla, nie ulega wątpliwości, że losy wojny potoczyłyby się o wiele korzystniej dla III Rzeszy, a Alianci straciliby panowanie w Egipcie i na Bliskim Wschodzie [10].

Wojna i Sacrum. Inny świat.

W swym eseju na temat wojny wybitny antropolog kultury Roger Caillois wypowiada ciekawą dla każdego historyka, ale i etnologa myśl, że wojna spełnia w społeczeństwie nowożytnym rolę odpowiadającą w społeczeństwach pierwotnych tradycyjnemu świętu, wraz z jego silnym powiązaniem z mitami.

Jest punktem przesilenia społecznego, kulminacyjnym momentem historii, wyłączającym jednostkę z jej prywatności i oddającym ją w całkowite władanie zbiorowości i praw faktów społecznych, jakim są pierwotne święto i wojna.

Pierwotne święto i wojna mają wiele wspólnych cech. Trwoni się gromadzone latami zapasy, przestają obowiązywać prawa starego porządku, a zaczynają obowiązywać nowe: “To, co wczoraj było zbrodnią, staje się regułą. W miejsce zwykłych norm pojawiają się nowe zakazy, wchodzi w życie nowa dyscyplina, której celem nie wydaje się usuwanie lub łagodzenie intensywnych wzruszeń, ale wprost przeciwnie – prowokowanie ich (…) Okres uniesienia jest także czasem składania ofiar, czasem sakralnym, czasem pozaczasowym, który odradza społeczeństwo, oczyszcza je i przywraca mu młodość. Przystępuje się wówczas do obrzędów dzięki którym ziemia zyskuje płodność, a młode pokolenie awansuje do rangi ludzi dorosłych i wojowników” [11]. Choć święto i wojna są właściwie sobie przeciwstawne, to ich funkcja społeczna, twierdzi Caillois, jest ta sama. Wojna odpowiada świętu w swym rozmachu, żywiołowości i odwróceniu porządku.

Tak jak święto jest rozpętaniem żywiołu życia, tak wojna to śmierć i zagłada. Ofiara składana w imię wojny ma oczyszczać społeczeństwo, przywracać mu siły i witalność. Wielu biografów Adolfa Hitlera przytacza jego wypowiedzi z okresu przedwojennego i wojny, dotyczące poświęcenia nawet najlepszej części narodu w imię dobra i tryumfu Niemiec. Stopniowo jednak, w miarę pogarszania się sytuacji na wszystkich frontach, nabierały one coraz bardziej dramatycznego charakteru, aż do postanowienia o zagładzie przegranej “rasy panów”, niewartej wobec poniesionej klęski, by przetrwać. Po raz pierwszy te spiżowe tony w rozmowach Hitlera ze współpracownikami zabrzmiały w czasie klęski 6 Armii pod Stalingradem.

Na razie nic nie zapowiadało smutnego końca aryjskiej wyprawy na stepy między Donem i Wołgą. Można było uwierzyć, że dla niemieckich oddziałów na froncie wschodnim znów nadeszły wielkie dni. “Jeden z obserwatorów pisał: Jak daleko spojrzysz, widzisz wozy pancerne i ciężarówki jadące po stepie. W ciepłym, popołudniowym wietrzyku łopocą proporczyki. W wieżyczkach czołgów widać wyprostowane sylwetki dowódców, którzy gestami rąk wskazują kierunek natarcia. Spod kół i gąsienic wyrywają się w niebo chmury pyłu” [12].

Niemieccy żołnierze elitarnych związków pancernych znaleźli się nagle na terenach zupełnie obcych wyobrażeniom przeciętnego mieszkańca Europy. Pozostawiany za nimi krajobraz, ale i pejzaż przed nimi, stawał się innym, obcym światem, szczególnie działając na tych spośród nich, którzy byli obdarzeni wrażliwością i wyobraźnią: “patrząc na ten bezkresny step i posuwające się po nim pojazdy, mieli wrażenie, że widzą łagodnie pofalowane morze, po którym płynie ogromna flota statków. Generał Strecker napisał w liście: Jesteśmy na oceanie, który w każdej chwili może pochłonąć flotę inwazyjną. Wsie odgrywały tu rolę wysp” [13]. Mieszkańcy większości kozackich chutorów nastawieni byli do Niemców przyjaźnie, a ich osiedla stanowiły oazy spokoju, gdzie niemieccy żołnierze mogli odpocząć.

Kiedy po ciężkich walkach opóźniających marsz dotarli nad Wołgę, Stalingrad bombardowała flota powietrzna von Richthofena, oddana do dyspozycji Paulusa. Z drugiego brzegu rzeki ostrzeliwała ich rosyjska artyleria, żołnierze widzieli niezniszczone zabudowania – słynne białe bloki mieszkalne. “Bezpośrednio za najbardziej wysuniętymi pozycjami nad Wołgą rozciągały się ogródki działkowe pełne drzew owocowych, melonów, pomidorów i winogron. Gdy następowała przerwa w ostrzale, żołnierze zbierali owoce, używając swych hełmów jako koszyków. Po tygodniach spędzonych na stepie widok Wołgi w jakiś sposób umacniał przekonanie, że dotarli do granic Europy(…). Kilku, uczestniczących w ubiegłym roku w kampanii na Bałkanach, twierdziło, ze widok białych bloków na drugim brzegu Wołgi przypomina im Ateny. To dziwaczne skojarzenie spowodowało, że między sobą nazywali Stalingrad Akropolis” [14].

Niemcy mieli wrażenie, że uczestniczą w historycznej podróży do granic znanego im i akceptowanego świata. Za drugim brzegiem Wołgi rozciągała się Azja. Długa droga przez otwarte, niezbadane zdawałoby się przestrzenie, stawiała ich w roli odkrywców nieznanego lądu. Pośród tych obcych bezkresnych stron, napawających ich melancholią, mogli liczyć tylko na siebie i narzędzia wojny, jakie ze sobą przynosili. Nastroje były dobre, a “żołnierze pisali do domów, dumni, ze jako pierwsi stanęli na nowych, wschodnich granicach niemieckiego Reichu” [15].

Samo miasto nie przypominało miast niemieckich, było inaczej zbudowane: “Całe długie ulice składały się z jednopiętrowych drewnianych domków, jakie spotkać można od czasu do czasu w większej wsi. Wokół fabryk wznosiły się smutne osiedla robotnicze, brudne i zaniedbane, mroczne i smutne, nędzne i nieprzyjazne – zupełnie jakby nigdy nie dotknął ich promień słońca. A w ich murach nigdy nie rozbrzmiewał śmiech dzieci. Bardzo niewiele ulic było brukowanych, nie mówiąc już o asfalcie” [16].

Antony Beevor w “Stalingradzie” pisze, że podniecenie, które ogarnęło niemieckich oficerów, jak też dostawy nowego uzbrojenia, pora letnia i początkowe sukcesy, pozwoliły im zapomnieć o rosyjskiej zimie i determinacji obrony rosyjskiego żołnierza. Najrozsądniejsi z nich zaczynali się jednak niepokoić ogromem pokonanej odległości, nadmiernym rozciągnięciem linii zaopatrzeniowych, a także tym, że Rosjanie zdawali się wycofywać wedle opracowanego planu. Ogarniało ich zwątpienie, czy zdążą zająć miasto przed zimą. Na razie zdawało się, że los im sprzyja.

Dopiero stopniowo mieli zstępować do piekła na ziemi, jakie sami stworzyli w mieście u granic Azji.

Na razie świat ponownie wstrzymał oddech.

Czas wybryków, gwałtu i przebierania miary.

Wojna to chaos i zniszczenie, odwrócenie tradycyjnej moralności, wartości i norm społecznych. To całkowite zawłaszczenie przez grupę wolności jednostki, “nikt nie może pozostać na uboczu i zająć się czymś innym(…). Teraz społeczeństwo zgarnia dobra, domaga się ofiary z czasu, trudu, a nawet krwi obywateli” [17].

Jeśli funkcję święta w społeczeństwie pierwotnym nowoczesna cywilizacja istotnie zastąpiła wojną, jak zakłada Roger Caillois, to jest to święto makabry i okrutnego szaleństwa.

Nie sposób nie przyznać racji argumentom przemawiającym za podobieństwami elementów wojny i święta przedstawionym przez francuskiego antropologa. Dotyczy to zwłaszcza odwrócenia tradycyjnego porządku społecznego. W czasie wojny pożądane są okrucieństwo i sprawność w zabijaniu wroga, bohaterem staje się morderca, zabijający jak największą ilość ludzi. W czasie wojny i święta “dozwolone są poczynania, które poza tymi okazjami uchodzą za najcięższe świętokradztwa i najbardziej niewybaczalne zbrodnie(…)” [18]. Wojna odwraca również etykę i moralność, a kłamstwo, oszustwo i podstęp stają się cnotami, jeśli ich ostrze mierzy we wroga.

Walka pod Stalingradem przybierała na sile. Miasta nie udało się zdobyć z marszu. Niemcy natrafili na twardy opór Rosjan, a coraz gwałtowniejsze ataki niemieckich dział szturmowych, czołgów, zwykłych jednostek piechoty i saperów spotykały się z radzieckimi kontratakami graniczącymi z samobójstwem. “W tym okresie ataki Rosjan zaskakiwały zarówno niezwracaniem żadnej uwagi na ponoszone straty, jak i brakiem myśli taktycznej. Nie pozostawały jednak wątpliwości, że Stralingrad będzie broniony za wszelką cenę. Determinacja obrońców wydawała się bezgraniczna, przekraczająca determinację atakujących” [19].

Rosjanie sięgnęli po patriotyczne gesty, do pracy popędzono środowisko literackie. Stalin rozkazał ukrócić wszechwładzę komisarzy wojskowych, przywrócono ordery Kutuzowa i Suworowa, w armii nieco “poluzowano śrubę”.

Do walki ideologicznej włączyli się Anna Achmatowa, Ilja Erenburg, Konstantin Siemionow, Aleksiej Surkow. W stalingradzkiej gazecie frontowej “ukazał się rysunek przerażonej dziewczyny ze związanymi rękami. Podpis głosił: Co będzie, jeśli twoja ukochana zostanie tak związana przez faszystów? Najpierw ją brutalnie zgwałcą, a potem wrzucą pod czołg. Żołnierzu! Zabijaj wrogów.(…) w ręce żołnierzy czołowych jednostek 4 Armii Pancernej wpadły kopie pisma Czerwona Gwiazda z tekstem apelu Ilji Erenburga do sowieckich żołnierzy(…): Nie licz dni, nie licz kilometrów, licz jedynie trupy Niemców, których zabiłeś. Zabijaj Niemców – o to modli się twoja matka. Zabijaj Niemców – do tego wzywa cię Rosja. Nie wahaj się. Nie przepuszczaj okazji. Zabijaj[20].

Bohaterowie

Roger Caillois pisze o rytualnym charakterze jaki wojna nadaje unicestwieniu życia i porządku: “Jak kazirodztwo w czasie święta, tak mord na wonie staje się aktem o charakterze religijnym.(…) To samo prawo, które żąda od walczącego, by złożył w ofierze własne życie, nakazuje mu unicestwienie przeciwnika. Reguły wojny nadaremnie usiłują przeistoczyć ją w rodzaj szlachetnej gry, pojedynku, w którym lojalność i kurtuazja wytyczają granice okrucieństwu. Sprawą istotną pozostaje mordowanie” [21].

Miasto zamienione w dymiące zgliszcza przez stukasy, junkersy i heinkle, stało się areną ciężkich walk ulicznych. Obrońcy mogli bardzo łatwo zamienić ruiny w barykady. Wojna toczyła się również pod ziemią, w kanałach, zasypanych halach fabrycznych, tunelach i piwnicach. Najbardziej cenionym i poszukiwanym przez żołnierzy obu stron rodzajem uzbrojenia stały się zaostrzona łopatka saperska, bagnet i granat. Powszechnie używano miotaczy płomieni i karabinów snajperskich.

Pojawili się wyspecjalizowani w pewnych rodzajach zabijania żołnierze. Elitarną, najlepiej wyposażoną w zimową maskującą odzież grupę pośród nich stanowili snajperzy. Dostawali też lepsze rację żywnościowe i wódkę. W ruinach odbywały się pojedynki snajperskie. Najbardziej znanym radzieckim “mistrzem” tego rzemiosła był Wasilij Zajcew. Od jego nazwiska żołnierzy, których wyszkolił nazywano “zajączkami”.

“Prawdziwym bohaterem 62 Armii (chodzi o wojska radzieckie, dowodzone przez gen. Czujkowa – M.K.), stawał się nie żołnierz niszczący czołg, ale snajper. Kiedy zbliżała się dwudziesta piąta rocznica rewolucji październikowej, propaganda tego rodzaju wyczynów frontowych nabrała rozmachu. Zaczął się ruch socjalistycznego współzawodnictwa polegający na zabiciu jak największej liczby Niemców. (…) Najsłynniejszym snajperem na froncie stalingradzkim (…) był Zajcew z dywizji Batiuka. W okresie świętowania rocznicy rewolucji liczba zastrzelonych przez niego Niemców doszła do 149. Obiecywał, że zastrzeli 150, ale jednego mu zabrakło” [22].

Zajcewa, małomównego pasterza z Uralu Niemcy chcieli unieszkodliwić. Sprowadzili swoich najlepszych ludzi.

Zajcew nie dał się podejść, co więcej, zastrzelił niemieckiego snajpera, który na niego polował. O pojedynku snajperów w Stalingradzie opowiada wstrząsający i piękny film “Wróg u bram” (“Enemy at the Gates”). Wasilij Zajcew, którego możemy oglądać w filmie dokumentalnym “Wojna rosyjska. Krew na śniegu”, okazuje się starym, siwym człowiekiem. Sędziwy weteran prostymi słowami przywołuje historię bitwy sprzed lat. Jest skromny, nie obwiesił się orderami, nie przypisuje sobie jakiejś szczególnej roli. Wyraźnie wzruszony, jak inni weterani wojenni występujący w filmie, mówi o tragedii Stalingradu.

Inny słynny radziecki snajper, Anatolij Czekow “był synem pijaka, robotnika w fabryce chemicznej. Od dzieciństwa poznał ciemne strony życia, a równocześnie był miłośnikiem geografii. Teraz, kryjąc się godzinami w oczekiwaniu na ofiarę, rozmyślał o dalekich krajach. Czeków miał niebywałe predyspozycje do zabijania. Tacy ludzie często wyróżniają się w czasach wojny. Był doskonałym snajperem, nie znającym uczucia strachu” [23]. Czekow zwykle celował w głowę, nad nasadę nosa.

Szczególną wagę Rosjanie przywiązywali do zabijania obserwatorów artylerii i niosących zaopatrzenie żołnierzy wroga. Niemcy mieli ciągle wrażenie, że właśnie są obserwowani przez lunetę radzieckiego karabinku snajperskiego.
Rosyjskie dowództwo ogromnie ceniło snajperów, zgodnie bowiem zasadą wojny opisaną przez Caillois “Najwyższa zręczność polega na tym, aby zniszczyć nieprzyjaciela jak zwierzynę łowną: w miarę możliwości, dopaść go, gdy śpi albo gdy nie ma broni” [24].

Radość niszczenia. Rattenkrieg.

“Czarne ciężkie kłęby dymu wznoszą się nad miastem na kilometrową wysokość. Szaleją płomienie wielkich pożarów, nie ma ani jednego całego budynku (…). Ze środka miasta strzelają do nas baterie dział, widzimy ognie wystrzałów w zaroślach po drugiej stronie Wołgi. Działa przeciwpancerne strzelają z leżącego naprzeciwko wzgórza, z flanki prowadzą ogień czołgi, samoloty zasypują nas bombami i szybko zawracają na widok niemieckich myśliwców, spadają na nas salwy pocisków rakietowych, a z tym wszystkim mieszają się detonacje pocisków moździerzy. To piekło – ten huk i łoskot, bezustanne detonacje pocisków wszelkich kalibrów, piekielne wycie pocisków przecinających powietrze, deszcz fruwających na wszystkie strony odłamków, fontanny pyłu podnoszące się w czasie wybuchów, bezustanne drżenie ziemi, gryzący odór spalonego prochu (…). I przez takie piekło muszą przedzierać się szturmujący piechurzy. Bez przerwy muszą dokonywać cudów odwagi, muszą być dzielni i twardzi, wykazywać hart i zimną krew, i ani przez chwilę nie wolno im myśleć o tym, że w następnej chwili być może nie będą już żyć, albo będą leżeli ranni” [25]. Czytając ten opis walk ulicznych w Stalingradzie wydaje nam się, że czytamy opis jednego z kręgów piekielnych “Boskiej Komedii” Dantego.

Spirala wojny nakręca się coraz bardziej. Nie rozróżnia się żołnierzy i ludności cywilnej, wszyscy przedstawiciele drugiej strony są wrogami, których trzeba wyeliminować. Zabijaj, zanim ciebie zabiją. Nie ma mowy o jakimś “rycerskim kodeksie” walki.

Wojna nie oszczędza kobiet i dzieci, szpitali i kościołów, miejsc uznanych powszechnie za uświęcone.

Walka trwa stale i wszędzie, w dzień i w nocy, przeciwnika trzeba zaskakiwać, atakując podczas snu, posiłku, odpoczynku.

“Walki w Stalingradzie nie przypominały żadnych odbytych do tej pory. Była to nowa forma działań wojennych toczonych w ruinach, na gruzach domów (…) Ta walko toczona w bezpośredniej bliskości przeciwnika, prowadzona wbrew wszelkim dotychczasowym zasadom działań wojennych, polegała na zdobywaniu poszczególnych pięter domów. (…) Niemieccy żołnierze ataki na piwnice, bunkry i kanały określali nazwą Rattenkrieg, wojna szczurów” [26].

Radzieccy żołnierze lubili atakować w nocy, tak by Niemcy nie mogli zaznać odpoczynku. Strzały karabinowe, ciągłe wybuchy pocisków artyleryjskich i wycie bomb wypełniały przestrzeń. W dzień widoczność była słaba z powodu tumanów kurzu i dymów spowodowanych pożarami. “Ustawiczne wybuchy szarpały nerwy. Jeden z niemieckich oficerów broni pancernej pisał: powietrze wypełnia ryk nurkujących stukasów wybuchy bomb i strzały armatnie, ryk silników czołgów, wycie pocisków rakietowych i organów Stalina. (chodzi o słynne Katiusze – M.K.) Ustawicznie czuje się żar pożarów. Ze wszystkich stron dobiegały jęki i krzyki rannych. Niemiecki żołnierz zanotował w pamiętniku: Krzyki rannych stają się nie do wytrzymania. To krzyki nieludzkie. To wycie dzikich zwierząt konających w mękach” [27].

Los cywili, którzy pozostali w Stalingradzie był z pewnością gorszy od losu żołnierzy. Ludność cywilna, która zdecydował się na wyjście z miasta, mogła to zrobić, ale kierunek był tylko jeden – w stronę okupowanych przez Niemców terenów. Niemcy pozwolili na ewakuację we wrześniu. W liście do rodziny w Niemczech jeden z żołnierzy napisał: “Dziś widziałem uchodźców ze Stalingradu. Wręcz niewiarygodna biedota. Dzieci, kobiety, starcy – w wieku naszego dziadka -leżeli przy drodze lekko ubrani, bez żadnego okrycia przed chłodem. Wprawdzie to nasi wrogowie, ale byłem zaszokowany. Możemy być wdzięczni naszemu fuhrerowi i Bogu, że naszemu krajowi oszczędzono takich nieszczęść. Widziałem już w czasie tej wojny wiele nędzy i nieszczęść, ale to, co się widzi Rosji, przekracza wszelkie granice. Przede wszystkim w Stalingradzie. Nie zrozumiecie tego. To trzeba zobaczyć na własne oczy[28].

Udziałem tego przedstawiciela zwycięskiej (na razie), elitarnej 6 Armii stała się tajemna przemiana. Stał się wojownikiem, zabijał i zadawał cierpienia. Inicjacja w wojnę sprawiła, że jego udziałem stał się wedle słów Rogera Caillois, “byt nadludzki”. “Ten stan ducha ma charakter prawdziwie religijny. Wojna, podobnie jak święto jawi się jako czas sakralny, okres epifanii boskości. Wprowadza człowieka w świat, gdzie obecność śmierci przyprawia go o drżenie i różnym jego uczynkom nadaje wartość najwyższą” [29]. Człowiek zstępujący do piekieł staje się kapłanem wojny, przydane są mu niezwykłe cechy, jest towarzyszem broni tych, z którymi razem przeszedł tę drogę “ogniowego chrztu”. Wojownicy, dalej powiada Caillois, mają poczucie wyższość w stosunku do tych, którym nie było dane przeżywać takich niebezpieczeństw. Uświęcenie ma dwoisty charakter – trzeba umieć zabić i mieć odwagę zginąć. Wojownik przynależy do grupy jemu podobnych ludzi, cieszących się społecznym uznaniem, sławą i przywilejami. W tej grupie panuje hierarchia i zróżnicowanie statusów, “odnajdujemy tu pewne rysy właściwe stowarzyszeniom mężczyzn, do których – w społeczeństwach pierwotnych – droga prowadzi poprzez uciążliwe próby i których członkowie w ramach wspólnoty korzystają ze szczególnym praw” [30].

Już wkrótce rodziny niemieckich żołnierzy miały zrozumieć, czym jest wojna, a okropieństwa Stalingradu dziać się miały na ulicach niemieckich miast. Obosieczny miecz wojny tnie bez litości.

Myśliwy staje się ofiarą.

Walki w Stalingradzie weszły w decydującą fazę. Obrońcy utrzymywali tylko kilka niewielkich przyczółków. Niemcy rzucili do walki wszystkie siły, jakimi dysponowali i ostatnie rezerwy. 11 listopada 1942 roku przed świtem natarcie ruszyło. Obrońcy przyparci do Wołgi utrzymali linię obrony w odległości 70 metrów od rzeki. Impet niemieckiego natarcia wyczerpywał się, straty w ludziach i sprzęcie były wysokie. Rosjanie ponosili większe straty, ale mogli sobie na to pozwolić. Stopniowo walki zamieniły się w wiele drobnych starć i ucichły. Niemieckie dowództwo wydało instrukcje przygotowań żołnierzy do zimy. Dowódcy Wehrmachtu nie wiedzieli jednak, że w największej tajemnicy Rosjanie zaczęli realizację planu Uran, polegającego na kontruderzeniu okrążającym, w wyniku którego 6 Armia znalazła się w kotle.

Nadeszła zima, a wraz a z nią przesilenie. Pewien podoficer niemiecki tak opisywał sytuację walczących w liście do domu: “Ojcze, zawsze uczyłeś mnie bądź wierny swoim ideom, a zwyciężysz. Sądzę, że nie zapomnisz tych słów, nadszedł bowiem czas, by każdy zdrowo myślący człowiek w Niemczech przeklął tę wojnę” [31].

Żołnierze armii sojuszniczych, osłaniający skrzydła Niemców stanowiły źle wyposażone, o niskim morale wojska włoskie, węgierski i rumuńskie (był nawet pułk chorwacki). Najwięcej kłopotów przysparzali niemieckiemu dowództwu Włosi i Rumuni. Włosi zupełnie nie przywykli do warunków klimatycznych, nie pałali chęcią do walki. “Pewien włoski sierżant, zapytany przez sowieckiego tłumacza, dlaczego cały jego batalion poddał się bez jednego wystrzału, odpowiedział całkiem logicznie: Nie strzelaliśmy, bo uznaliśmy, że byłby to błąd” [32].

Z kolei rumuńscy szeregowi żołnierze, w większości chłopi nie znający techniki wojennej, w ogóle nie rozumieli, po co znaleźli się w takim miejscu. Naloty bombowe, czołgi i bombardowanie artyleryjskie napawało ich wielkim przerażeniem. W rumuńskim wojsku panowały drakońskie środki przymusu, z karami cielesnymi włącznie, a według samych Niemców, oficerowie rumuńscy wcale nie dbali o swych podkomendnych: “Są to bardzo źli oficerowie… wcale nie interesują się swoimi żołnierzami” [33]. Po prostu traktowali ich jak obszarnicy pańszczyźnianych chłopów.

Sytuacja zimujących w stepie nie była dobra. Co prawda wczesną jesienią budowano schrony i ziemianki, ale brakowało zaopatrzenia. Nie można było utrzymać na należytym poziomie higieny, pojawiły się wszy, tyfus, dyzenteria. Wzrosła śmiertelność wśród Niemców, Rosjanie zaś “ze zdziwieniem zauważyli, że Niemcy masowo chorują. Zaczęto mówić o niemieckiej chorowitości” [34]. Na dyzenterię zapadł sam Paulus.

Wielu Niemców nie miało ekwipunku zimowego, niektórzy nosili części ciepłego umundurowania radzieckiego, watowane kufajki i spodnie, filcowe buty. “W cenie były rękawice. By je zdobyć, zabijano napotkane psy i obdzierano ze skóry. Ze skór zarżniętych koni wyrabiano kamizelki” [35].

Niemieccy oficerowie z niepokojem myśleli o dalszych losach wojny. Stało się jasne, że wojska III Rzeszy nie wytrzymają dłużej ponoszenia takich strat. Pod koniec Października z powodu wyczerpania i braku amunicji niemieckie ataki w Stalingradzie właściwie ustały.

Za to nagle i niespodziewanie ruszyła przygotowana do najdrobniejszych szczegółów przez generała Georgija Żukowa radziecka ofensywa Uran. Cała 6 Armia von Paulusa w wyniku druzgocącego ataku Rosjan znalazła się w okrążeniu.
Hitler nie zezwolił na wyrwanie się 6 Armii z kotła. Samoloty Luftwffe miały dostarczać zaopatrzenie, a okrążone wojska bronić się i utrzymać pozycje w Stalingradzie. Obiecana żywność, paliwo i amunicja nigdy nie nadchodziła w wystarczającej ilości. Obniżono racje żywnościowe. Zaczął się głód. Najgorsze warunki przypadły oddziałom, które w wyniku radzieckiej ofensywy musiały zająć nowe stanowiska na stepie i nocować na otwartym terenie, bez możliwości wykopania schronów. “Żołnierze spali ułożeni jak sardynki w płytkich zagłębieniach zakrytych brezentem. Szerzyły się infekcje i choroby (…), a żołnierze wypróżniali się na łopaty by nieczystości wyrzucać w step” [36].

Choć starano się rodzinom oszczędzać opisów tragicznej rzeczywistości, jeden z żołnierzy pisał w liście: “Śpimy razem w jamie wykopanej w zboczu wzgórza. Wszędzie brud i błoto.(…) Brak drzewa na budowę schronu. Okolica ponura, monotonna, melancholijna. Pogoda zmienna. Śnieg, wkrótce potem ulewny deszcz, mróz i nagła odwilż. W nocy myszy biegają nam po twarzach” [37]. Któż mógł przypuszczać, że tak będzie wyglądać i żyć elitarna 6 Armia?

Zagłada 6 Armii.

“Rzeczywistość sięga mitu: nabiera jego kosmicznych wymiarów, mogłaby, jak się zdaje, dopełnić jego wyroków. Wydaje się, że dziś mit powszechnej zagłady, podobnie jak mit Zmierzchu Bogów, wyszedł poza sferę fantazji” [38].

“Chciałoby się dzisiaj wymodlić cud, ponieważ masy bolszewików coraz ciaśniej okrążają niemieckich obrońców.(…) Kto ich może jeszcze uratować? Gęsty kordon rojących się bolszewickich mas i straszliwych dywizji pancernych dzieli tych, którzy są jeszcze nad Wołgą od tych, którzy oddaleni o wiele kilometrów sami toczą zaciętą walkę(…). To nie jest garstka żołnierzy, codziennie wycofująca się w walce krok po kroku. Codziennie zużywają tysiące pocisków, niezliczone kanistry benzyny, miliony naboi karabinowych. Muszą jeść, muszą pić, muszą walczyć, nie wolno im spać. Ich twarze i zapadnięte z głodu i przemęczenia oczy naznaczone są piętnem tragedii. (…) Już trzy tygodnie temu kawałek chleba stał się czymś bezcennym. Musieli godzić się na jedno wyrzeczenie po drugim. (…) Nasza historia ukazuje oto wspaniały i przerażający przykład, jak wielu ludzi, połączonych wspólną wolą i poprzez siłę swojej decyzji sięgających nieśmiertelności, wynosi się ponad doczesność śmierci i dokonuje czynów na miarę wieczności” [39].

Racje żywnościowe wciąż obniżano. Żołnierze mogli jedynie marzyć o zjedzeniu czegoś ciepłego. Wszelkie płyny zamarzały, jedzono końskie mięso. Spadł śnieg i nastał mróz. Wielu oficerów i szeregowców wierzyło, że Hitler ich uratuje. Kanonadę artyleryjską radzieckich dział odczytywano jako zbliżanie się wysłanych na odsiecz wojsk niemieckich.

Powszechnie liczono na cud, a już w początkach grudnia żołnierze rozpoczęli przygotowania do Bożego Narodzenia. Schrony i bunkry świątecznie udekorowano.

Coraz większa ilość zgonów spowodowanych niedożywieniem, zimnem i stresem, niepokoiła niemieckich lekarzy. Nie odważali się mówić otwarcie o przyczynach śmierci, która zabierała najmłodszych żołnierzy. Ci okazywali się najmniej odporni. “Wystąpiło zjawisko określane syndromem kotła – żołnierze marzyli, że nadciągają pancerne korpusy SS, przełamują okrążenie, a bitwa o Stalingrad kończy się wielkim, tryumfalnym zwycięstwem” [40].

W ciemne, zimowe wieczory wspominano ciepłą Francję, zdobycze i sukcesy okupione znikomą liczbą ofiar. Tematem rozmów był też rodzinny dom.
Oblężona 6 Armii przywiązywała do Bożego Narodzenia obsesyjną wręcz wagę. “Już pod koniec listopada żołnierze zaczęli oszczędzać małe porcje pożywienia (…). Wyprawiano się do lasów po choinki i na stepy w poszukiwaniu zielonych krzewów do ozdabiania kwater (… ). Generał Edler von Daniels ustawił w swoim schronie choinkę, a pod nią umieścił zdjęcie swego nowo urodzonego syna. W liście do młodej żony pisał, że święta spędzi zgodnie z niemiecką tradycją, chociaż przebywa w głębi Rosji” [41].

Sytuacja wojsk niemieckich stawała się coraz gorsza. Piloci samolotów dostarczających zaopatrzenie “byli wstrząśnięci widokiem lotniska w Pitomniku, w szczególności obrazem oczekujących na ewakuację rannych, którzy leżeli na mrozie i śniegu. Do tego dochodził widok stosu trupów (…) na kraju lotniska, gdyż zamarznięta na kamień ziemia uniemożliwiała kopanie grobów” [42]. Na lotniskach, póki jeszcze funkcjonowały nie zajęte przez Rosjan, działy się sceny przerażające. Wszyscy ranni chcieli wydostać się z kotła jedyną możliwą drogą – odlatując samolotem. Samoloty lądując i startując w złych warunkach, przepełnione często się rozbijały. Ci żołnierze, którym udało przecisnąć się przez tratujący się wzajem tłum, ginęli.

Pozostali w kotle, zrezygnowani i apatyczni, w niczym nie przypominali niezwyciężonych germańskich wojowników, jak przedstawiała ich propaganda.

Ich zachowanie i wygląd przypominały zagłodzonych na śmierć więźniów obozów koncentracyjnych. Pozostawali bez ruchu, gdyż ciepło i ruch uaktywniały wszy. Opowiadano sobie dziwaczne historie i powtarzano najrozmaitsze plotki. Na stepie wyrosły w czasie okrążenia dziwaczne ludzkie osiedla: “skupiska jam i ziemianek sprawiały wrażenie osad z okresu lodowcowego. Jeśli tylko znaleziono trochę opału do piecyków, z prowizorycznych kominów wydobywała się strużka dymu. Na opał szły wszystkie stoły, paki, nawet prycze zabitych i zmarłych.(…) Gdy na saniach ciągniętych przez zagłodzonego kuca przywożono zaopatrzenie, z ziemianek i nor wyłaniały się dziwne postacie okryte łachmanami(…). Zapadłe, wychudłe twarze ludzkie były brudne i zarośnięte. (…) Mróz i głód powodowały, że (…) żołnierze leżeli na pryczach w swoich jamach, by oszczędzać energię. Schrony były swoistym azylem, którego nie opuszczało się bez rzeczywistej potrzeby. (…) Już prawie nikt nie czytał. Zarzucono grę w szachy. Zdarzało się, że głód i wycieńczenie powodowały podniecenie i wizje. Byli tacy, którzy słyszeli jakieś dziwne głosy i mieli widzenia” [43]. Niektórzy żołnierze popełniali samobójstwa. Przeczuwający śmierć płakali na wspomnienie domu i rodzin. Sami przypominali teraz bardziej łachmaniarzy, jak nazywali rosyjskich piechurów w początkach wojny, niż dobrze odżywione i wyekwipowane w baranie kożuchy radzieckie wojsko. Nie pogardzali już Rosjanami, raczej bali się ich. Cóż za zadziwiająca przemiana.

Tymczasem Hitler przedstawiał coraz bardziej nierealne plany, zakładające kontratak pancernych jednostek SS z użyciem nowych czołgów. Jedyną szansę, jaką miała 6 Armia na wyjście z kotła zmarnowano na początku okrążenia. Jeden z niemieckich generałów w trakcie pobytu w kwaterze głównej Hitlera, w geście solidarności z żołnierzami wegetującymi pod Stalingradem narzucił sobie ich dietę. Przez dwa tygodnie schudł tak bardzo, że wódz rozkazał mu natychmiast zaprzestać takich eksperymentów.

Paulus wysłał do Hitlera z misją powiedzenia prawdy o sytuacji w kotle młodego kapitana wojsk pancernych Behra, udekorowanego wysokimi odznaczeniami bohatera.

Wprowadzony do sali odpraw oczekiwał na audiencję. Po powitaniu i monologu wodza, Behr “zaczął mówić, a Hitler, ku zdumieniu kapitana, nie usiłował mu przerwać. Nie ukrywał niczego i nie oszczędzał swoich słuchaczy. Mówił nawet o szerzącej się dezercji do Rosjan. Stojący za plecami Hitlera feldmarszałek Keitel nie mógł znieść tej szczerości w obecności fuhrera i grożąc pięścią, usiłował powstrzymać Behra. Ten jednak mówił dalej (…)” [44]. Kiedy jednak kapitan zaczął omawiać tragiczne położenie strategiczne 6 Armii, “Hitler najwyraźniej nie wytrzymał, i zaczął się odwoływać do leżącej na stole wielkiej mapy (…), na której chorągiewki poustawiane były tak, jakby na froncie nie zaszły żadne zmiany. Behr nie miał najmniejszych złudzeń, że każda z tych chorągiewek, która przedtem oznaczała pełną dywizję, dziś oznacza ugrupowanie liczące po kilkaset osób, prawie bez sprzętu i z minimalnym zapasem amunicji. Hitler wrócił do swego ulubionego tematu – miażdżącej kontrofensywy” [45]. Rzekomo w okolicy Charkowa skoncentrowane są oddziały SS, a kontratak ruszy lada dzień. Kapitan wiedział jednak z wcześniejszej rozmowy z feldmarszałkiem von Mansteinem, że koncentracja wojsk trwać będzie jeszcze przez wiele tygodni. Wysłannik Paulusa stracił w jednej chwili wszelkie złudzenia co do osoby wodza, któremu jako niemiecki nacjonalista ślepo wierzył. W swej drodze inicjacyjnej doszedł do momentu zwrotnego, utracił wiarę w ideały, jakim był oddany, za jakie zabijał i sam gotów był zginąć. Potem zapisał, że: “Jasne było dla mnie, że utracił On (bożek i władca, uświęcony król i wyrocznia, pan życia i śmierci, najdroższy wódz – MK) wszelki kontakt z rzeczywistością. Żył w świecie fantazji, w świecie map i chorągiewek. To był kres moich iluzji związanych z osobą Hitlera. Teraz nie miałem już wątpliwości, że musimy przegrać wojnę[46]. Jak większość żołnierzy niemieckich spod Stalingradu, odważny kapitan wojsk pancernych doszedł do negacji swojej dotychczasowej wiary, roli społecznej, poczucia żołnierskiej godności, zaufania i wiedzy o dowódcach.

Niemcy ponieśli klęskę pod Stalingradem. Resztki ich zagłodzonych wojsk skapitulowały. Teraz dni tryumfu przezywali Rosjanie, którzy uwierzyli, że wojnę wygrają, a los Stalingradu i innych zniszczonych radzieckich miast będzie udziałem Berlina.

W walkach o Stalingrad po stronie Niemców walczyło około dwudziestu dwóch dywizji. Zginęło, zamarzło, zmarło z głodu dwie trzecie żołnierzy i podoficerów oraz połowa oficerów. Stracono masy sprzętu wojskowego. Ogromne straty ponieśli obrońcy miasta i ludność cywilna. Z pola walki zebrano ciała poległych. Rosjanie zostali pochowani. Niemców spalono.

“Po zakończeniu walk Stalingrad był jednym wielkim morzem ruin, jego dzielnice przemysłowe zmieniły się w zwały żelaza i betonu. Z 42 tysięcy domów zostały niemal same fundamenty. Cała infrastruktura miasta, sieć elektryczna, wodociągowa i kanalizacyjna została całkowicie zniszczona” [47].

Trupy znajdowano w ruinach jeszcze po zakończeniu wojny, a miasta długo nie można było odbudować.

Czego Niemcy szukali w stepach między Donem i Wołgą, co chcieli osiągnąć szturmując Stalingrad aż do jego całkowitego zniszczenia, tracąc przy tym najlepszych żołnierzy i drogocenny sprzęt?

Kto ponosi za to wszystko odpowiedzialność? Hitler ogarnięty szaleńczą manią zagarnięcia złóż ropy naftowej, dotarcia na Kaukaz i do Indii, nie umiejący mu się przeciwstawić nawet w godzinie klęski najwyżsi dowódcy wehrmachtu? Oszukujący go, że okrążonych można zaopatrywać z powietrza marszałek rzeszy Goering? A może winna była sama wojna?

“Szósta Armia – dysponująca latem 1942 roku nieprzeciętnie dobrym wyposażeniem – liczyła tyle dywizji, ile normalnie dwie armie. Jej głównodowodzący generał pułkownik Paulus, był – jak zaświadcza jego adiutant, pułkownik Adam – w stosunku do podwładnych (…) zawsze życzliwym, zawsze poprawnym przełożonym. Jako stary żołnierz i długoletni wykładowca historii wojny oraz taktyki musiał się orientować, że wskutek dyletanckich rozkazów Hitlera, które niejednokrotnie przeczyły wszelkim zasadom strategii, jego armia została wmanewrowana w nie dającą żadnych szans sytuację. Przekonującej odpowiedzi na pytanie, dlaczego mimo wszystko podporządkowywał się tym rozkazom, Paulus nigdy nie udzielił[48].

Wódz III Rzeszy obsesyjnie pragnął, by jego żołnierze, a zwłaszcza oficerowie nie poddali się Rosjanom. Żądał od nich zbiorowego samobójstwa, w jakiś dziwaczny sposób powołując się na germańską mitologię i opery Wagnera.
Hitler miał za złe feldmarszałkowi von Paulusowi, że oddał się do niewoli i nie popełnił samobójstwa. W rozmowach ze swymi współpracownikami, między innymi ministrem Speerem, nie ukrywał, jak jest dotknięty tym, że kobieta strzelająca do siebie z powodu zawodu miłosnego ma więcej odwagi, niż niemiecki feldmarszałek [49].

PRZYPISY

[1]
“Dylematy Hitlera” praca zbiorowa pod red. Kennetha Mackseya, s. 43, Wydawnictwo Militaria W – wa 1996.

[2]
Georges Blond “Agonia III Rzeszy” s.183, Wydawnictwo Poznańskie.

[3]
Janusz Piekałkiewicz “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s. 149, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[4]
Michael Howard “Wojna w dziejach Europy” s.175, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1990.

[5]
Erich von Manstein “Stracone Zwycięstwa. Wspomnienia 1939 -1944” s. 7, Bellona 2001.

[6]
Ibidem, s. 7.

[7]
Janusz Piekałkiewicz “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s. 9, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[8]
Janusz Piekałkiewicz “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s. 10, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[9]
Janusz Piekałkiewicz “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s. 11, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[10]
Patrz: “Dylematy Hitlera” praca zbiorowa pod redakcją Kennetha Mackseya, Wydawnictwo Militaria, Warszawa 1996.

[11]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.162, PIW Warszawa 1973.

[12]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 81, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[13]
Ibidem, s. 82.

[14]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 114, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[15]
Ibidem, s. 114.

[16]
Janusz Piekałkiewicz “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s. 151, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[17]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.164, PIW Warszawa 1973.

[18]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.165, PIW Warszawa 1973.

[19]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 114, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[20]
Ibidem, s. 128.

[21]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.167, PIW Warszawa 1973.

[22]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 192, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[23]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 194, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[24]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.167, PIW Warszawa 1973.

[25]
Janusz Piekałkiewicz “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s. 137, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[26]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 148, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[27]
Ibidem, s. 147.

[28]
Ibidem, s. 169.

[29]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.173, PIW Warszawa 1973.

[30]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.174, PIW Warszawa 1973.

[31]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 196, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[32]
Ibidem, s.176.

[33]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 176, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[34]
Ibidem, s. 199.

[35]
Ibidem, s. 264.

[36]
Ibidem, s. 265.

[37]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 265, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[38]
Roger Cailois “Żywioł i ład”, s.183, PIW Warszawa 1973.

[39]
Brusseler Zeitung, 25.01.1943, za: J. Piekałkiewicz: “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s.
420, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[40]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 283, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[41]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 288, Książka i Wiedza, Warszawa 2000.

[42]
Ibidem, s. 306.

[43]
Ibidem, s. 309.

[44]
Antony Beevor “Staligrad”, s. 314.

[45]
Ibidem, s. 315.

[46]
Ibidem, s. 315.

[47]
J. Piekałkiewicz: “Stalingrad. Anatomia bitwy”, s. 469, Agencja Wydawnicza Morex, Warszawa 1995.

[48]
Ibidem, s. 457.

[49]
w Albert Speer “Wspomnienia” , MON 1973.

——————————————————————————————–
Materiał udostępniany na zasadach licencji
Creative Commons 2.5 Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne

——————————————————————————————–