Anna Zalewska: Hitler – w poszukiwaniu człowieka… Ośmieszenie jako środek demitologizacji, uczłowieczenia i tym samym pozbawienia bestialskiej mocy anty-herosa wizerunku Adolfa Hitlera.

Uniwersytet Warszawski

Abstrakt

Artykuł analizuje mit kulturowy, jaki wyrósł wokół postaci Adolfa Hitlera i który dał dyktatorowi pośmiertną moc budzenia strachu i nieśmiertelność. Wszelkie próby obalenia mitu wiążą się z uczłowieczeniem wizerunku Hitlera oraz wywołują społeczny sprzeciw. Każdy mit jest bowiem poddawany naturalizacji, przez co wydaje się być niepodważalnym faktem, a jego obalenie może zachwiać rzeczywistością, opartą na aksjologii wartości. Tego typu procesy przywodzą na myśl zachowanie kompulsywne, bazujące na nałogowym powtarzaniu pewnych działań, niczym rytuałów. Każda próba ich zakończenia wiąże się z wprowadzeniem chaosu i brakiem bezpieczeństwa.

Abstract

The article analyzes the cultural myth of Adolph Hitler, which gave the dictator a power to arouse fear after his death and made him immortal. All attempts to overthrow the myth lead to humanization of the image of Hitler and cause public opposition. The myth is subjected to naturalization, by which it appears to be an indisputable fact and its overthrow may unsettle the reality. These type of processes resemble compulsive behavior, which is based on the compulsive repetition of certain actions, like rituals. Any attempt to stop them leads to chaos and insecurity.


Zagadkowa śmierć Adolfa Hitlera budziła i wciąż budzi wiele spekulacji. Oficjalnie przyjęto wersję o samobójstwie fuhrera po wkroczeniu wojsk sowieckich do Berlina. Jednak jego ciało nigdy nie zostało odnalezione. Spekulowano, iż zaufani ludzie wodza po znalezieniu zwłok podpalili je i wrzucili do leja po pocisku artyleryjskim. Mimo to przytoczona wersja pozostawia znaki zapytania. Śmiercią dyktatora zainteresowało się więc grono wielbicieli teorii spiskowych oraz kilku naukowców. Jednym z nich był radziecki historyk Lew Bezymieński, który w 1992 r. podał sensacyjną informację w „Kosmolskiej Prawdzie”, iż szczątki przywódcy III Rzeszy i Ewy Braun spoczęły w Magdeburgu, czego jednak nigdy nie potwierdzono. Pytanie „Gdzie jest grób Hitlera?” pozostało bez odpowiedzi.

Śmierć tyrana, a dokładnie teorie ją podważające, nie ograniczyły się do dyskusji akademickiej, mając swoje konsekwencje w rzeczywistości. Dowodzi tego fakt, iż pierwsze świadectwo zgonu dyktatora wystawiono dopiero w 1966 r.. Jednak nawet oficjalny dokument nie zapewnił fuhrerowi wiecznego spoczynku. Już rok później prokurator berliński wydał nakaz odnalezienia i aresztowania Adolfa Hitlera, oskarżonego o zbrodnie wojenne.

Jak to się stało, że wódz potężnego narodu, pan całej Europy, największy zbrodniarz świata zniknął, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu?[1] Społeczne zapotrzebowanie rodziło szereg hipotez na temat upozorowanej śmierci nazistowskiego przywódcy. Dyktator być może i zniknął (warto zauważyć, że zniknął, nie umarł), ale z pewnością pozostawił piętno w świadomości społecznej, które przez dziesięciolecia nie pozwalało na zapomnienie o fuhrerze. Hitler nie mógł umrzeć, ponieważ stał się nieśmiertelny.

Nikt nie wie gdzie jest grób Hitlera, gdyż tego grobu nie ma. Społeczeństwo nie mogło przyswoić informacji o śmierci dyktatora, ponieważ w powszechnej świadomości pozostał on żywy. Tyczy się to zarówno tych, co snuli teorie na temat przeżycia wodza, jak i tych, co uznali jego śmierć w bunkrze w Berlinie za prawdziwą. Było to jedynie uznanie pozorne. Bez względu na hipotezę, Hitlerowi nie wystawiono grobu, czyli symbolu odejścia. Wciąż żywe były także emocje, skutki wojny oraz strach przed zbrodniarzem. Tym sposobem postać dyktatora została poddana demonizacji, czyniąc z niej odczłowieczonego, ale zarazem nieśmiertelnego potwora. Świadomość społeczna zdepersonalizowała przywódcę Rzeszy. Przestał on być Adolfem Hitlerem, synem Aloisa i Klary Hitlerów, stracił swoje dzieciństwo i wszelkie ludzkie cechy. Pozbawiono go nawet imienia, przez co zamienił się w Hitlera – znak, ikonę, oznaczająca zło w czystej postaci. Świadczy o tym fakt zniwelowania nazwiska „Hitler”, którego desygnat jest nazbyt oczywisty, oraz zanik niegdyś popularnego imienia „Adolf”.

Warto zauważyć, iż swoją depersonalizację i mitologizację zaczął sam fuhrer w obrazach propagandy nazistowskiej. Każdy ruch dyktatora był bowiem dokładnie wyreżyserowany. Przed wystąpieniami na wiecach godzinami dopasowywał on do wypowiadanych słów odpowiedni gest i wyraz twarzy. Tego rodzaju zabiegi sprawiły, że wódz stał się żywym wizerunkiem. Wydaje się, iż postać Adolfa Hitlera zmieniła się w Baudrillirdowski symulakr. Fuhrer nie mógł umrzeć w bunkrze, gdyż nie należał do porządku rzeczywistości. Swoją realną osobę zabił dużo wcześniej rękoma propagandy. Umieścił się w hiperrzeczywistości, sprowadzając do roli znaku.

Dyktator został odczłowieczony i zdepersonalizowany, co przyczyniło się do jego unieśmiertelnienia w postaci kulturowej ikony. Dzięki temu uzyskał pewną moc. Niczym bohater z mitologii greckiej, został wyniesiony ponad śmiertelników. Słowo Hitler stało się niemal magicznym, zakazanym, niosącym lęk, groźnym, słowem tabu, słowem świętym. Największego zbrodniarza w historii nie można jednak zaliczyć do elementu sacrum. Wódz stał się więc anty-świętością i anty-herosem, mając podobne właściwości do ich antonimów. Budził jednak powszechna grozę, zamiast uwielbienia.

W ten sposób słowo Hitler uległo swoistej mitologizacji, której mechanizm tworzenia doskonale opisał Rolad Barthes w Micie i Znaku. Wedle francuskiego semiologa, mitem może być dosłownie wszystko, jeżeli podlega zasadzie formalnej. Mit ma bowiem postać wtórnego systemu semiologicznego. W semiologii znak dzieli się na dwa terminy: signifiant i signifie, czyli znaczące i znaczone. Ich stosunek stanowi ekwiwalencję, dotycząc przedmiotów, pochodzących z dwóch różnych porządków. Tym samym znaczące w połączeniu ze znaczonym daje znak, który jest połączeniem dwóch pierwszych. Mit podlega wtórnemu systemowi semiologicznemu, co wiąże się z powtórnym zastosowaniem tego mechanizmu. Znak zmienia swoje znaczenie za pomocą przeistoczenia go powtórnie w signifiant  i nadaniu nowego signifie. To co jest znakiem w pierwszym systemie (a więc całość skojarzeniowa pojęcia i obrazu) staje się zwykłym elementem znaczącym w drugim.[2] Wtórny system semiologiczny opiera się na języku na pierwszym poziomie i micie na drugim. Dzieli on dany termin na znaczące i znaczone w języku, co daje znak w micie, który zostaje znów poddany desygnatowi znaczącego. Nadaje tym samym nowy termin znaczony, tworząc kolejny, właściwy już mitowi znak, czyli znaczenie. Wszystko odbywa się tak, jakby mit przesuwał o jeden szczebel formalny system pierwotnych znaczeń.[3] W przypadku przenoszenia na kolejny szczebel mitu Hitlera, wygląda to w sposób następujący: Pierwszy poziom (język) – Hitler-człowiek (znaczące) jako Nadczłowiek (znaczone). Na drugim poziomie pozostaje: Nadczłowiek (znaczące), Bestia (znaczone), dając znaczenie Hitlera jako Bestii, Potwora, Anty-herosa.

Mit, budzący w ludziach lęk, paradoksalnie wywyższał dyktatora, kazał odczuwać do niego szacunek – oczywiście nie w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż oparty na strachu, niemniej czyniąc z fuhrera postać poważną. Tymczasem sylwetka Adolfa Hitlera nie jawi się jako posągowa. Oglądając kroniki nazistowskie bez trudu można zauważyć, iż przywódca III Rzeszy był furiatem, a nawet szaleńcem. Znając biografię wodza nie można się oprzeć wrażeniu, iż ten straszny człowiek, a właściwie już nie-człowiek, był w gruncie rzeczy zakompleksiony, sfrustrowany, obłąkany i groteskowy. Demonizacja wizerunku przyczyniła się do zmieniania go w anty-herosa i usunęła, osłabiające tę moc, elementy śmiechu.

Mitologizacja dyktatora trwała wiele dziesięcioleci. Hitler pozostawał zbrodniarzem bez ludzkich uczuć, budząc wszechobecny lęk. Oczywiście istniały próby walki z takim wizerunkiem fuhrera poprzez ośmieszenie go. Był to m.in. film Charliego Chaplina z 1940 r. p.t. Dyktator, w którym aktor wykorzystał swoje podobieństwo do przywódcy Rzeszy i pokazał, że śmiech jest dobrą bronią przeciwko tyranii. Podobny cel miał na gruncie polskim kabaret „Paka” ze słynną piosenką Ach ten wąsik. Po wielu latach ze zmitologizowanym wizerunkiem Hitlera postanowili rozliczyć się sami Niemcy. Zrobili to w filmie Upadek Olivera Hirschbiegela z 2004 r. W tym wypadku nie chodziło o ośmieszenie dyktatora, ale o ukazanie go z innej strony. Po wojnie w zachodnioniemieckim społeczeństwie został on bowiem swoistym kozłem ofiarnym, na którego przeniesiono cały ciężar winy za drugą wojnę światową. Naród niemiecki, próbując odciąć się od piętna, którym był w jego historii hitleryzm (panujący w Rzeszy za zgodą społeczeństwa, gdyż Adolf Hitler został wybrany w demokratycznych wyborach), zdemonizował wodza, tworząc z niego nie-człowieka, w pełni odpowiedzialnego za zbrodnie ludobójstwa, obdarzając go zarazem mocą anty-herosa, budzącego powszechny strach, pilnującego, by nazizm nigdy więcej się nie powtórzył, a ciemna strona ludzkiej (tudzież niemieckiej natury nie ujrzała już światła dziennego. Mimo to reżyser Upadku spróbował walczyć z powyższym mitem i udowodnić, że pomimo przyczynienia się do największej zagłady w XX w., tyran posiadał również ludzką stronę. Dzieło miało na celu udowodnienie, że Hitler był także człowiekiem: ze słabościami, emocjami, zdolnym do współczucia. Do kobiet zwracał się delikatnie, z szacunkiem. Potrafił również kochać, co ukazuje jego relacja z Ewą Braun. Tym sposobem mitologizacja postaci dyktatora została poddana procesowi odwrotnemu – uczłowieczaniu.

Film wzbudził wiele kontrowersji. Dyskusja na jego temat rozgorzała także w Polsce. Niektórzy nie potrafili zrozumieć jak można przedstawić dyktatora w ten sposób (warto zauważyć, iż mówiąc „w ten sposób” opinia publiczna miała na myśli próbę uczłowieczenia ikony). Głównym zarzutem było usprawiedliwianie Hitlera i całego narodu niemieckiego – próba odsunięcia od siebie odpowiedzialności za II wojnę światową (tak naprawdę jednak była to próba zdjęcia odpowiedzialności z samego fuhrera). Recenzje w Polsce wahały się od umiarkowanej krytyki do umiarkowanej pochwały. Jednak w Internecie dyskusja wrzała. Wbrew pozorom nie brakowało również wypowiedzi popierających takie przedstawienie wodza: Według mnie hitler nie był potworem wbrew powszechemu przekonaniu…na arenie politycznej musiał być potworem gdyż tego wymagała ideologia nazizmu .np. pomogło mu to w dojściu do wladzy. jednak życie prywatne hitlea było całkowicie odmienne…[4]uznaje „Wasal”.

Oczywiście takie opinie wywoływały odzew Internautów o odmiennym zdaniu jak np. mh214: Nie był potworem?! Jak wogóle można napisać coś takiego?!, które trafnie skomentował nijaki „rr”: wlasnie … O Hitlerze mozna mowic tylko zle … dziwne, jak sie czyta wypowiedzi jego otoczenia to wtglada to inaczej (…) To ze ktos wydaje potworne rozkazy nie znaczy ze musi byc prywatnie potworem!  (…)  Dla mnie w tej chwili to jest bez znaczenia czy on byl potworem czy nie … pozostaja skutki jego rzadow i te sa bezsporne!! Dziwne jest natomiast to ze O nim cokolwiek sie nakreci czy napisze to robi sie z tego afere…[5]

Czy ostatni komentarz można nazwać próbą usprawiedliwienia Hitlera? Czy dziś już nikt nie chce brać pod uwagę zbrodni, do których przyczynił się dyktator? A może mamy do czynienia z czymś zupełnie innym? Może nie chcemy już nazywać fuhrera potworem, czy bestią? Nie mamy zamiaru go usprawiedliwiać, ale po prostu nie chcemy dłużej się go bać?

Włodzimierz Odojewski w artykule o znamiennym tytule Czyj upadek? napisał: Czy jest próbą zrozumienia wodza i usprawiedliwienia go. Otóż to ostatnie na pewno nie. Jeżeli zaś chodzi o uczłowieczenie, to nie wyobrażam sobie dobrego czy nawet tylko niezłego filmu bez ukazania złożoności takiej postaci – jeśli byłby tylko bestią pozbawioną ludzkich odruchów, to obawiam się, że reżyser nie wykroczyłby poza papierowy schemat szeleszczący na kilometr. Całe szczęście, że ukazał go także z cechami tak normalnymi jak np. skłonności opiekuńcze w stosunku do dzieci, uprzejmość wobec sekretarek, i nie rozumiem tych, którym to przeszkadza, taki przecież był.[6]

Jak słusznie zauważył Odojewski, uczłowieczenie fuhrera wzbudziło poważne kontrowersje. Upadek wykracza poza dotychczasowe schematy przedstawiania Hitlera. Stara się go pokazać od innej – ludzkiej strony. Nie stanowi on usprawiedliwiania dyktatora, chociaż wiele osób tak go odbiera. Film jest próbą podjęcia walki z mitem tyrana, co zostało uznane za usprawiedliwienie jego czynów w sensie etycznym. Tym czasem owo „usprawiedliwianie” należy rozumieć jako nadanie nowego znaczenia, pewnego rodzaju symbolicznego alibi desygnatowi słowa Hitler. Gdyby filmowi udała się demitologizacja, przestałoby ono znaczyć potwór, stałoby się zwykłym wyrazem pozbawionym swej any-bohaterskiej mocy. Taki zabieg musiał wywołać fale sprzeciwu, ponieważ mit stanowi schemat ludzkich zachowań. Wedle Mircea Eliade’go wiąże się z wkroczeniem sfery sacrum, ustanawiając świat jako coś rzeczywistego.[7] Tym sposobem mit przedstawia jedyne realne wydarzenia i staje się wzorcem działań człowieka. To na mitach opierają się wszystkie rytuały. Próba podważenia mitu jest zamachem na rzeczywistość, wprowadzającym chaos i zabierającym sens. Człowiek nie chce i nie może żyć w poczuciu braku sensu. Buduje więc konstrukcje uzasadniające jego przyzwyczajenia, odruchy prawa – buduje mity pozwalające mu przemienić niekonieczne w konieczne…[8] Ludzie potrzebują naturalizacji i uzasadnienia w każdej sferze działania. Najlepszym środkiem ku temu jest mityzacja rzeczywistości. Dzięki wtórnemu systemowi semiologicznemu, mit dokonuje naturalizacji pojęcia, nadając sens i konieczność określonym działaniom. Tego rodzaju kompulsywność kultury wiąże się z ostrą reakcją przy próbach obalenia mitu, czyli zachwiania równowagi rzeczywistości.

Tym samym, ulegając mityzacji postaci tyrana, podąża się za mechanizmem, który on sam zainicjował: “Upadek” próbuje uczłowieczyć Hitlera. Ale przecież on nigdy nie chciał się takim pokazać – z pomocą rozbudowanej propagandy kreował się na nadczłowieka.[9] Film Hirschbiegela został zatem nakręcony wbrew samemu fuhrerowi, nie osiągając celu jego powtórnego uczłowieczenia. Bestia, antychryst XX w. potrzebuje bowiem silnej przeciwwagi, by znów stać się w świadomości społecznej człowiekiem. Czynnikiem, który mógłby wywołać odpowiedni efekt jest to, czego zarówno Adolf Hitler jak i inni dyktatorzy bali się najbardziej – groteska i śmieszność. Oczywiście obie te cechy tkwią już w nich samych (groteskowość systemów totalitarnych dawno dostrzegli artyści tacy jak Orwell, czy Witkacy). Tkwiły one również w przywódcy Rzeszy. Bruno Ganz – aktor grający w Upadku główną rolę  – doskonale naśladuje charakterystyczne cechy, ruchy i mowę Adolfa Hitlera. Prezentuje jego groteskowość w sposób wierny. Jednak w Upadku publiczność zdaje się tego jeszcze nie dostrzegać: “Upadek” powstał dla Niemców, czy może szerzej – dla “starych” Europejczyków. Nie jest to przykład kultury popularnej. To atrakcyjne, wysokonakładowe widowisko. Ale na pewno nie element kultury masowej. [10] „Starzy Europejczycy” nie mogą pokonać mitologizacji osoby fuhrera. Nie zauważą w nim człowieka, a zatem – jego śmieszności. Wiąże się to z faktem, iż film nie należy do kultury popularnej. Może to oznaczać, że właśnie w niej jest odpowiedź na uczłowieczenie wizerunku Hitlera.

Dziełem, które z pewnością można zaliczyć do kultury popularnej jest Hitler – w poszukiwaniu elektro – niespełna dziesięciominutowa parodia Upadku. Wykorzystuje ona materiał filmowy, zmieniając jedynie tłumaczenie, co w rezultacie nadaje scenom inny sens. Dyktator nie czeka ze swoimi towarzyszami w berlińskim bunkrze na przegraną Niemiec. Znajduje się w Warszawie i wydaje być przywódcą „studentów”, którzy zawzięcie poszukują imprezy z dobrym elektro,[11] rozmawiają o facebook’u, dziewczynach i tzw. bezbłędnej stylówie.[12] W końcu Hitler, zdesperowany i zrozpaczony z powodu niemożności znalezienia klubu, gdzie grają elektro, w obawie, że jeżeli nie pójdzie na żadną imprezę, będzie się zamartwiał sesją, postanawia zorganizować domówkę roku.[13] Leci na niej Bonkers,[14] który rozsadza mury. Ginie tuzin osób. Hitler jednak nie może zrozumieć, dlaczego ludzie się z tego powodu denerwują. Przecież to był melanż ostateczny,[15] w pełni epicki.[16]

Rzeczywistość dyktatury ukazana jest w krzywym zwierciadle. Hitler przypomina bardziej bogatą nastolatkę, niż przywódcę państwa europejskiego.

Właśnie dzięki tym krótkim chwilom normalności jeszcze wyraźniej widać skalę jego bestialstwa! Wszystkie postaci z tragedii antycznej, z dramatu szekspirowskiego – te najbardziej odrażające – łączą i jedno, i drugie. Bo są ludźmi, którzy z jakichś powodów przestali być ludzcy. [17]uznaje Andrzej Wajda w „Tygodniku Powszechnym” na temat kreacji Bruno Ganza w Upadku. W Hitler w poszukiwaniu elektro ma miejsce rzecz odwrotna – poprzez absurdalne bestialstwo, fuhrer stopniowo uczłowiecza się w wyniku coraz większego spotęgowania groteskowości. Elektro – bezduszna muzyka, symbolizująca nieludzkość dyktatora, w swej absurdalności, zamienia się w pustotę oraz plastik. Tym sposobem, paradoksalnie przywraca przywódcę Rzeszy do świata ludzi. Ukazuje jego zepsucie, despotyzm i infantylizm, czyli plastikowe oblicze Hitlera, zbliżone bardziej do wizerunku Paris Hilton niż przerażającego anty-herosa. Hiperbolizacja wad prowadzi do sztuczności, czyli pozornie czegoś odhumanizowanego. Mimo to poprzez udowodnienie istnienia defektów, udowadnia się także istnienie człowieczeństwa w osobie dyktatora, gdyż tylko człowiek charakteryzuje się tego typu wadami.

Pokazanie rządów wodza w krzywym zwierciadle, eksponujące groteskowość tej postaci, pozbawia Hitlera mocy anty-herosa. Przestaje on być budzić grozę. Zostaje sprowadzony do roli frustrata, rozpuszczonego dziecka. Wywołuje to u odbiorców śmiech, który przemienia wodza z potężnego, złowrogiego nadczłowieka w groteskowego człowieczka. Pozornie nieludzka sztuczność potęguje więc groteskę, która wzbudza śmiech – odruch typowy jedynie dla człowieka.

Wizerunek Hitlera w filmie uczłowiecza go, obalając jego mit i pozbawiając mocy. Jest to możliwe, gdyż dyktator jeszcze za życia zamienił się w symulakr, stał żywym znakiem, który nic nie znaczy. W filmie Hitler w poszukiwaniu elektro znak ten zmienia swój desygnat z anty-heros na człowiek. Dzieje się to również na poziomie mitu. Wedle schematu Barthesa, znaczącym byłby Hitler – bestia, a znaczonym Człowiek (człowieczeństwo). Widać tu pewne zatoczenie koła. Dyktator oznaczył siebie jako nadczłowieka, pozbawiając się tym samym człowieczeństwa, które zostało mu przywrócone. Należy jednak pamiętać, że nie jest to sens pierwotny, ale przerobiony przez mechanizm mitologizacji. Hitler w poszukiwaniu elektro przemienia dyktatora w zupełnie innego człowieka, niż ten, którym był zanim stał się anty-herosem.

W przypadku omawianego filmu proces demitologizacji opiera się na słowie. Materiał filmowy jest bowiem ten sam co w Upadku, zmienia się jedynie tłumaczenie. To ono nadaje sens parodii, stając się kolejnym etapem mitu dyktatora, który tym razem z powrotem zmienia się w człowieka. W tym wypadku jest to najlepszy i najprostszy przykład potwierdzający teorię Barthesa: Mit jest słowem. Oczywiście, nie obojętnie jakim słowem. (…) mit jest systemem porozumienia, przekazem.[18] Wszystko to odpowiada napisom w filmie, które same w sobie są mitem. Widz zdaje sobie bowiem sprawę, że nie oddają one wiernie znaczenia mowy aktorów, ale godzi się na tę grę, czerpiąc przyjemność z oglądania. Dzięki temu budzi się w nim śmiech. Zgoda na mit, pozwala w nim uczestniczyć. Naturalizuje go. Słowa pasują do obrazu. Można powiedzieć, że go ilustrują, objawiając horacjańską ideę „ut pictura poesis”. Film jest w pewnym sensie emblematem, w którym następuje odwrócenie porządku. To tekst ilustruje obraz, musi się do niego dostosować, by wytworzyć odpowiedni przekaz. Mit w kulturze popularnej nie jest więc jedynie słowem. Jest słowem operującym obrazem, mogącym nim manipulować, ale także słowem, które musi się do tego obrazu dostosować. Bez względu na medium, mit opiera się jednak na komunikacie. Bez względu na to, czy chodzi o zapis literowy, czy zapis obrazowy, mit dostrzega tu jedynie sumę znaków…[19]

Hitler jest i będzie postacią wzbudzającą emocje, lęki, czy nawet fascynacje. Był człowiekiem, który uśmiercił się za życia, tworząc ze swoich symbolicznych zwłok symulakr. To paradoksalnie dało mu nieśmiertelność, sprawiając, że wizerunek dyktatora uległ i będzie ulegał różnym formom mitologizacji. Przez wiele dziesięcioleci Hitler znaczyło bestia, potwór bez ludzkich uczuć. Było to odpowiedzią na mit nadczłowieka, który zainicjował sam tyran. Połączenie tych cech zamieniło fuhrera w anty-herosa, budzącego lęk, obrzydzenie, ale zarazem dawało mu moc ukrywania groteskowości. Jednak w ostatnich latach można zaobserwować tendencję odwrotną, opierającą się na osadzaniu omawianej postaci w popkulturze. Podobizna dyktatora umieszczana jest na plakatach klubów[20], czy w kampaniach reklamowych.[21] Fakt ten wywołał poważną dyskusję zarówno w mediach jak i w opinii publicznej. Niektórzy nie kryją swojego zdegustowania, sugerując propagowanie faszyzmu: Jestem tym po prostu ogromnie zaskoczony, zdumiony i z trudem do mnie dochodzi, że w roku 2010 może dojść do tego rodzaju publikacji – dziwi się Edmund Baranowski, uczestnik Powstania Warszawskiego. [22] Chciałoby się zapytać: Skąd to oburzenie? Czy rzeczywiście może być ono spowodowane „propagowaniem faszyzmu”? Wszak na żadnym z obrazów nie widnieją dosłowne symbole nazistowskie. Prawdziwy powód przeciwstawiania się tego typu wizerunkom wodza znajduje się w obronie mitu Hitlera jako anty-herosa. Pozwalając fuhrerowi wejść do popkultury, potwierdza się fakt, iż film Hitler w poszukiwaniu elektro dopełnił dzieła, które nie udało się Upadkowi. Odnalazł w bestii człowieka, pozbawił anty-herosa mocy. Wprowadził demitologizację wizerunku przywódcy III Rzeszy do świadomości społecznej, o czym świadczą plakaty, reklamujące imprezy pod patronatem Hitlera lub kampanie reklamowe, które bawią się ikoną, przerabiając ją na pana w makijażu, różowym mundurze, z sercem zamiast swastyki na ramieniu. Tego typu zabiegi to kolejny mit, będący konkurencją dla jego poprzedniej wersji. Wypieranie starego mitu jest zaś procesem długotrwałym i bardzo trudnym, bowiem wcześniej został on poddany naturalizacji, przemieniając się w odwieczny i jedyny fakt. Mit jest także wiarą w trwałość wartości, jak zauważa Leszek Kołakowski: Jeśli zanik osobowości jest totalny, wartości przykute do bytu osobowego mają trwanie ściśle ograniczone do jego trwania, a dziedziczone w postaci rzeczowej, uprzedmiotowionej przez ciągłe zbiorowości ludzkie, mają trwanie wtórne równoległe do trwania tych zbiorowości.[23] Oczywiście nie można powiązać postaci Hitlera z wartością. Będąc anty-herosem łączy się on jednak z anty-wartością, co umieszcza go w ścisłej aksjologii, przeciwstawiając walorom pozytywnym, które są elementem jego mitu. Próba walki z wizerunkiem Hitlera jako bestii jest więc próbą walki z wartościami społeczeństwa powojennego. Mit zniewala bowiem całą zbiorowość, będąc rezygnacją z pierwotności absolutnej człowieczeństwa, próbując osadzić społeczność w niehistorycznej sytuacji bezwzględnie początkowej, nadając jej wymiar nieczasowy.[24] W ten sposób wartości, które mit przekazuje stają się bezwzględne i nienaruszalne. Próba ich obalenia poprzez zmianę mitu wiąże się z powszechnym sprzeciwem nie ze względu na przywiązanie do wcześniejszego stanu rzeczy, lecz ze względów etycznych. Zmiana mitu wedle Barthesa wymaga bowiem wkroczenia na kolejny poziom semiotyczny, jednak wedle Kołakowskiego, a także w mniemaniu wyznawców mitu, wiąże się z zejściem do poziomu zezwierzęcenia, nieświadomości, oznaczając bezwzględny relatywizm, zaburzając aksjologię wartości, ustaloną przez mit. Odejście od mitu stanowi odmówienie przyjęcia rozróżnienia między dobrem a złem.[25] To zaś niesie ze sobą zagrożenie, że jeśli zdementuje się mit Hitlera, a ludzie przestaną się go bać, zaniknie również aksjologiczna dywersyfikacja etyczna, która daje klarowne wytyczne postępowania moralnego. Rodzi to również groźbę pojawienia się kolejnego anty-herosa, który gotów znów dokonać zbrodni ludobójstwa.

Przedmiot opowieści narodził się samoistnie (lub był od zawsze), nie za pomocą słowa ludzkiego, objawiając to, co rzeczywiste, pierwotny stan rzeczy, przejaw pełni bytu. Mit mówi o jedynych realnych wydarzeniach, stając się wzorcem działań człowieka. Zasadnicza funkcja mitu polega na ustalaniu wzorców wszelkich obrzędów i wszelkich znaczących czynności ludzkich: odżywiania się, seksualnych zachowań, pracy, nauki itp.[26] Obalanie mitu jest związane z protestem, bowiem przedstawia się w nim bezwzględną i jedyną prawdę, zakładającą ścisły podział wartości, który nie może być naruszony. Wszelkie odejścia od jego wytycznych są związane z pogwałceniem tej zasady, zachwianiem rzeczywistości oraz groźbą pojawienia się realnego niebezpieczeństwa w postaci bestii, ponieważ odejście od mitu prowadzi, w mniemaniu jego wyznawców, do stanu zezwierzęcania, w którym nie odróżnia się jeszcze dobra od zła. Tego rodzaju kompulsywność kultury nie dotyczy jedynie społeczeństw pierwotnych, do których odnosi się Mircea Eliade. Te same mechanizmy rządzą mitami XX wieku (i będą rządzić również w XXI w.), kurczowo trzymając się swoich haseł. Stąd próby wyśmiewania Hitlera, swoistego anty-herosa, anty-świętości, budzą ogromne oburzenie i sprzeciw. Występuje on jednak głównie u „starych Europejczyków”, tych, którzy pamiętają wojnę, albo jej skutki i tym samym nie zamierzają pozwolić, by brak aksjologii etycznej doprowadził do ponownego pojawienia się anty-herosa na kształt Hitlera. Wydaje się jednak, że młode pokolenie ma zamiar obalić mit dyktatora, a na jego zwłokach stworzyć nowy – ośmieszający wodza, pokazujący, że był on jedynie szaleńcem, bez żadnych szatańskich mocy.

BIBLIOGRAFIA

 

  1. Barthes, Rolad ; 1970, Mit i znak, Warszawa: PIW.
  2. Baudrillard, Jean; 2005, Symulakry i symulacja, Warszawa: Sic!.
  3. Eliade, Mircea 1957, Czas święty i mity w: Andrzej Mencwel (red.), Antropologia kultury, Warszawa: WUW, s. 101 – 110.
  4. Kołakowski, Leszek, 2005, Obecność mitu, Warszawa: Prószyński i s-ska.
  5. Meus-Jargusz, Iwona; Sabor, Agnieszka; 2004, To nie jest sprawa na wieczność; w: Tygodnik Powszechny, nr 47(2889), ss. 23.
  6. Odojewski, Włodzimierz; 2004, Czyj upadek? w: Przegląd, nr 43, s. 3.
  7. Stomma , Ludwik; 1994, Etnolog i reklama w: Dariusz Czaja (red.), Mitologie popularne. Szkice z antropologii współczesności, Kraków: Universitas, ss.115-118
  8. Winaczkiwicz, Jan; 1997, Gdzie jest grób Hitlera?, Warszawa: Alfa.
  9. Wysłouch, Seweryn; 1994, Literatura a sztuki wizualne, Warszawa: PWN.
  10. http://film.onet.pl/wiadomosci/publikacje/artykuly/czyj-upadek,1,3805329,wiadomosc.html, 26.11.2012
  11. http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7469042,Hitler_zaprasza_na_impreze__Dla_szefow_klubu_to__zabawne__.html, 26.11.2012
  12. http://www.gadzinowski.pl/hitler-zakazany-melanz-ostateczny/, 26.11.2012

Biogram:

Anna Zalewska, lic. – studiuje Kulturoznawstwo w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Przedstawiony powyżej artykuł opiera się na pracy licencjackiej z 2010 r.            

 


[1]  Winaczkiwicz, 1997, 3.

 

[2]  Barthes, 1970, s. 31.

[3]  Ibidem, 32.

[5] Ibidem.

[6]  Odojewski, 2004, 3.

[7]  Eliade, 2005, 108.

[8]  Stoma, 1994, 115.

[9]  Meus-Jargusz; Sabor, 2004, 23.

[10]  Odojewski, 2004, 3.

[11]  Elektro jest rodzajem muzyki elektronicznej.

[12]  Termin jest wyrażeniem młodzieżowym, odnoszącym się do poprawnego wedle młodzieży wyglądu, bazującego na ubraniach i fryzurze, za jego synonimy można uznać: aparycję, styl, image, które podlegają wytycznym młodzieży, tego, co jest uważane wśród niej za modne.

[13]  Domówka to rodzaj imprezy, którą organizuje się w domu.

[14]  Utwór z gatunku elektro, wykonywany przez Dizzee Rascala i Armanda Van Heldena.

[15]  Melanż to kolokwialne określenie imprezy, przyjęcia.

[16]  Epicki w języku młodzieżowym znaczy niezapomniany, ostatni.

[17]  Meus-Jargusz; Sabor, 2004, 23

[18]  Barthes, 1970, 25.

[19]  Ibidem, 31.

[20]  Ilustracja 1.

ilustracja1

[21]  Ilustracja 2.

ilustracja2

[23]  Kołakowski, 2005, 17.

[24]  Ibidem, 37.

[25]  Ibidem, 39.

[26]  Eliade, 2005, 108.