Grażyna M. Giersztyn – Recenzja: Bruno Latour, Splatając na nowo to co społeczne. Wprowadzenie do teorii aktora-sieci

Bruno Latour, Splatając na nowo to co społeczne. Wprowadzenie do teorii aktora-sieci [org. Resembling the Social – An Introduction to Actor-Network Theory, Oxford University Press 2005], tłum. Aleksandra Derra i Krzysztof Arbiszewski, wstęp Krzysztof Arbiszewski, TAiWPN UNIVERSITAS, Kraków 2010.
Seria: Horyzonty nowoczesności.

Latour postawił zrealizować tradycyjne dążenia nauk społecznych , czyli zrozumieć, opisać i wyjaśnić, ale w nietradycyjny sposób. Jak to często ma miejsce u tego socjologa słowa powszechnie znane często zmieniają swoje znaczenie w jego ujęciu. Podobnie jest tu z określeniem „społeczne”.  Przestaje ono odnosić się do cechy zbiorowości wyłonionej statystycznie. „Społecznie” zaczyna na powrót oznaczać sieć powiązań i relacji. Tak więc to co społeczne z monolitu badań jakościowych na powrót przeistacza Latour w dynamicznie się zmieniającą sieć relacji. Pociąga to za sobą poważne konsekwencje, gdyż celem zainteresowania badacza nauk społecznych przestaje być stan społeczeństwa w wybranym aspekcie, a staje się tworzenie i przebieg relacji prowadzących do ukonstytuowania się określonego ładu społecznego. Pytamy więc jak ludzie, rzeczy i idee splatają się ze sobą, by dopiero finalnie zastanowić się nad większą jednostką, którą się stały. W ten sposób sama próba definiowania „tego co społeczne” schodzi na drugi plan. Teoria aktora-sieci (Actor-Network Theory, skr. ANT) jest narzędziem tego nowego podejścia badawczego. Tę zmianę Autor wyjaśnia już w Wstępie.

W I części pracy Latour zarysowuje kontrowersje związane z niemal aksjomatycznymi twierdzeniami nauk społecznych i w ten sposób kruszy fundament dotychczas uprawianej nauki. Najpierw rozważa status grupy. Czy grupy w ogóle istnieją czy też są nieustannie tworzone i przetwarzane? Latour przychyla się do drugiej opcji  na jej poparcie wskazuje, że w grupach zawsze istnieją osoby wyznaczone do monitorowania pozostałych członków grupy i granic w jakich się poruszają. Uczeni, którzy wybierają jednak pierwszą opcję i starają się jak najściślej definiować sami mimowolnie stają się pogranicznikami nadającymi grupie cechy organizacyjne i zabezpieczającymi grupę przed rozpadem lub przegrupowaniem. ANT-owcy, jak nazywa zwolenników teorii ANT Latour, skupiają się w swoich badaniach na jednostkach inicjujących zawiązywanie się relacji grupowych lub ich rozpad. W ten sposób badają dynamikę procesów, nie zaś strukturę i jej stałość.

Następnie Latour zadaje dziecinne z pozoru pytanie – kto tak naprawdę działa w grupie kiedy efekty działań można zaobserwować? Pierwsza odpowiedz – jednostka/aktor – może się zarazem okazać mylną, gdyż przez działanie jednostek/aktorów mogą się wyrażać zespoły cech właściwych całej sieci. Badacze starając się tworzyć zwarte modele odpowiadające ich teoriom mają tendencję do eliminowania z opisów cech rzadkich, usuwają je traktując jak anomalie, a potem grupują to co pozostało pod wybranym szyldem. „Aby nauki społeczne zachowały swoją wyjściową energię, kluczowe jest to, aby nie łączyć wszystkich czynników (agencies) przejmujących działanie w jakiegoś rodzaju podmiot (agency) – „społeczeństwo”, „kulturę”, „strukturę”, „pola”, „indywidua”, czy jakiekolwiek noszą one nazwy, który sam byłby tym co społeczne” [Latour, 64].

To wiedzie Latoura do zdiagnozowania trzeciego problemu. Skoro nie można w sposób jednoznaczny określić kto jest źródłem jakiejś cechy, czynnika determinującego bieg zdarzeń trzeba skłonić się ku myśli, że źródłem tym może nie być „ktoś” a „coś”. W ten oto sposób Latour jedną płynnym ruchem zmienia domenę nauk społecznych, która od tej pory obejmować musi zarówno ludzi jaki i nie-ludzi (przedmioty, zwierzęta). Aktor nie jest już synonimem jednostki, pojedynczego homo sapiens. Aktorem na równi może być górnik,  samochód Jak i kolonia mrówek. Z obawy o utratę jasno wyodrębnionej domeny swoich badań badacze nauk społecznych są zacietrzewieni w różnicowaniu pomiędzy ludźmi – obiektami ich zainteresowania, oraz nie-ludźmi – będącymi przedmiotami innych dyscyplin. W instytucjonalnym uprawianiu nauki podziały te znajdują swoje odbicie już w samej strukturze organizacji i determinują obszary badań. Dlatego cennym projektom zaliczanym do interdyscyplinarnych, tym które mają z zasady przekraczać granice grozi zabrnięcie na „ziemię niczyją” i zapomnienie. W uznaniu za aktorów nie-ludzi nie chodzi o nadawanie im ludzkich cech i uczuć, a jedynie o uznanie ich wkładu w stabilizowanie struktur powiązań. Spisane umowy, wytyczone ulice, strefa klimatyczna – to wszystko są niemi aktorzy determinujący zakres ludzkich działań.

Czwarte źródło niepewności Latour widzi w trudności w rozdzieleniu „materii faktów” od „materii rozważań”. Istota tkwi w sposobie ich powstawania. Rozważania mogą hipotezy podnosić do rangi faktów zaś fakty poddawać w wątpliwość lub skazać na zapomnienie. Stąd też część ta staje się jednocześnie rozważaniem nad siłą tkwiącą w samych dyskursach i paradygmatach. Ile warta jest socjologia jako nauka skoro sprawdza się w odniesieniu tylko do wybranych dziedzin np. religii czy prawa, ale przy naukach przyrodniczych zawodzi? Zastanawiając się nad statusem nauk społecznych Latour umiejscawia teorię ANT poza obrębem konstruktywizmu społecznego w wywodzie utrzymanym w stylu charakterystycznym dla tegoż autora. „Konstruktywizm społeczny” rozumiany jako stwarzanie, kreowanie faktów społecznych w toku dyskursu naukowego lub praktyki akademickiej jest sprzeczny z ANT, która pod słowem „skonstruowany” rozumie fakt społeczny zaistniały na skutek splotu niezmierzonej ilości konkretnych czynników i działań, fakt który w innych okolicznościach nigdy by nie zaistniał i ten właśnie niepowtarzalny splot czynników jest twórcą, konstruktorem faktów, nie zaś badacz.

Ostatnim problematycznym zagadnieniem, któremu autor poświęca uwagę jest pisanie raportów badawczych w naukach społecznych. Skoro tekst jest mediatorem pomiędzy faktami a odbiorcami należałoby dołożyć staranności by był jak najbardziej obiektywny. W obiektywności tkwi jednak pułapka chęci popadnięcia w specjalistyczny żargon, który zbliżałby do opracowań w naukach ścisłych. Raporty, opisy, historie nie mają się mierzyć z materią faktów, a z materią rozważań. Owe zawiłości interpretacji i rozumień mają starać się jak najtrafniej i najrzetelniej uchwycić bez zbędnej słownej fanfaronady.

I część książki kończy dialog pomiędzy profesorem Latourem a doktorantem pragnącym dowiedzieć się czym jest teoria aktora-sieci, aby zastosować ją w swojej pracy. Po dłuższej rozmowie w trakcie której student dochodzi do wniosku, że ANT jest albo jedną wielką blagą, albo nawet wykładowcy jej nie rozumieją rodzi się pomysł na książkę wyjaśniającą ANT – tę książkę.

II część przedstawia metodę trzech ruchów dzięki którym można będzie na nowo śledzić powiązania życia społecznego. Socjolog zawsze staje przed koniecznością odnoszenia się do opozycji mikro i makro – lokalny i globalny, a w ten sposób gubiąc się koniec w końcu w jakiejś formie abstrakcji. Latour proponuje drogę środka, która wiedzie przez reinterpretację terminów wyjściowych. W ruchu pierwszym globalność zostaje rozproszona i zastąpiona przez łańcuch połączonych lokalności. Staromodna „globalność” okazuje się być zwyczajną lokalnością, ale połączoną z licznymi innymi lokalnościami znacznie gęstszą siecią silnych powiązań. Owe szczególnie dobrze usieciowione lokalności to „centra kalkulacji” [Latour, 265]. Odwołując się do metafory panopticonu Latour stawia z nim na równi tradycyjną socjologię pragnącą wiedzieć wszystko o każdym więźniu społeczeństwa. ANT zaś jest swoistym oligoopticonem, zbiorem średniej jakości lornetek, z których każda jest wycelowana na stałe w jeden tylko punkt wycelowanych na stałe w jeden tylko punkt, więc panoramę życia społecznego a zatem skalę rozważań wyznacza tylko liczba lornetek.

W następstwie ponownego odnalezienia lokalności pojawia się pytanie jak wytworzyła się owa lokalność. Błędem jest bowiem uznawać ją za pierwotny i niezmienny artefakt lub szereg relacji twarzą w twarz. Przy bliższej analizie lokalność rozprasza się na wielość interakcji pomiędzy aktorami, zarówno ludźmi jak i nie-ludźmi. Dopiero w tym wymiarze dostrzega się jak wiele ludzkich działań determinowanych jest przez miejsce, fizyczną przestrzeń, obiekty, a nawet nawyki trudne do racjonalnego wytłumaczenia. Latour podaje przykład pielęgniarek chodzących po szpitalnym korytarzu. Nawet sposób poruszania się, chodzenia nie wynika z samej tylko fizjologii chodu. Inaczej chadzają Europejki, inaczej Afrykanki, jeszcze inaczej Azjatki. Kulturowe uwarunkowania, drobne kompetencje, łatki jak nazywa je autor [Latour, 309] zawsze mają własny sposób rozprzestrzeniania się, własną sieć.

Ostatnim tematem stają się więc same połączenia. Jak się tworzą? Co je utrwala? Najważniejsza okazuje się dynamika przewagi sił pomiędzy dwoma biegunami – trwaniem a zmianą. Utrwalaniem sieci jest standaryzacja, formalizacja, klasyfikacja zaś jej uaktualnianiem do zmieniających się okoliczności zajmują się mediatorzy potrafiący włączać nowe ogniwa w obręb dominującego dyskursu.

W zakończeniu książki Bruno Latour odnosi się do częstego zarzutu, a mianowicie, że pomija problem dystrybucji władzy. ANT krytykuje klasyczną socjologię za pomieszanie nauki z polityką. Odwołując się do stwierdzenia Zygmunta Baumana, iż społeczeństwo jest bytem stworzonym by zastąpić rewolucyjną politykę [Latour, 364] Latour wskazuje, że owa polityka jest niezbędna dla zachowania stabilności w okresach wielkich przemian, rewolucji, choćby rewolucji technologicznej. W czasie dynamicznych przemian jednocześnie tworzą się niezliczone nowe powiązania, inne zanikają. W takich momentach potrzeba sobie zdać sprawę, że „same powiązania nie wystarczą, że muszą one zostać jeszcze poukładane (compose) po to , by przygotować (design) jeden wspólny świat” [Latour, 376]. Temu służy polityka.

Książka zadowoli zarówno badaczy zaznajomionych z ANT prezentując liczne nowe przykłady jej zastosowania, jak i niezaznajomionych, którzy znajdą w niej przemyślaną prezentację jej założeń oraz redefinicji pojęć. Tekst urozmaicają i dopełniają zagadnienia szczegółowe omówione w oddzielnych ramkach. Niezbywalną częścią tekstów Bruno Latoura jest jego charakterystyczny styl, dosyć wymagający dla czytelników przyzwyczajonych do chłodnych i zdystansowanych akademickich opracowań. Żywy język, anegdotyczność, niezliczone metafory, wręcz gawędziarski styl narracji nie stoją w opozycji do metodyczności i pedantycznej restrykcyjności wywodów. Lektura staje się przez to przystępna w odbiorze dopiero przy zanurzeniu się w tekst, niemal jego degustacji. Przy pobieżnej lekturze momentalnie przeistacza się w niezjadliwy bełkot. Innymi słowy cały Latour.

Publikację tę ciężko zaliczyć do nowości uwzględniając, że oryginał opublikowano w 2005 roku. Jest ona raczej niezbędnym uzupełnieniem polskiej luki wydawniczej. Została opracowana starannie, choć w końcowej części pomiędzy bibliografią, indeksami, a listą tytułów wydanych do tej pory przez UNIVERSITAS w serii „Horyzonty nowoczesności” niełatwo odnaleźć spis treści. Książkę wstępem opatrzył dr Krzysztof Arbiszewski autor monografii poświęconej teorii aktora-sieci p.t. Poznanie, zbiorowość, polityka. Analiza teorii aktora-sieci Bruno Latoura [Kraków, 2008]. Zawiera krótką historię formowania się ANT, jej główne założenia, oraz ocenę wartości w kontekście innych teorii społecznych. Ważnym punktem jest nota dotycząca przekładu oraz mini słownik głównych pojęć ANT.

Choć teoria ANT rozwija się od trzydziestu lat, to gałązka wyrosła z socjologii nauki [Latour, 133]– jak określa teorię ANT Latour rozrasta się coraz bardziej nie tracąc nic ze swojego anarchistycznego fermentu. Kim jest badacz nauk społecznych? Rzadko odkrywcą, najczęściej mróweczką. „My, małe mróweczki, nie powinniśmy poprzestać na niebie czy piekle, skoro na ziemi jest tak wiele rzeczy, przez które trzeba przekopać nasze korytarze” [Latour, 201].