Michał Potocki – Uniwersytet popularnonaukowy

„Kultura i Historia” nr 10/2006

Michał Potocki
Uniwersytet popularnonaukowy

Tytuł „Uniwersytet popularnonaukowy” kryje kilka aspektów związanych z działaniami popularyzatorskimi, które mają swe źródło w uniwersyteckich murach. W referacie naświetlone zostaną zalety i wady popularyzacji oraz jej znaczenie dla uczelni i społeczeństwa. Przedmiotem rozważań będą: definicje nauki, wiedzy i popularyzacji oraz miejsce tych ostatnich na uniwersytetach, a także formy upowszechniania wiedzy naukowej.

Mówiąc o uniwersytecie nie można pominąć kwestii nauki, gdyż jest ona źródłem powstania tej instytucji. Najkrócej naukę definiuje się jako działalność ludzi mającą na celu poznanie rzeczywistości, wyrastające z potrzeb jej opanowania i przekształcenia [1]. Bardzo często traktowana bywa również jako proces nauczania lub uczenia się, zdobywania wiedzy. Z kolei wiedza jest efektem działań naukowych, stanowi ogół wiadomości zdobytych dzięki uczeniu się. Wyróżnia się więc wiedzę naukową, wytwarzaną przez społeczność uczonych oraz życiową, która zbudowana jest na przesłankach nienaukowych. Czasem jedno pojęcie definiuje się poprzez drugie i tak nauka jest określana jako szczególnego rodzaju wiedza zobiektywizowana w postaci określonych wytworów, a także szczególnego rodzaju działalność zbiorowa ludzi, mniej lub bardziej zinstytucjonalizowana, wytwarzająca taką wiedzę [2]. Pozostańmy przy tych definicjach, gdyż dalsze rozpatrywanie opisywanych pojęć w różnych aspektach (historycznym, treściowym, strukturalnym czy politycznym) skomplikowałoby niepotrzebnie cały wywód.

Popularyzacja jest następstwem pojawienia się wiedzy naukowej. Próbując umiejscowić ją w dziejach cywilizacji napotkamy trudności, ponieważ nie ma zgodności co do kwestii, od kiedy możemy mówić o nauce. Według pewnej koncepcji powstanie nauki związane jest z jej instytucjonalizacją w XIX w., kiedy uczeni umocnili swój status społeczny i kiedy określony został stosunek badań podstawowych do praktyki. Inni upatrują czas powstania nauki w wieku XVII, gdyż wtedy Galileusz tworzył podstawy nowożytnego przyrodoznawstwa i zrodziła się teza o niezbędności metody eksperymentu naukowego jako narzędzia weryfikowania słuszności stawianych hipotez. Pozostali szukają początków nauki w starożytnej Grecji w VI-V w. p.n.e., czyli w czasie rozkwitu tamtejszej demokracji [3].

Można mówić o dwóch okresach rozwoju wiedzy naukowej, a co za tym idzie jej popularyzacji, gdzie cezurę stanowi wiek XVII. Przemawiają za tym dwa fakty. W Atenach Peryklesa myśl naukowa była obecna w życiu społecznym na co dzień, a wiedza naukowa nie była traktowana odrębnie od potocznej. Świadczyć może o tym krytyka skierowana pod adresem sofistów, którzy jako pierwsi traktowali wiedzę jak towar, a przecież czegoś powszechnego nie powinno się sprzedawać. Wiek XVII zapoczątkował okres specjalizacji i doprowadził do zerwania bliskich więzi między wiedzą naukową a potoczną. Ogólnofilozoficzne podejście do nauki zostało wyparte przez nowe, eksperymentalne, które skutkowało błyskawicznym rozwojem nauk przyrodniczych oraz technicznych. Był to również przełom komunikacyjny, gdyż wyodrębnił się język naukowy. Spowodowało to w efekcie kłopoty niespecjalistów w rozumieniu tekstów naukowych, gdzie 20-30% słów to terminy fachowe, naukowe i techniczne [4]. Stylem naukowym posługiwać się zaczęli przede wszystkim uczeni, którzy radzili sobie z jego abstrakcyjnością, ścisłością i obiektywizmem.

Lukę między stylem potocznym a naukowym wypełniła odmiana popularnonaukowa. Już w roku 1688 w Niemczech ukazało się pierwsze czasopismo popularnonaukowe pt.: „Monats-Gespräche”, które w ciągu kilku lat doczekało się naśladowców w Wielkiej Brytanii, Francji i Stanach Zjednoczonych. W Anglii członkowie Królewskiego Towarzystwa Naukowego od połowy XVII w. prowadzili wykłady popularnonaukowe dla publiczności. Do Polski podobne praktyki przywędrowały sto lat później.

Popularyzacja stała się metodą przekazywania wiedzy fachowej laikom w sposób dla nich możliwie jasny, przystępny i zrozumiały. Początkowo polegała głównie na przekładaniu wiadomości z języka naukowego na potoczny, później dopiero wiązała się z uczeniem zasad myślenia naukowego i języka nauki. Obecnie nazywa się taką działalność: popularyzowaniem nauki, upowszechnianiem wiedzy, prezentowaniem wyników badań, mówieniem, pisaniem o nauce. Warto uściślić nieco terminologię. Choć to truizm, ośmielę się stwierdzić, że każda działalność popularyzatorska dotyczy trzech obszarów: nauki i naukowców, popularyzatorów oraz reszty społeczeństwa, czyli odbiorców. Działalność popularyzacyjna w pierwszym obszarze na linii naukowiec-naukowiec jest upowszechnianiem wyników. Ma to miejsce np. na konferencjach i seminariach zamkniętych, przeznaczonych dla grona specjalistów z danej dziedziny czy w czasopiśmiennictwie naukowym albo literaturze specjalistycznej. Z kolei upowszechnianie wiedzy może odbywać się w grupie trzeciej, wśród ogółu społeczeństwa, gdyż wiedzą jest chociażby posiadanie informacji o wynikach meczów ostatniej kolejki pierwszej ligi piłki nożnej. Podobnie jest z mówieniem i pisaniem o nauce, które również nie wskazują na fakt popularyzowania. Najtrafniejsze, choć nie idealne, są terminy: upowszechnianie wiedzy naukowej i popularyzacja nauki.

Jaki związek łączy uniwersytet z popularyzowaniem nauki? Jeśli mielibyśmy odpowiedzieć jednym słowem – ścisły. Skoro jest to instytucja, której głównym celem jest poszerzanie wiedzy przy użyciu metod naukowych, to popularyzacja jest z uczelnią bardzo związana. Przede wszystkim dlatego, że wiedza naukowa tam właśnie się rodzi i kształtuje. A również z faktu, że często podejmowane są tam działania mające na celu zapoznanie ogółu społeczeństwa z osiągnięciami naukowymi. Choć nie zawsze tak bywało. Dawniej nauka była często traktowana prawie jak magia, a uczeni woleli nie wtajemniczać innych w swoje badania, tym samym utrzymując pozycję ludzi szczególnych oraz stojących wyżej na drabinie bytów niż przeciętni śmiertelnicy. Naukowcy starego typu uważali się za elitę społeczną, byli często oderwani od życia codziennego, nie odczuwali zagadnień chwili, a co najważniejsze monopolizowali prawo zajmowania się pracą umysłową [5]. W przeszłości pewnej grupie naukowców zarzucano wręcz wytwarzanie barier w zakresie integracji z resztą społeczeństwa [6]. Niektórzy przedstawiciele nauki do tej pory żyją złudzeniami o swojej wyjątkowości i dlatego też niezbyt chętnie podejmują jakiekolwiek działania popularyzatorskie. Pokutuje ciągle przeświadczenie, że np. artykuł popularnonaukowy jest czymś gorszym niż publikacja w czasopiśmie specjalistycznym. Niestety, jeśli przekłada się to na różnicę w punktach za takie publikacje, trudno z tego rodzaju poglądem polemizować.

Wobec niechęci pewnej grupy pracowników akademickich do upowszechniania wiedzy naukowej, często tej czynności podejmują się społecznicy bądź dziennikarze. Ich przewaga nad uczonymi polega na tym, że najczęściej mają lepszy warsztat literacki i posiadają umiejętności atrakcyjnego zaprezentowania tematu. Minusem jest oczywiście fakt, iż nie są ekspertami z zakresu danej dziedziny. W obecnych warunkach rynkowych wiedza naukowa jest towarem, który przy odpowiedniej manipulacji można jednak sprzedać. Nie łudźmy się, że liczne czasopisma popularnonaukowe przeznaczone do zbierania w tematyczne segregatory bądź rubryki w kolorowych tygodnikach, poświęcone odkryciom naukowym, są przejawem troski wydawców o stan wiedzy społeczeństwa.

W przeszłości nieczęsto mówiło się o zadaniach popularyzatorskich uniwersytetu, choć raczej powszechnie akceptowane było przekonanie, iż upowszechnianie wiedzy jest ważną aktywnością środowiska naukowego. Tylko nieliczni pracownicy uniwersyteccy zauważali, że obok podstawowych trzech zadań uniwersytetu, tj. badań naukowych, kształcenia przyszłych naukowców i kształcenia zawodowego, stoi czwarte w postaci rozpowszechniania wyników badań naukowych drogą popularyzacji [7]. Tadeusz Czeżowski w roli popularyzatorów widział samych twórców wiedzy, gdyż zauważał niekompetencje współczesnych mu ludzi naukowo nietwórczych a parających się upowszechnianiem wiedzy naukowej [8]. Również Ludwik Hirszfeld jedną z najwyższych kwalifikacji naukowca dostrzegał w umiejętnościach popularyzatorskich [9].

Współcześnie popularyzacja nauki inicjowana w gmachach uniwersyteckich jest już bardziej powszechna. Może być to związane z popytem na tego rodzaju działalność. Na rynku wydawnictw naukowych i popularnonaukowych odnotowuje się np. wzrost sprzedaży tego typu wydawnictw, które stanowią aż 25% całej produkcji edytorskiej [10]. Nie bez znaczenia dla tego faktu, jak również dla samej popularyzacji pozostaje zjawisko wzrostu roli wykształcenia we wszystkich sferach życia społecznego i gospodarczego. Poza tym zainteresowanie wiedzą może przybierać różne formy: zwykłej ciekawości, poszukiwania konkretnych informacji, zamiłowania do zagadnień problemowych, pragnienia prowadzenia własnych badań, satysfakcji intelektualnej z rozumienia skomplikowanych zagadnień teoretycznych czy chęci dojścia do pewnych kwestii drogą refleksji a nie przyjmowania dogmatów [11]. Do tego dochodzi swoisty obowiązek elit twórczych wobec umownie pojmowanych mas w postaci utrzymywania komunikacji i informowania o swoim środowisku [12]. Wszystkie te zjawiska sprzyjają działalności popularyzatorskiej.

Popularyzację utrudnia natomiast brak środków finansowych. Na Zachodzie nie ma tego problemu, gdyż część funduszy jest zwykle przeznaczona na popularyzację, a naukowiec zobowiązany jest do publicznej prezentacji badań, na które otrzymał grant [13]. O stereotypie wartości merytorycznej publikacji popularyzatorskiej i jej ekwiwalentach punktowych już wspominałem. Przeciwnicy popularyzacji chętnie mówią o niebezpieczeństwach, jakie ze sobą niesie. Mechanizmy wykorzystywane przy tego typu działalności mogą łatwo prowadzić do fałszywego obrazu nauki w społeczeństwie. Stosuje przecież uproszczenia, widowiskowość, a często nadużywa autorytetu badacza. Używanie trywializacji powoduje zafałszowanie obrazu nauki [14]. Niestety wpływają na to oczekiwania współczesnych odbiorców, którzy żądają konkretnych odpowiedzi i nie tolerują dozy niepewności prawie zawsze towarzyszącej badaniom i odkryciom naukowym. Poza tym, odbiorcy wymagają coraz większej atrakcyjności, co jeszcze bardziej utrudnia inicjatywy popularyzatorskie. Istnieje tu pewna prawidłowość – im bardziej masowy charakter środka przekazu, tym problemy są większe [15].

Mimo wszystko, więcej faktów przemawia za popularyzacją prowadzoną przez naukowców, a coraz częściej staje się ona nie tyle obowiązkiem moralnym, co obowiązkiem wobec podatników. Pracownicy katedr uniwersyteckich powinni upowszechniać wiedzę naukową z kilku powodów. Po pierwsze podawanie informacji na temat rozwoju techniki i zagrożeń, które ze sobą niesie jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania społeczeństw demokratycznych. Po drugie, w sytuacji, gdy znaczna część środków publicznych przeznaczana jest na naukę, należy wytłumaczyć się, na co te pieniądze zostały przeznaczone i jakie korzyści przynosi dana inwestycja. Po trzecie, popularyzacja może wzbudzać zainteresowanie, przez co dany instytut określonej uczelni może zyskać przyszłych studentów. Poza tym, dzielenie się własną wiedzą pozwala na lepsze jej zrozumienie. Wreszcie dzięki takim działaniom można zapewnić sobie społeczne uznanie i sławę [16]. Wśród miłośników i swoistych „kibiców” nauki mogą znaleźć się jacyś darczyńcy albo ludzie zajmujący wysokie stanowiska w administracji państwowej, którzy też mogą w jakiś sposób wesprzeć naukę.

Przyjrzyjmy się formom, jakie przybiera uniwersytecka popularyzacja nauki. Bardzo często są to artykuły upowszechniające wiedzę naukową, rzadziej wydawnictwa monograficzne. Autorytet naukowca i po części mniejszy nakład pracy niż przy publikacjach powodują, że najchętniej popularyzuje się naukę poprzez wykład. Już Mikołaj Rej mówił przecież: Lepszy jest zawżdy głos, niż zdechła skóra, co ją na pergaminach wyprawują. Oczywiście nie każdy wykład popularyzatorski utrzymany jest w podobnej stylistyce, w rzeczywistości często niewiele różni się od formy podawczej stosowanej na wykładach dla studentów. Jakkolwiek tekst mówiony najszybciej wyraża rezultaty badań i jest najbardziej informatywnym środkiem zapoznania się z nim [17]. Poza tym nadawca odtwarza rolę twórcy, a odbiorca może poczuć się współuczestnikiem procesu twórczego, oczywiście jeśli umożliwi mu się aktywny udział. Uniwersytety często prowadzą tzw. wykłady otwarte, na które może przyjść każdy, popularne są również wykłady gościnne, gdzie w roli głównej występują naukowcy z innych ośrodków naukowych, często zagranicznych. W miarę częste są również odczyty, dyskusje i debaty. Uniwersytety chętnie organizują również akcje pod ogólną nazwą „Drzwi otwartych”. Goście mogą nie tylko porozmawiać z pracownikami naukowymi, ale też zobaczyć miejsce, gdzie ci prowadzą badania. Wbrew powszechnemu poglądowi nie są to wyłącznie targi edukacyjne, czyli imprezy mające na celu zachęcenie absolwentów szkół średnich do rozpoczęcia studiów na danej uczelni. Organizuje się również dni danej dziedziny jak np. „Tydzień Humanistyczny” na Uniwersytecie w Białymstoku, czy „Pokazy z Fizyki” na UMCS. Bardziej różnorodne naukowo bywają „Pikniki Naukowe”, a charakter ogólnouniwersytecki mają Festiwale Nauki. Pierwsza taka impreza w Europie zorganizowana została w 1988 r. w Edynburgu, a w Polsce Festiwal Nauki odbył się po raz pierwszy w Warszawie w 1997 r. i trwał trzy dni. Teraz takie przedsięwzięcia nie bywają krótsze niż tydzień, a odbywają się prawie we wszystkich ośrodkach uniwersyteckich. Należy zaznaczyć, że są to projekty współtworzone w danym mieście razem z innymi szkołami wyższymi, czasem przy udziale innych instytucji (np. towarzystw naukowych, bibliotek, ośrodków kultury, konsulatów). W czasie kilku dni wykorzystywany jest cały wachlarz form popularyzatorskich, od klasycznych wykładów po prezentacje multimedialne.

Analizując oferty popularnonaukowe polskich uniwersytetów można stwierdzić, że pewne dziedziny są o wiele częściej popularyzowane od innych. Łatwiej popularyzować jest nauki ścisłe, gdzie nietrudno o funkcjonalne zaprezentowanie danego zagadnienia. Gorzej jest z humanistyką, która w ogromnej części nie pozwala ominąć swojej naukowej abstrakcyjności. Najczęściej i jednocześnie najlepiej popularyzowana jest fizyka, na dalszych miejscach znajduje się astronomia, biologia i chemia. Z ogólnie pojętej humanistyki najlepiej wypada filozofia, przed archeologią i historią. Co ciekawe, chętniej popularyzowane są kierunki naukowe, które wybiera raczej mała liczba absolwentów szkół średnich. Może właśnie dlatego popularyzacja nie jest tak powszechna na kierunkach, gdzie rokrocznie na jedno miejsce przypada kilkunastu kandydatów? Takie rozłożenie akcentów popularyzatorskich wynika chyba bardziej ze specyfiki danej dziedziny i jej podatności na mechanizmy upowszechniania, a gdzie łatwiej o podatny grunt, jak nie na fizyce dysponującej mnóstwem ciekawych i tajemniczych czasem urządzeń albo na filozofii, która z różnym oczywiście skutkiem uprawiana może być przez każdego, kto dziwi się otaczającym go światem.

Jakie perspektywy stoją przed uniwersytecką popularyzacją? Jedno jest pewne, jej dotychczasowe występowanie ilościowe z pewnością się nie zmniejszy, co do jakości może być różnie. Uniwersytetowi może grozić niebezpieczeństwo stania się instytucją popularnonaukową w sensie obniżenia standardów nauczania, co spowodowane jest zauważalną komercjalizacją i „korporatyzacją”, czyli transformacją ośrodka kultury do formy niezależnej finansowo i skierowanej na generowanie zysków [18]. Jeśli chodzi o właściwą popularyzację, to jej odpowiedni rozwój, a przede wszystkim realizowanie przez kompetentnych i posiadających umiejętności popularyzatorskie naukowców może zaprocentować utrzymaniem i podniesieniem dzisiejszego statusu nauki i uniwersytetu w społeczeństwie. Przykład Festiwali Nauki napawa optymizmem, ale doroczna impreza nie może stanowić całego wkładu uczelni w popularyzację. Środkiem, który w ogromnym stopniu może pomóc upowszechnianiu wiedzy naukowej, są nowe urządzenia multimedialne i media. Szczególnie Internet, który jeszcze nie jest wystarczająco w tym kierunku wykorzystywany [19]. Najważniejsi są oczywiście naukowcy oraz ich sposób pojmowania swoich powinności. Może czasem warto, żeby zastanowili się nad słowami ks. prof. Aleksandra Wóycickiego, z jego publicznego wykładu na rozpoczęcie roku akademickiego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie w 1937 r., gdzie mówił: (…) uniwersytet jest dźwignią postępu, nie dającą się niczym zastąpić, a szczególnie w Polsce, gdzie „prymityw” nasz we wszystkich dziedzinach co prędzej zastąpić musimy kulturą zachodnią [20]. Oczywiście pozbawioną wad, które wypłynęły na gruncie obcym.

PRZYPISY

[1]

L. Biliński, Nauka i technika w programach edukacyjnych, Warszawa 2005, s. 15.

[2]

T. Sozański, Co to jest nauka?, [w:] Nauka. Tożsamość i tradycja., pod red. J. Goćkowskiego i S. Marmuszewskiego, Kraków 1995, s. 23.

[3]

Por. A. Starzec, Współczesna polszczyzna popularnonaukowa, Opole 1999, s. 38.

[4]

S. Gajda, Styl naukowy, [w:] Współczesny język polski, pod red. J. Bartmińskiego, Lublin 2001, s. 185.

[5]

J. S. Bystroń, Człowiek i książka, Warszawa 2003, s. 102.

[6]

Z. Melosik, Uniwersytet i społeczeństwo. Dyskursy wolności, wiedzy i władzy, Poznań 2002, s. 81.

[7]

T. Czeżowski, Uniwersytet nowoczesny, [w:] Tożsamość Uniwersytetu. Antologia tekstów profesorów Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, red. W. Wincławski, Toruń 1994, s. 14.

[8]

Por. Ibidem, s. 15.

[9]

B. Łagowski, Uniwersytet w otoczeniu społecznym, [w:] Idea uniwersytetu u schyłku tysiąclecia, Warszawa 1998, s. 67.

[10]

L. Biliński, op. cit., s.11.

[11]

F. Znaniecki, Społeczne role uczonych, wybór, wstęp, przekł. i red. J. Szacki, Warszawa 1984, s. 431.

[12]

Por. J. Tazbir, Popularyzacja – ale jaka?, „Kwartalnik Historyczny” 1979, z. 3, s. 755.

[13]

Jak współczesnemu Polakowi mówić o nauce? (dyskusja), oprac., J. Miodek, M. Zaśko-Zielińska, [w:] O trudnym łatwo. Materiały sesji poświęconej popularyzacji nauki, pod red. J. Miodka i M. Zaśko-Zielińskiej, Wrocław 2002, s. 9.

[14]

Por. J. Smak, O celach i problemach popularyzacji, [w:] Medializacja nauki, Warszawa 2002, s. 43.

[15]

M. Kuś, Niebezpieczeństwa medializacji i popularyzacji nauki, [w:] Ibidem, s. 35.

[16]

Por. Ibidem, s. 32.

[17]

S. Gajda, op. cit., s. 197.

[18]

Por. D. Antonowicz, Uniwersytet przyszłości. Wyzwania i modele polityki, Warszawa 2005, s. 35.

[19]
Analiza stron internetowych wszystkich polskich uniwersytetów wykazała, że tylko na 3 stronach głównych i linkach pierwszej kolejności nie było żadnej informacji o przedsięwzięciach popularyzatorskich. Większość uniwersytetów umieszcza takie wiadomości w dziale aktualności, ale tylko jeden miał pełną ofertę wykładów otwartych z całej uczelni, reszta informowała tylko o pojedynczych wydarzeniach. Stan na dzień 05.05.2006. (przyp. M. Potocki).

[20]
A. Wóycicki, Co to jest współczesny uniwersytet? Wykład publiczny na rozpoczęcie roku akademickiego, poprzedzony mową rektorską przy objęciu władzy w U.S.B., Wilno 1938, s. 32.

——————————————————————————————–
Materiał udostępniany na zasadach licencji
Creative Commons 2.5 Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne

——————————————————————————————–