Bożena Czekańska-Mirek – Idea Igrzysk Olimpijskich jako przykład dorobku naszej cywilizacji

Kultura i Historia nr 8/2005

Bożena Czekańska – Mirek
Idea Igrzysk Olimpijskich jako przykład dorobku naszej cywilizacji

Marzy mi się olimpijski laur.

Myślę, iż każdy z nas mógłby – powinien, mieć takie marzenie. Citius. Altius. Fortius. Czy jest to tylko zawołanie elity, wybrańców, bohaterów sportowych zawodów, współczesnych półbogów, bożyszcz tłumów? Jestem pewien, że idea Igrzysk Olimpijskich należy do tradycji, której częścią jesteśmy. Mowa nie tylko o agonistyce, rozumianej jako rywalizacja sportowców na bieżni, a artystów na scenie, tej agonistyce, której wzorów szukamy w zamierzchłej Helladzie oraz w ruchu olimpijskim wzbudzonym przez barona Pierre’a de Coubertin. Myślę tu o Świętych Igrzyskach Olimpijskich (hier?j olympiak?j agones) jako życiowej drodze, zadaniu dla każdego. “Każdy ma swój Mont Everest.” Te słowa Wandy Rutkiewicz oddają dokładnie to, co zawsze jest w igrzyskach olimpijskich najistotniejsze i nieprzemijające.

Idea Igrzysk Olimpijskich jako przykład dorobku naszej cywilizacji. Rzecz z pozoru oczywista, ale poświęćmy temu chwil parę, wyjaśnijmy jakie treści się w tym temacie zawierają.

Idea z greckiego (idéa) oznacza kształt, wyobrażenie, a dalej, jak podaje Antoni Podsiad w swoim Słowniku terminów i pojęć filozoficznych, eídelon, czyli obraz, odbicie, wyobrażenie. W PWN-owskim Słowniku języka polskiego z 1982 pod hasłem idea czytamy z kolei: “myśl przewodnia wyznaczająca cel i kierunek działania, będąca również zasadniczą tendencją twórczości naukowej i artystycznej: pomysł, koncepcja, pojęcie, pogląd, wyobrażenie”. Ciekawie sprawa się przedstawia w Słowniku języka polskiego Trzaski, Everta i Michalskiego, gdzie czytamy, iż idea to: 1) myśl powzięta przez człowieka, dająca się urzeczywistnić; 2) myśl ludzka nie dająca się przemienić w rzeczywistość, zbadać lub określić; 3) obraz rzeczywistego przedmiotu, utworzony w umyśle: 4) pojęcia ogólne, nie dające się zmysłowo wyobrazić; byt niezależny od nas, istniejący wiecznie i niezmiennie, pierwowzór przedmiotów (u Platona). I już na sam koniec tego hasła w Słowniku Trzaski, Everta i Michalskiego czytamy – “z gr idéa “obraz, kształt. – 1. myśl, wyobrażenie, pomysł. 2. ideał. 3. […] pojęcie, pojmowanie, rozumienie.” A Samuel Linde w swoim Słowniku tak oto tłumaczył ideę: “wyobrażenie, obraz, wzór.”

A jak my rozumiemy, pojmujemy igrzyska olimpijskie, czego one są dla nas odbiciem, obrazem, jaki przedmiot, jaki ideał (zwracam szczególną uwagę na tę interpretację) lub ideały wyrażają? Jaki cel i kierunek działania nam owa idea wyznacza?

Igrzysko z języka czeskiego igrać, ze słowackiego ihrisko znaczyło miejsce, dom zabawy, podobnie znaczyło ukraińskie ihryčí, czy słoweńskie igraliee. Rosyjskie igráliee zawiera w sobie także igraszkę, żart, widownię, widowisko, a w serbsko-chorwackim igrite, igralite odczytywano jako miejsce do tańca. Nie inaczej w polskich źródłach od XVI do XVIII w. igrzyska są definiowane jako publiczne zapasy, zabawa, popis, a nawet szermierka, czy miejsce gdzie głuszce tokują.

Radość zabawy, rekreację, czy popisy publiczne nie traktujmy jako coś szczególnego, czy to na plus czy na minus. Przecież to naturalna forma aktywności, ekspresji człowieka. A że dziś często kojarzy się z bierną i ogłupiającą konsumpcją? To już kwestia potrzeb człowieka, umiejętności rozeznania co jest prawdą, a co ułudą. Nie tylko filozofowie mówią o konieczności rozpoznania swoich talentów i chęci ich rozwijania, tak, aby nie wieść “życia ułatwionego”, nie być niewolnikiem, “człowiekiem bez właściwości”, którego jedynym celem w życiu jest zabijanie czasu. Są, i to całkiem współczesne przykłady, łączenia radości gry i sportu, i to tego największej próby. Wystarczy wspomnieć o słynnej węgierskiej drużynie piłki nożnej Gustava Sebesa z mistrzostw świata w Szwajcarii. Dorobek, majątek, ogół dzieł stworzonych wspólnie pod nazwą igrzyska olimpijskie, to bogactwo bardziej zróżnicowane i bardziej szlachetne w naszej cywilizacji niż to wynika ze słowiańskiej etymologii pojęcia.

Święte Igrzyska Olimpijskie – czym były u swego zarania? Cyceron przytacza do dziś popularną opowieść o Pitagorasie, jak to w rozmowie z królem Fliuntu Leonem wyjaśnia mu kim jest filozof. Czyni to powołując się na przykład “uroczystych igrzysk całej Grecji. Albowiem jak jedni ubiegają się tam o sławę i zaszczytny wieniec, innych zaś sprowadza chęć zarobku i zysku na kupnie lub sprzedaży, a są też tacy, i to chyba najbardziej szlachetni, którzy nie szukają ani poklasku, ani zysku, lecz przybyli po to, żeby zobaczyć i pilnie się przypatrzyć, co i w jaki sposób się tam odbywa […].” Jest oczywiste, iż natura ludzka nie ulega zmianie i to, co dziś znajdujemy na stadionach: żądza sławy, pieniędzy, ciekawość, wspólnotowe rytuały lub chęć zabawy, było udziałem starożytnych.

Jednakowoż nie tylko krotochwile i rozrywka zawierają się w słowie igrzyska. Igrzyska olimpijskie to przede wszystkim zawody o nagrodę. “Wyrazem kluczowym nazwy oficjalnej jest agones, liczba mnoga rzeczownika agon, związanego etymologicznie z czasownikiem ago “spędzam, sprowadzam razem”, oznaczającego początkowo “zebranie, zgromadzenie”, ale najczęściej i najpowszechniej “zgromadzenie na igrzyskach” i same “igrzyska, zawody”, a także “walkę” i “spór”. Bez pojęcia agon nie sposób zrozumieć helleńskiej kultury i helleńskiej natury, w których zakorzenione były współzawodnictwo, rywalizacja, chęć przodowania i porównywania się z innymi. Grecja starożytna była krajem, gdzie odbywały się niezliczone konkursy: muzyczne i literackie, współzawodniczyli autorzy i aktorzy dramatów, twórcy utworów lirycznych, stawali do zawodów rzeźbiarze i malarze, urządzano konkursy piękności obu płci, zawody pijackie “na najmocniejszą głowę” przy ucztach. […] Jednakże pośród tych wszystkich agonów atletyczne zajmowały miejsce zupełnie wyjątkowe.”

Atletyczne: “to przymiotnik od rzeczownika “atleta”, którego to słowa używamy na oznaczenie siłacza lub zapaśnika, ale nie sportowca w ogóle, tylko przedstawiciela “ciężkiej” atletyki […]. Tymczasem atleta to […] greckie athlet?s, oznaczające zapaśnika lub zawodnika biorącego udział w “zawodach sportowych”, sama zaś nazwa wywodzi się z kolei od athlon […] określającego nagrodę, szczególnie nagrodę w zawodach, i wreszcie same “zawody o nagrodę”. […]

Tak więc pierwotnym znaczeniem wyrazu, który przejęliśmy w formie atleta, byłoby “ktoś, kto bierze udział w zmaganiach o nagrodę”. Atletyka zaś to greckie athletik?, właściwie przymiotnik z opuszczonym najczęściej rzeczownikiem techne, tj. “sztuka, kunszt”, później funkcjonujący już jako termin rzeczownikowy oznaczający umiejętności atlety, jego profesję.

[…] Gimnastyka, greckie gymnastik?, utworzone tak samo jak athletik?, ale nie jak często można wyczytać, od greckiego gymn?s “nagi, goły, lekko odziany”, przynajmniej nie bezpośrednio, ale od związanego z tym gymn?s czasownika gymnadzejn “ćwiczyć nago, trenować” i dalej wyrazu od tego czasownika utworzonego, gymn­sjon, określającego i same ćwiczenia cielesne i przede wszystkim szkołę, gdzie te ćwiczenia uprawiano.”

A skąd przymiotnik olimpijskie? Na pewno nie od Olimpu, szczytu górskiego, lecz od Olimpii, miejscowości gdzie odbywały się zawody wszechgreckie od 776 r. p.n.e. do czasów cesarza Teodozjusza Wielkiego, zmarłego w 395 r. n.e. O wadze tych agones świadczy słowo olimpiada, czyli czteroletnia miara czasu stosowana w starożytności. Dziś błędnie używana jako nazwa igrzysk. Jednakże warto wiedzieć, iż jeszcze sto lat temu olimpijczyk w pierwszej kolejności kojarzył się ze znakomitym poetą, natchnionym artystą, lecz nie ze sportowcem.

Co Hellenowie rozumieli pod pojęciem “święte”, tym mianem określając igrzyska olimpijskie? “Greckie słowo hier?s […] oznaczało w języku Hellenów każdą osobę, rzecz, czynność związaną z kultem bóstw, służbę bogom, a w starożytności greckiej nie było żadnej ważniejszej sprawy, ani prywatnej, ani publicznej, która by nie wiązała się z różnymi formami kultu. […] Również najważniejsze z wszechgreckich igrzysk, olimpijskie, łączące w szczególny sposób wszystkich Hellenów, były częścią kultu, nieformalnym nabożeństwem, były “święte”.

W “naszej cywilizacji”: ten zwrot z kolei nakazuje nam się określić w modny dziś sposób. Cywilizacja od łacińskiego civilis tj. obywatelski, pełen poczucia obywatelskiego, patriotyczny, wiąże się z ogólnie pojętą ideą obywatelską, ta zaś zakłada istnienie jakiejś formy państwowej. Oznacza to wyodrębnienie wspólne (synojkizm od gr. synoikismos, a w łacinie res publica) przestrzeni uporządkowanej (nomos tj. prawo stanowione przez człowieka) ze świata przyrody (physis tożsame z łacińskim nasci, czyli tym, co od człowieka niezależne, co jest samo z siebie). Civitas, civitatis znaczy tyle co obywatelstwo, państwo, miasto, podobnie jak greckie polis (polis), od czego z kolei pochodzi polityka. Innym wyróżnikiem cywilizacji, oprócz charakteru miejskiego, jest pismo, które ułatwia ludziom komunikowanie się, poznanie, a więc porządkowanie świata, określenie go, nazwanie, nadanie mu cech i wartości przez użycie znaków, wreszcie gromadzenie, utrwalanie i przekazywanie wiedzy następnym pokoleniom. Ale civilis znaczy też uprzejmy, ludzki, polityczny, publiczny. U Lindego synonim człowieka kulturalnego, postępującego moralnie, dwornie, grzecznie i obyczajnie. Nie inaczej u Arcta gdzie człowiek cywilizowany to człowiek dobrego obejścia, wykształcony, oświecony, dobrych obyczajów.

Nasza cywilizacja, rozumiana jako wyodrębnione z natury i poddane porządkowi bogów i ludzi miejsce, wypełnione kulturą, czyli właściwą uprawą woli i intelektu. ma zatem fundament śródziemnomorski, antyczny. Jej ciągłość potwierdza język, ogólnie rozumiana kultura, w tym także jeden z jej wytworów – igrzyska olimpijskie.

Sport, zawody olimpijskie to, moim zdaniem, jeden z przejawów tego co zawiera się w zwrocie ETHOS I LOGOS.

ETHOS (z gr. ?thos = charakter, zwyczaj, mieszkanie, ojczyzna) “nazwa oznaczająca zbiorczo faktyczną postać moralności oraz zespół obyczajów określonej grupy społecznej, przejawiających się w stylu życia jej członków w danych warunkach dziejowych […].” Od tego terminu pochodzi moralność, obyczajowość, oczywiście etyka oraz, co wynika z etymologii pojęcia, etyki czy moralności zawodowe, stanowe, narodowe. Etos danej zbiorowości jest praktycznym następstwem przyjętej w niej hierarchii wartości, która wyznacza jej członkom i sposób rozumienia moralnych norm obiektywnych, i zespół norm konwencjonalnych, którym przypisuje się walor moralny.” Dla jednostki etos jest bazą odniesienia, miarą godnego zachowania, zespołem cech wyznaczających oczekiwany typ zachowania właściwy dla tych, którzy przynależą do danej zbiorowości. Jest to zatem wzorzec zachowania, stosunku do innych ludzi, zalecany do realizacji dla jednostki przynależnej do danej kultury, danej grupy społecznej. Etos ulega zmianom wraz z czynnikami go kształtującymi (możliwości realizacji pewnych wartości lub tendencji postępowania ludzi), stąd na przykład mówimy o etosie grupy zawodowej, społecznej w danej epoce czy kulturze. To co deklarowane, to co stanowi ideał nie zawsze jest zinternalizowe, praktykowane, i nie zawsze obyczaj ma sankcję moralną i odwrotnie. Wiele z etosu olimpioników greckich trwa nadal mimo zmian warunków społecznych i kulturowych. Jest to możliwe “dzięki stałym potrzebom natury ludzkiej […] lub dzięki trwałości pewnych idei w ramach danej kultury.”

LOGOS jest kluczowym pojęciem kultury europejskiej. Pochodzi od greckiego legein – zbierać. LOGOS = słowo, mowa, pojęcie, rozum, myślenie, nauka, moc, siła, Bóg, światło, porządek, zasada, rachunek, sens….

Do filozofii wprowadził ów termin Heraklit z Efezu. Dla niego LOGOS był wewnętrznym porządkiem kosmosu, racjonalną zasadą zmieniającego się nieustannie świata, przez ludzi doświadczaną, lecz nie do końca rozumianą. Niektórzy interpretują LOGOS Heraklita także jako zdolność poznawczą człowieka tłumaczącą się udziałem rozumu jednostki w rozumie kosmicznym.

Czy nie ma przesady w łączeniu tego, co przynależne filozofii, z działalnością fizyczną? Sport definiowany jest w Słowniku języka polskiego jako ćwiczenia i gry służące podnoszeniu i nabywaniu sprawności fizycznej i wyrabianiu pewnych cech charakteru, jak wytrwałość, lojalność, nawyk przestrzegania reguł”. “Angielska nazwa Sport pochodzi od starofrancuskiego desport, a ta od łacińskiego słowa desportare, które oznacza odprężyć się, rozerwać się. Praktyka sportu jest starsza niż samo słowo, które z czasem otrzymało znaczenie ćwiczeń fizycznych, zmierzających do sprawności fizycznej. Sport przestał być też tylko rozrywką, ponieważ wymagał coraz większego hartu mięśni i woli.”

“To prawda, że filozofia w zachodnim rozumieniu zrodziła się w Grecji jako teoretyczny namysł nad światem, lecz współczesne badania nad filozofią antyczną pozwoliły dostrzec pełniejszy wymiar theorein. Obok aspektu naukowego, filozofia od swego zarania miała swój aspekt mądrościowy i praktyczny. Filozofia oznaczała drogę życiową, codzienne ćwiczenia ku doskonałości. Potwierdzeniem tego może być postawa Sokratesa czy Platona. Obu nie brakowało walorów fizycznych i dzielności moralnej. Sokrates dowiódł tego m.in. na polu bitwy, a Platon miał być uczestnikiem agonu olimpijskiego. Jest to idea godna propagowania i kontynuowania szczególnie dziś, kiedy wąska specjalizacja zawodowa, nie tylko w sporcie, czyni człowieka ledwie narzędziem osiągania celu.

W Helladzie sportowcy triumfujący w wielu konkurencjach zarówno w dyscyplinach pokrewnych, jak i w pięcioboju (pentatlonie), cieszyli się wielkim uznaniem. Spartiaci, którzy mieli wszechstronne przygotowanie sportowe, nie dbali o specjalizację w określonej dyscyplinie sportu. Temu też należy przypisać, iż na listach olimpioników uderzająco mało znajdziemy spartańskich imion. Lecz nikt w Helladzie nie wątpił kto jest dzielniejszy w boju, czy kto ma prawdziwie żelazną kondycję. Kryzys agonistyki wiąże się z pojawieniem na zawodach elementu niehelleńskiego, gardzącego honorowym wieńcem i rywalizującego dla zapłaty. Aby osiągnąć tak rozumiany sukces trzeba było ograniczyć trening do jednej dyscypliny, dokonać redukcji siebie do narzędzia w celu wykonywania jednej czynności. Wąska specjalizacja jawi się nam jako pragmatyczny zabieg, ale czy ideał? Jednak współcześnie rozgrywane dziesięciobój mężczyzn i siedmiobój kobiet przykuwają uwagę kibiców, a nazwiska, B. Jennera, N. Awiłowa, W. Toomeya, czy Daleya Thompsona, dwukrotnego mistrza olimpijskiego, są symbolem najwszechstronniejszych sportowców globu.

Tu aż prosi się o przypomnienie platońskiej alegorii duszy ludzkiej, przedstawionej jako zaprzęgnięty w dwa konie rydwan. Jeden koń, biały – dążący ku sławie, ku szczytnym celom, ku niebu, drugi czarny – kierujący się pożądliwością, ciążący ku rzeczom zmysłowym, ku ziemi. I tym, który oba te pierwiastki harmonizuje jest woźnica, część rozumna duszy. Wypaczenie tej harmonii wydaje się sprzeczne z ideą igrzysk olimpijskich. Czy bowiem trzeba komuś tłumaczyć, że zawody z Olimpii i popisy gladiatorów w cyrku rzymskim, to nie to samo?

Ciekawość tego, co poza wąską ścieżką mojej profesji, chwila kontemplacji, choćby po to, by uspokoić serce, by zadać pytanie: dokąd biegnę? – taka postawa ma, w co nie wątpię, ponadczasową wartość, była zawsze obecna w kulturze europejskiej i oby tak pozostało.

Igrzyska greckie są instytucjonalizacją sportu ujętą w ramy mitu i kultu religijnego. Mit i religia to też forma racjonalizacji świata. Także świata sportu, gdzie potrzeba sankcji mocniejszych i trwalszych niż pięść, czy siła państwa. Jaką tu możemy znaleźć myśl, koncepcję, którą dałoby się wcielić w życie mocno zsekularyzowanego zbiorowiska ludzi sportu, która mogłaby prowadzić ich (nas) ku pełnemu rozwojowi człowieczeństwa, ku dobru po prostu?

Po pierwsze fakt sekularyzacji nie jest taki oczywisty jakby się wydawało. Po drugie ramy religijne Hellenów nie są tak bardzo egzotyczne w politeistycznej i globalnej wiosce olimpijskiej XXI w. Słusznie Jahwe narodowi wybranemu zakazał czcić obcych bogów, gdyż zawsze i każdy ma swego boga. Bywa to Bóg miłości i miłosierdzia, bywa to bóg wojny i zagłady, ale jakże często jest to, również w ruchu olimpijskim, Moloch i Mammon.

Mit i religia nie tylko pozwalały określić genezę igrzysk, lecz nade wszystko nadawały wysiłkom sportowców wyższy sens, znajdowały dla rywalizacji szczytny cel. Miara ich egzystencji nie kończyła się tu i teraz. Pójście w ślady bogów czy herosów takich jak Herakles, dążność do osiągnięcia sprawności fizycznej porównywalnej z ich sprawnością, była próbą wypełnienia swej natury, przekroczenia kręgu ziemskiego-ludzkiego, zdobycia cech boskich, była źródłem sławy i nieśmiertelności.

Nie zgadzam się ze stanowiskiem, iż nie ma wartości uniwersalnych, które mogłyby połączyć różne nacje, tradycje, religie, cywilizacje. Nie mam zamiaru proponować nikomu żadnego sztucznego humanizmu, który podobnie jak demokracja, przypomina worek, w którym każdy znajduje to, co chce. Mimo różnic między etosami łączy nas ludzi nasza natura, to, że “człowiek nieustannie siebie przekracza (transcenduje), zatem samego siebie doskonali, co objawia się coraz pełniejszym “posiadaniem” przez niego świata.” Nie postuluję uczynić ze sportu religii, a z ruchu olimpijskiego jego kościoła. Wskazuję tylko na wzór jaki starożytni nam dają, że celem wszelkich działań winno być dobro człowieka. A życie ludzkie “ma sens, jeżeli jest uporządkowane całością działań, całość zaś taka powstaje, gdy działania są podporządkowane układowi zharmonizowanemu w ten sposób, że służą ich kolejnej realizacji, od celów najbliższych na dziś, jutro, pojutrze, aż do jakiegoś ostatecznego celu życiowego, podporządkowującego sobie cele poszczególne i cząstkowe. Takie jest życie człowieka, który ustalił sobie rozsądny wzór lub ideał życiowy i realizuje go wytrwale – wzór rozsądny, to znaczy dostosowany do sił i zdolności, dający się zrealizować w danych warunkach społecznych, uwzględniający możliwie wszechstronny rozwój osobowości. Ów wzór lub ideał jest celem ostatecznym, który osiąga się stopniowo, poprzez cele pośrednie jako środki mu służące. Realizowany jest wytrwale, gdy realizacji jego nie przeszkadzają doraźne wyskoki, powodowane nieprzemyślanymi impulsami popędowymi, nieopanowanymi silną wolą. Życiem bez sensu jest życie kapryśne, z dnia na dzień, od zachcianki do zachcianki, bez jasno wytkniętego celu. […] Nie przyznamy wartości dodatniej życiu dziwaka lub maniaka, poświęconemu celom nieważnym, choćby były bardzo uporządkowane i konsekwentne.”

Który z olimpioników nie podpisałby się pod tymi słowami wybitnego polskiego logika Tadeusz Czeżowskiego? Zwłaszcza, że kandydatów do zawodów obowiązywał dziesięciomiesięczny okres treningów przed olimpiadą, z tym, że ostatni miesiąc musieli spędzić w Elidzie, polis współzałożycielce i współorganizatorce igrzysk. Również Pierre de Coubertin pisze o całościowym rozwoju osobowości, o wpływie ćwiczeń na gnothi se autom, na wykształcenie sprawności motorycznej i myślnej, na samodzielne i odpowiedzialne wykuwanie swojego losu.

Ta postawa zawierająca się w idei igrzysk olimpijskich, łącząca helleńską racjonalność z chrześcijańską religijnością, jest nie tylko przykładem dorobku naszej cywilizacji, lecz nade wszystko wzorem nadal aktualnym, może najlepszym.

Olimpiada jako miara czasu. Chronologia zawiera w sobie logos. Czy trzeba jeszcze komentarza do tego faktu?

Jeśli szukamy dowodu racjonalności idei igrzysk olimpijskich, to koniecznie trzeba wspomnieć o tak banalnej kwestii jak wydzielenie dyscyplin i kategorii zawodników: osobno były zawody dla chłopców, osobno dla dorosłych mężczyzn, osobno dla kobiet. Te ostatnie nosiły miano herajów, były świętem ku czci małżonki Zeusa – Hery, organizowanym co cztery lata w Olimpii, lecz w innym roku niż agony z udziałem mężczyzn. W erze nowożytnej pojawił się nowy rodzaj agonistyki – igrzyska zimowe, po raz pierwszy rozegrane w Chamonix w 1924 r.

Etos i logos igrzysk to także zdefiniowanie reguł, których wypełniania strzegli hellanodikowie, pełniący funkcje kierowników i sędziów. Mieli oni niemałe uprawnienia. Decydowali przez głosowanie o wyniku rywalizacji, mogli zmieniać porządek konkurencji, nakładali kary na zawodników za przekroczenie regulaminu igrzysk. Przepisy zawodów pod pomnikiem Zeusa Horkios w buleuterionie zawodnicy, przybyli z nimi ich ojcowie i bracia, trenerzy i sędziowie, przysięgali przestrzegać, lecz z realizacją przysięgi było różnie.

Istotnym przejawem racjonalizmu igrzysk było wyodrębnienie miejsca, gdzie zawody przebiegały. Równocześnie to miejsce, jego struktura i organizacja zawodów były harmonijnie wkomponowane w kosmos, porządek cywilizacji Hellenów. Pięknym tego przykładem (i znowu w języku) są zapasy. Jerzy Łanowski pisze: Grecka nazwa zapasów brzmi pale, i od niej właśnie bierze nazwę palajstra, spolszczone palestra, oznaczające nie tylko “ring” zapaśniczy, ale w ogóle boisko sportowe, miejsce uprawiania ćwiczeń fizycznych w ogóle. W czasach późniejszych, od IV w. p.n.e. określenia palestra używa się właściwie zamiennie ze wspomnianym już gymanzjon-gimnazjum, z tym, że technicznie oznacza ono tylko część gimnazjonu, kwadratowy podwórzec-boisko, otoczony z wszystkich stron kolumnadą portyku. Powszednie dla nas znaczenie palestra równe “adwokaturze” jest także dobrym przykładem wędrówki znaczeń wyrazów, bo już greckie palajstra zaczęło oznaczać “szkołę w ogóle”, a po przejściu do łaciny (pisano tam palaestra) nabrało dodatkowego znaczenia “wyszkolenia” i to dobrego np. w wymowie sądowej. […] Palestra to przenośnia ze świata kultury fizycznej w sferę kultury duchowej […].”

Piękny to przykład cywilizowania rywalizacji, toczenia sporu, dochodzenia sprawiedliwości. Nie kijem na klepisku, lecz technicznie, profesjonalnie, przed majestatem prawa, na miejscu uświęconym przez bogów, ku pożytkowi ludzi.

Grecja filozofów i artystów, nauki i teatru, Grecja ducha. I Grecja kupców, rzemiosła, wojowników i sportowców. Grecja ciała i materii. Tym co łączy obie sfery jest pokój boży – ekecheiria, ogłaszany przez specjalnych wysłanników – spondoforoj. Ich rolę dziś pełnią uczestnicy sztafety niosącej z Olimpii Greckiej święty ogień, aby rozpalić w miejscu rozgrywania igrzysk olimpijski znicz. “Ekecheiria – “pokój boży”; nakazywał państwom helleńskim zaprzestanie walk i wojen w okresię trwania igrzysk, gdyż zawody te otwierały drogę do chwały bez rozlewu krwi”. Zawieszenie broni, czyli święty miesiąc – hieromenia, zakaz wojen i wstępu z bronią na olimpijskie agony, to zjawisko w historii się powtarzające. W średniowieczu, po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego, Kościół podjął się zadania przywrócenia ładu i porządku, wyrugowania barbarzyńskiej wendetty rodowej i feudalnej anarchii. Stąd głoszony postulat treuga dei – rozejmu bożego, trwającego od czwartku do niedzieli. Stąd walka Kościoła o niezależność od arbitralności i samowoli władzy świeckiej, kodyfikacja praw i wspieranie władców poddających się jarzmu prawa i etyki. W starożytnej Helladzie gwarantami pokoju byli trzej królowie: Likurg ze Sparty, Ifitos z Elidy, Kleostenes z Pisy. Pakt spisano na spiżowym dysku. Gwarancją skuteczności postanowień prócz oręża zjednoczonych (szczególnie Sparty), miała być klątwa bogów na gwałciciela pokoju, skierowane bezlitośnie przeciw świętokradcom. Nie inaczej w średniowieczu, prócz oręża kary religijne z ekskomuniką włącznie wracały rozum i pokój ludziom i ziemi.

Tabu religijne jest zawsze ostateczne, a przez to skuteczniejsze. Czy po tragedii w Monachium, zimnej wojnie na olimpijskich stadionach w Moskwie i Los Angeles, wobec pełzającej wojny stosowanej przez terrorystów i watażków wszelkiej maści, rozsiewających strach i nienawiść, jest jeszcze jakieś tabu, mogące igrzyska, nas wszystkich, ochronić? To zależy w jakiego boga wierzymy…

Przemiana wojowników w zawodników, opanowanie zwierzęcości w człowieku, otocznie jej kordonem tabu religijnego i prawa stanowionego, przyjęcie powszechnie uznanych (przynajmniej na gruncie własnego etosu) reguł, takich jak np. honor, razem tworzy to cywilizację. Bez niej wraca chaos i zbrodnia. Paradoksalnie – o czym pisze Michael Ignatieff – tam gdzie miejsce żołnierzy zajmują znowu wojownicy, znikają prawa wojenne, nie są przestrzegane żadne reguły, wraca barbarzyństwo. Kiedy upadała stara cywilizacja dżentelmenów, kiedy następowało formowanie armii z poboru, liczących miliony żołnierzy, rozpoczęto kodyfikować prawo wojenne i stworzono organizację Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Czy jest przypadkiem, że w tym samym czasie rodzące się społeczeństwo masowe, zamieszkujące swoje aglomeracje i pierwsze megalopolis, kanalizuje nadmiar energii społecznej przez sport, czego ukoronowaniem jest międzynarodowy ruch olimpijski?

Jestem pewien, że jest to powtórzenie procesu jaki obserwujemy w Helladzie. Kiedy sport przestaje być domeną arystokracji, kiedy arete okazuje się być osiągalna za pieniądze za sprawą działalności wędrownych nauczycieli – sofistów, to znaczy kiedy dokonują się: “rewolucja hoplitów”, zmiany ustroju politycznego i społeczno-ekonomicznego, kiedy demos partycypuje w rządach, właśnie wtedy rozwijają się agony poza Olimpią. Dosłownie cały świat grecki ujmuje rywalizację w pokojowe ramy igrzysk sportowych.

Współczesny sport ma, w moim odczuciu, bliżej do igrzysk rzymskich, do owych przerażających venatio i damnatio ad bestias, niż do agonów helleńskich. Ale też nasza cywilizacja ubóstwionej techniki, rozpasanej konsumpcji, irracjonalnych wschodnich zabobonów, kiboli i oligarchów, jest bliższa rzymskiej urbs niż greckiej polis. Dotyczy to zarówno kultury, jej form i instytucji, jak i ustroju społeczno-politycznego. Igrzyska w Chinach, państwie które prowadzi ludobójczą politykę w Tybecie. Honorowanie rosyjskich olimpijczyków, w czasie kiedy armia rosyjska dokonuje zagłady Czeczenów. Igrzyska jako medialny spektakl konstruowany zgodnie z życzeniami reklamodawców. Czy jesteśmy wstanie to zmienić, czy możliwe jest urzeczywistnienie idei olimpijskich igrzysk? Nie mnie prorokować. Lecz kto nie ma ideałów, kogo nie pociąga nieśmiertelność, ten już umarł.

Cywilizacja jako synonim pokoju, tego między ludźmi i tego między państwami. Igrzyska Olimpijskie jako jedna z jej form, której szlachetnym znakiem jest faire play. Starożytni łamali uczciwe i bezstronne reguły i zawzięcie ich bronili. W końcu byli tylko śmiertelnikami ulegającymi żądzy sławy i złota. Lecz za Arystotelesem mogli bez cienia obłudy powtórzyć, że celem wszelkiego działania jest dobro, a to, co dobre, jest piękne, a miłośnikami piękna byli bez wątpienia. Na tym polegał ich ethos.

Idea igrzysk olimpijskich nośnikiem zasady równości. Sporo w tym przesady. Faktem jest, że wraz z formowaniem się agonów ogólnohelleńskich sport przestaje być rozrywką arystokracji, staje się świętem Hellenów. I równolegle do tego następuje ewolucja ustroju społeczno-politycznego greckiej polis, od oligarchii ku demokracji. Szerokie kręgi społeczne partycypują we wszystkich formach życia publicznego, od agory i eklesji, po teatr i gymnâsjon. Takie są skutki polityczne i kulturowe “rewolucji hoplitów”. Podobnie dzieje się w drugiej połowie XIX w. Upowszechnianiu praw politycznych, powszechnemu wzrostowi zamożności, towarzyszy upowszechnianie się sportu, jego powolne umasowienie. Wiadomo jednak, że są dyscypliny sportu drogie, na uprawianie których stać niewielu. Tak było np. z hippiką w starożytności i tak jest dziś. Wiadomo, że w starożytnej Grecji ci zawodnicy, którzy korzystali z pomocy bogatych protektorów mieli łatwiej. Dokładnie tak samo jest dziś. Technika i nauka do tego stopnia wspierają przygotowania sportowców (dodajmy otoczonych bogatym sponsoringiem), że można mówić o dehumanizacji sportu! Nie wspomnę już o tym, iż natura wszystkich równo nie obdarowała talentami i fizycznymi predyspozycjami. Owej równości nie ma nawet w kwestii organizowania igrzysk. Po roku 1945 ewoluowały, jak cała nasza cywilizacja, w kierunku medialnej komercji. Rozrosły się do tak monstrualnych rozmiarów, że tylko najzamożniejsi mogą się ich podjąć. Nawet najbardziej wytrwały kibic nie ogarnie całości widowiska (właśnie – widowiska, nie agonu), więc ogląda (w TV) tylko narodową część zawodów. A doping jako przejaw demoralizacji tak częstej (?) również na zawodach olimpijskich, a zawodowstwo (kto jeszcze pamięta namiętne spory o artykuł 26), czy te przykłady nie zadają śmiertelnego ciosu marzeniom barona de Cuobertin o bezinteresownej rywalizacji, o stworzeniu imprezy powszechnej odwołującej się do elitarnego etosu?

Kwestię zawodowstwa uważam za problem sztuczny. Było zawsze obecne i odegrało istotną rolę w historii sportu. Wiele dyscyplin, w tym królowej – lekkoatletyki, wywodzi się z plebejskich agonów, gdzie mnogie zastępy chwatów ścigały się dla nagrody. Regularność i trwałość tych imprez każe sądzić, że były one okazją dla wielu do zarobkowania. Z kolei amatorstwo sportowców demoludów było propagandową iluzją skrywaną za fikcyjnymi etatami w zakładach pracy lub jednostkach wojskowych. Dużo ważniejszym i tragicznym problemem nie tylko igrzysk olimpijskich, lecz całego sportu, jest doping. Jego źródło tkwi nie w osiągnięciach nauki (ostatnio ostrzega się przed dopingiem genetycznym), lecz hierarchia wartości, nieokiełznana pogoń za sukcesem tu i teraz.

Jednakże jest jedna idea zawarta w igrzyskach olimpijskich, która pozwala mi odrzucić pesymizm i czarne proroctwa o śmierci igrzysk, tą ideą równości, wyznaczającą cel i kierunek działania, dostępną każdemu z nas, jest gotowość urzeczywistniania niemożliwego, wpierw w walce z samym sobą. Nie ma bardziej dumnego dowodu na prawdziwość tej idei niż igrzyska sportowe osób niepełnosprawnych. Twórcą światowego ruchu sportowego osób niepełnosprawnych był lekarz neurolog sir L. Guttman. Igrzyska Paraolimpijskie po raz pierwszy odbyły się w 1960 r. Odbywają się one co cztery lata, w tym samym czasie co igrzyska olimpijskie. W 1976 r. w Szwecji w miejscowości Ornskoldsvik zorganizowano pierwsze Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie. W tym roku w Atenach w dniach od 17 do 28 września znowu człowiek zmierzy się ze swoją ułomnością. To już XII zawody tego typu. Weźmie w nich udział około 4000 zawodników ze 130 krajów. Po raz pierwszy organizacją obu igrzysk zajmie się ten sam Komitet Organizacyjny Igrzysk Olimpijskich.

Utylitaryzm w sporcie? Jak to ma się do idei igrzysk olimpijskich? Uprawianie sportu, udział w igrzyskach, zapewniało szlachcie greckiej kondycję fizyczną i duchową. Cieszyło się dużą popularnością nawet wtedy gdy do zawodów stawali zawodnicy nieszlacheckiego pochodzenia. “Dopiero później zawodowcy sportowi odebrali pierwszeństwo w igrzyskach klasie wyszkolonej w nich przez wieki upartych wysiłków i nieprzerwanej tradycji.” Wtedy też skarga Ksenofanesa “na zbytnią wagę przywiązywaną do brutalnej siły fizycznej zaczyna znajdować późne, ale powtarzające się echa.” Jednym z powodów była wojskowa nieużyteczność atletów.

O roli użyteczności militarnej w Rzymie dowodzi praktyka cenzorów, “że pod “boni viri”, których zgodnie z lex Ovinia należało powoływać do Senatu, zaczęto rozumieć byłych magistratus, których wyróżniała “rei militaris virtus”. W ten sposób cywile ustępują wojskowym, gdyż zalety żołnierskie (fortitudines militares) są cenniejsze niż zalety cechujące cywilów (fortitudines domesticae). Sprawy bowiem, którym żołnierz służy (res belicae) są ważniejsze od spraw cywilnych (res urbanae). Chwała żołnierza (gloria militaris) znajduje najbardziej jaskrawy wyraz w triumfie, kiedy zwycięski wódz (imperator) wjeżdża uroczyście do Rzymu na rydwanie (currus triumphalis), w wieńcu wawrzynowym (corona laurea). […] Jednak źródło godności (dignitas) i chwały (gloria) żołnierza i, co za tym idzie, vir bonus stanowi nie tylko zdobycie świata, lecz także obrona wolności, zarówno własnej, jak i wszystkich pozostałych obywateli.”

W średniowieczu rycerstwo kontynuuje w pewnym sensie starożytne tradycje żołnierskie, wychowawcze, ma poczucie tej samej roli politycznej i społecznej jaką pełniła arystokracja Grecji i Rzymu. Przysposobienie do stanu rycerskiego było procesem długotrwałym i żmudnym, kształtującym nie tylko ciało przyszłego żołnierza i doskonalącym we władaniu bronią, ale też uczącym wszelkich “umiejętności potrzebnych w życiu dworskim, w tym tańca, usługiwania przy stole oraz galanterii wobec dam […].” To w obrębie tego stanu wykształcił się kodeks honorowy grup społecznych, kontynuatorów tradycji rycerskiej – szlachty, oficerów, urzędników, później studentów.

Ewolucji monarchii stanowych w absolutystyczne, towarzyszyło przeobrażenie części rycerstwa na dworaków. Bujny rozkwit życia dworskiego i w ogóle towarzyskiego [w renesansie i baroku] przyczyniał się do popularyzowania różnych “gier ogrodowych”, które później dadzą początek ich formom sportowym, np. tenisowi.”

“Idea powszechności wychowania fizycznego w XIX stuleciu znalazła potężnego sojusznika w środowiskach militarnych. Wiąże się to z rewolucją w armiach, jaka dokonała się w tym wieku poprzez wprowadzenie w większości krajów obowiązku służby wojskowej dla młodzieży męskiej. Okazało się niebawem, że rekruci często przedstawiają bardzo lichy materiał fizyczny, co właściwie dyskwalifikowało ich jako żołnierzy. Zaalarmowany tym stanem rzeczy korpus oficerski zwracał na to energicznie uwagę władzom oświatowym i żądał w szkołach większego przydziału godzin na ćwiczenia fizyczne, a niezależnie od tego do szkolenia rekrutów włączył program tzw. gimnastyki wojskowej w celu wykształcenia sprawności niezbędnych w służbie.”

Wychowanie fizyczne miało też swój wymiar ideologiczny. Tak było w starożytnej Grecji, w cesarstwie rzymskim, tak było w nowożytnej Europie, czego najbardziej spektakularne były zawody urządzane przez totalizmy XX w. Tyrani wszelkiej maści wystawiając swoje zaprzęgi czy drużyny, żywili nadzieję na zdobycie wieńca i zarezerwowanie pierwszeństwa tylko dla siebie. Tak było w Helladzie, gdzie “wszelkie odmiany zawodniczego sportu doznawały ich szczególniejszej opieki, a ponadto oni właśnie byli czynnikiem intensywnie podnoszącym poziom ówczesnej kultury.” Pamiętajmy, że agony były widownią nie tylko rywalizacji sportowców, lecz także artystów. Spotyka się twierdzenie, że rozwinięcie na wielką skalę festiwali religijnych i opieka nad sztuką, tak charakterystyczne dla greckich tyranów, służyły im jedynie do tego, aby niespokojne umysły odwrócić od polityki i dać im nieszkodliwe zajęcie.” […] szczególniejsza uwaga poświęcona problemom [kultury] dowodzi, że zajmowanie się nimi uchodziło wówczas za istotne dla społeczeństwa i dla życia publicznego. Niebanalną rolę odgrywał pewnie pęd do urozmaicenia trudów dnia codziennego radością świąt i igrzysk. Troszcząc się o nie, tyran okazywał się prawdziwym politikos, a równocześnie pogłębiał w swych poddanych świadomość wielkości i wartości wspólnej ojczyzny.” Powszechne zainteresowanie sprawami kultury nie było czymś nowym, lecz ranga takiej postawy rosła proporcjonalnie do wzrostu zainteresowania władzy i ilości środków łożonych przez państwo na tę dziedzinę życia. “Oficjalna troska o sprawy kultury była ze strony tyranów znamieniem ich życzliwości wobec ludu. Po upadku tyranów identyczny obowiązek przeszedł na nową władzę ludową i od tego czasu nie można sobie wyobrazić w pełni rozwiniętej organizacji państwowej, która nie podejmowałaby planowanej działalności w tej dziedzinie.”

W XIX stuleciu, kształtowaniu się państw narodowych towarzyszy kult tężyzny fizycznej, siły, zdrowia, płodności etc. Miało to wzmacniać naród, generować w jego przedstawicielach predyspozycje mitycznych herosów. Przykładem polskim mogą być postacie literackie z kart powieści Krzyżacy Henryka Sienkiewicza. Konsekwencją tego będzie dążenie do umasowienia sportu. Nie jest to zjawisko nowe, immanentne społeczeństwu masowemu. “Palestr i gymnasjonów było w świecie hellenistycznym tyle, że wykopaliska […] archeologów odnalazły ich wielką ilość. Okoliczność, że wszystkie ruiny budowane były wedle jednostajnego wzoru, jest nader cenna.” Potwierdza właśnie powszechność usportowienia, podobnie jak fakt wielkiej mnogości agonów wszelkiego rodzaju wypełniających kalendarz świąt Hellenów.

Są jeszcze inne utylitarne racje sportu. Mens sana in corpore sano – (by) zdrowy duch rozwijał się w zdrowym ciele. Temat wymaga pewnej subtelności merytorycznej, aby nie pomylić koncepcji pedagogicznych zalecających aktywność fizyczną uczniów, turystyki, taternictwa, skautingu i harcerstwa, różnych towarzystw gimnastycznych, ruchu turnerskiego czy Wędrownych Ptaków (Wandervögel) w Niemczech z praktykami eugenicznymi. Dobrze jest być zdrowym. I choć trudno naukowcom ustalić co to jest zdrowie, to przecież od dawna wiadomo co robić, aby je zachować lub odzyskać. Gimnastyka korekcyjna, wyrównawcza, lecznicza… Jak się wydaje synonimy te pojawiają się w XIX w. za sprawą Szwedów. Dziś realizacja ich założeń przybiera postać jakże szerokiej oferty usług medycznych, rehabilitacyjnych, rekreacyjnych i sportowych. Mają one kompensować utratę zdrowia lub wzmagać proces jego przywracania, nie tylko u dzieci i młodzieży szkolnej.

Umieszczam te kwestie w obrębie idei igrzysk olimpijskich bowiem ma to ewidentny związek z kalokagatią. “Dobry” – agathos, “piękny” – kalos, tak tłumaczy się z greckiego ów termin oznaczający ideał wychowawczy. Marrou wątpi w ten ideał. Posługując się grubiańską karykaturą Arystofanesa, przekonuje, że pierwszeństwo należy się wychowaniu fizycznemu, to ono czyni nas zdrowymi i wypoczętymi.

Jednakowoż traktując aktywność ruchową nie jako rekreację, odpoczynek po pracy, czy zwyczajnie sposób na spędzanie wolnego czasu samotnie lub w towarzystwie, a jako kulturę fizyczną, wprowadzamy zupełnie nową jakość w pełni odpowiadającą właśnie kalotagatii.

Definiując kulturę jako właściwą uprawę woli i intelektu, co jest jak najbardziej zgodne z tradycją antyczną i etymologią pojęcia, musimy zapytać się o cel aktywności ludzkiej. Pytanie to dotyczy także kultury fizycznej. Celem tym będzie dobro osoby rozumianej jako jedność duszy i ciała, jedność dobra-piękna, doskonalenie sfery intelektualnej i fizycznej, pełnia człowieczeństwa. Bardzo to helleńskie i chrześcijańskie, to znaczy europejskie. Jak to znajduję na olimpijskich zawodach? Pomocnym dla wyjaśnienia jest kolejny grecki termin – arete. Spokrewniony jest on etymologicznie z aristos, “najlepszy”, i u samych początków greckiej literatury i kultury wchodzi wyraźnie w krąg pojęć arystokratycznych, oznacza “dary” ciała i ducha, jakie człowiek przynosi ze sobą na świat, więc dobre urodzenie, odwaga i dzielność w boju, mądrość w radzie, piękne ciało, zamożność, szczęście, poważanie u ludzi. […] Z biegiem wieków pojęcie to ulegnie istotnym przemianom. Jeśli u Homera arete dana jest człowiekowi w stanie niejako gotowym, to u Pindara jest ona […] czymś, co człowiek ma od urodzenia, ale winien ten dar rozwinąć osobistą zasługą […] doskonaląc się wewnętrznie.” Droga do tego wiedzie poprzez trud, wytrzymałość, odwagę, bez przekraczania wyznaczonej nam przez bogów granicy, tzn. nie grzesząc pychą. Arete zatem przestaje być cnotą dobrze urodzonych, może być udziałem każdego, kto uporem i wyrzeczeniem pracuje nad sobą, kształci ciało i ducha. Arete za sprawą Sokratesa, Platona i Arystotelesa uzyska status dzielności czysto moralnej, lecz ma pochodzenie ponad wszelką wątpliwość olimpijską.

Władysław Komar miał powiedzieć, że “wątpi w to, iż sport kształtuje charakter; natomiast wie, że sukcesy w sporcie odnoszą tylko ludzie z charakterem. Ale ten charakter trzeba wykształcić. I samo się to nie robi. Potrzeba wychowania ku dobru, aby umieć je rozpoznać. I nie obejdzie się bez trudu, wyrzeczeń i poświęcenia, bo dobro nie jest lekkim chlebem. I wiele może pomóc zachęta i przykład mistrza. A siłę da wiara i świadomość, że to co robimy ma sens. A sens jak ma na imię? Czy to aby nie szczęście, że dziś jesteśmy lepsi niż byliśmy wczoraj? A jutro nie jest nam straszne, bo mamy odwagę i umiejętność korekty ewentualnych wad, złych przyzwyczajeń i nawyków, i usprawnienia własnego postępowania.

Bezinteresowność? Od starożytności ćwiczenia sportowe i rywalizacja w agonach sposobiła do walki, żołnierki, rycerskiego rzemiosła. I choć sama rywalizacja, ścieranie się z równymi sobie o to, kto lepszy, ważniejsze było od korzyści doraźnych, to nie łudźmy się, by bohaterowie zostawali z pustymi rękami i wieńcem na głowie. Prócz czterech wielkich agonów “świętych i wieńcem nagradzanych”, bodaj każda polis, każdy większy ośrodek kultu, urządzały swoje “igrzyska z nagrodami “rzeczowymi” (thematikoj) […] czasem po prostu ofiarujące zwycięzcom sumy pieniężne.” Już sam fakt uwiecznienia imion słynnych olimpioników o czymś mówi. W ojczyźnie olimpionik oprócz sławy mógł liczyć na wymierne korzyści, nawet dożywotni wikt. Jakieś wyobrażenie o honorach będących udziałem olimpijczyków daje nam przykład zwycięzcy biegu maratońskiego na Igrzyskach Olimpijskich w 1896 r. w Atenach, pasterza greckiego Spyridona Louisa. Prócz spełnienia przez króla prośby Luisa o łaskę dla jego przyjaciela, który siedział w więzieniu za nieuiszczanie podatków, bohater otrzymał parę koni i wóz, 20000 drahm, a od ambasadora Rosji cenny serwis. Obecnie z góry ustala się tabelę płac za osiągnięcia na igrzyskach.

A bez pieniędzy, bez zysku materialnego igrzyska by się nie narodziły, nie odrodziły, nie przetrwały? Żadnego idealizmu nie znajdziemy na igrzyskach? Gdyby Solon miał wybrać między arete a bogactwem, niewątpliwie wybrałby tę pierwszą. A my-ja?

Czy ideał igrzysk olimpijskich jest pęknięty między żądzą zmysłowego użycia, sławy, uwielbienia świata, radości doczesnej a kontemplacją, ascezą, rygoryzmem, świętością zakonników? A może służy opanowaniu konfliktu między postawą antropocentryczną a teocentryczną i jednoczy w specyficznie europejski i personalistyczny sposób naturę człowieka.

Święty Paweł w swoich listach używa metafor wyprowadzonych ze sportu, zachęcając żarliwie do udziału w agonie pierwszym i ostatecznym: “Nie wiecie, że ci co biegną w zawody, wszyscy wprawdzie biegną, ale jeden otrzymuje nagrodę? Tak biegnijcie, abyście otrzymali. Każdy zaś, co chodzi w zapasy, od wszystkiego się powstrzymuje. A oni wprawdzie, aby skazitelny wieniec otrzymać, my zaś nieskazitelny.” “Kto bowiem i w zawodach walczy, nie bierze wieńca, tylko gdy należycie walczy.” Obyśmy mogli za Apostołem powtórzyć: “Dobry bój stoczyłem, zawodu dokonałem, wiarę zachowałem. Na ostatek odłożony mi jest wieniec sprawiedliwości, który mi odda Pan, sędzia sprawiedliwy, w ów dzień, a nie tylko mnie, ale i tym, co miłują przyjście jego.”

Marzy mi się olimpijski laur…

——————————————————————————————–
Materiał udostępniany na zasadach licencji
Creative Commons 2.5 Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne

——————————————————————————————–