Agnieszka Kamińska: Erystyka w służbie show – analiza na przykładzie wybranego telewizyjnego programu publicystycznego o charakterze politycznym

Abstrakt:

Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że doskonałe opanowanie sztuki prowadzenia sporów jest niezbędne, by osiągnąć medialny sukces. Znany i doświadczony dziennikarz, Kamil Durczok (Durczok, 2010, 590) wprost przyznaje, że „polityka jest dziś w Polsce zajęciem niezwykle bezwzględnym, grabieżczym i łupieżczym, a odbywa się w dużej mierze na oczach telewidzów. Stawka programu publicystycznego – jako pola starcia – bywa więc dla jego uczestników wysoka”. Marek Kochan (Kochan, 2005, 36) porównuje erystyczny spór w programie telewizyjnym do gry w szachy, gdzie „nie chodzi o zbijanie pionków, ale o danie mata królowi. Wygrywa ten, kto ma długofalowy plan i konsekwentnie go realizuje. Kto myśli o pionkach – przegrywa”.

Najwięcej widzów zasiada przed telewizorami, by posłuchać wymiany zdań na tematy bezpośrednio ich dotyczące: podniesienia lub obniżenia podatków, podniesienia progu wieku emerytalnego, finansowania służby zdrowia czy przywrócenia kary śmierci. Dzięki wszechobecności telewizji program z udziałem dyskutantów mogą odbierać miliony widzów. Pokonanie rozmówcy na ich oczach, zwłaszcza jeśli dotyczy to polityka, jest gwarancją popularności i być może wygranych wyborów. Dlatego współcześnie czołowi politycy oraz najbardziej znani dziennikarze telewizyjni są zwykle szkoleni w technikach erystycznych (pokazuje to słynny film dokumentalny Marcela Łozińskiego z 2006 r. Jak to się robi, w którym autor zdradza kulisy takich szkoleń m.in. Andrzeja Leppera).

Rolę umiejętności erystycznych w publicystycznym, medialnym sporze widać wyraźnie na przykładzie analizowanego poniżej programu Tomasz lis na żywo z udziałem Ryszarda Kalisza i Adama Hofmana. Uczestnicy sporu wykorzystali w nim niemal wszystkie możliwe chwyty erystyczne i inne językowe konstrukcje perswazyjne, dlatego właśnie warto przykład ten wnikliwie przeanalizować.

Abstract:

Today, no one doubts that perfect mastery of litigation is necessary to achieve media success. The rate of current affairs – as a field of battle – it is so high for the participants. Most of the spectators sitting in front of TV sets to listen to the exchange of views on matters directly concerning them: to raise or lower taxes, raising the retirement age threshold, the financing of health care and the restoration of the death penalty. Thanks to the ubiquity of television program with panelists can receive millions of viewers. Overcoming the caller to their eyes, especially when it concerns politics, is a guarantee of popularity and perhaps winning the election. That’s why today’s leading politicians and the most well-known television journalists are usually trained in the techniques of discussion. The participants in the dispute have used almost all possible tricks and other structures persuasive language, why should carefully consider this example.

Erystyka w telewizyjnych programach publicystycznych

Erystyka – według definicji Słownika wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego jest sztuką prowadzenia sporów, dyskutowania, przekonywania. Swoją nazwę erystyka zawdzięcza greckiej bogini waśni, niezgody i kłótni, Eris.

Ważnym elementem erystyki jest jej otwartość na obecność publiczności. W sporach erystycznych nie chodzi bowiem o samo wyłożenie argumentów między uczestnikami dyskusji, ale o osąd słuchaczy, którzy oceniają spierające się strony i przyznają rację jednej z nich. Zatem zasadniczym celem prowadzonych przez dyskutantów sporów erystycznych jest pozyskanie słuchaczy. Co ciekawe nie chodzi w nich tylko i wyłącznie o merytoryczność słownych argumentów, ale o wywarcie na publiczności tak zwanego dobrego wrażenia. Rezultatem ma być przekonanie widowni do swoich racji lub zniechęcenie do przyjęcia argumentów strony przeciwnej. Marek Kochan (Kochan, 2005, 16) pisze:Najczęściej chodzi więc nie o przekonanie, lecz o pokonanie rozmówcy: wykazanie, że jest się kimś od niego lepszym, mądrzejszym, lepiej znającym się na rzeczy. A nawet nie tyle wykazanie, że jest się lepszym, ile o stworzenie takiego wrażenia”.

W czasach Sokratesa, gdy erystyka kształtowała się jako sztuka, element przekonania rozmówcy do własnych racji grało w sporze niemal równorzędną rolę co pokonanie go. Współcześnie element przekonania rozmówcy niemal zupełnie zniknął, pozostało zaś – i to na pierwszym planie – działanie zmierzające do pokonania, lub wręcz zmiażdżenia i ośmieszenia dyskutanta na oczach publiczności. Zapewne dlatego spór erystyczny tak doskonale przyjął się na gruncie publicystyki, zwłaszcza telewizyjnej.

Publicystyka. Publicystyka telewizyjna a prasowa

Zgodnie z zasadami zarówno warsztatowymi jak i etycznymi, wypowiedzi publicystyczne zwykle pojawiają się w mediach jako wyodrębniony byt, wyraźnie oddzielony od części informacyjnej. Zbigniew Bauer wśród cech publicystyki wymienia podporządkowanie tekstu funkcji interpretacyjnej i perswazyjnej; publiczne, aktualne i społeczne wypowiadanie się na jakiś temat z wyraźnym zaznaczeniem własnego poglądu autora na daną kwestię, które służy wyjaśnianiu rzeczywistości, jej ocenie i naświetleniu; tendencyjna interpretacja świata, podporządkowana reprezentowanej przez publicystę hierarchii wartości (Bauer, 2000, 143-173).

Publicystkę prasową i telewizyjną łączy dążenie do możliwie szerokiego naświetlenia problemu, pokazanie go z kilku perspektyw i próba uczynienia go jaśniejszym. Jednak rodzaj medium sprawia, że de facto są to zupełnie różne formy publicystyki. W programie telewizyjnym może się spotkać jednocześnie kilku przedstawicieli odmiennych partii politycznych, frakcji czy – mówiąc bardziej ogólnie – stron konfliktu. Każdy z nich ma potencjalnie takie same szanse na zabranie głosu, wygłoszenie swojej opinii oraz przekonanie do niej publiczności. Praktycznie rzecz ujmując, nie chodzi w takim spotkaniu o obalenie racji przeciwnika, lecz raczej na walce i – zwłaszcza dotyczy to polityków – rzecznictwie misyjnym. Mają tu jedyną w swoim rodzaju okazję do przekazania szerokiej publiczności programu swojej partii i niespecjalnie zależy im na słuchaniu, co mają do powiedzenia inni uczestnicy debaty.

Dla dziennikarza Kamila Durczoka (Durczok, 2010, 587) istotą publicystyki telewizyjnej jest pytanie „dlaczego?”: „W publicystyce prasowej przedstawia się argumenty i wyciąga z nich wnioski, próbując na to pytanie odpowiedzieć – podczas gdy w publicystyce telewizyjnej […] odpowiedź na pytanie „dlaczego?” wypływa z tego, co mówią, jak mówią i jakie przedstawiają argumenty goście w studiu. Krócej: jak ścierają się pomiędzy sobą uczestnicy dyskusji. Ta wymiana argumentów czasami (obecnie coraz częściej) przeradza się w otwarte starcie między uczestnikami dyskusji”.

Dziennikarz (Durczok, 2010, 594) zdradza przy tym, że zwykle do programów publicystycznych świadomie zapraszani są nie najbardziej kompetentni eksperci, ale osoby barwne, skrajne, np. na rozmowę o tzw. pomostówkach nie zaprosi się eksperta ekonomisty, lecz polityka, skrajnego liberała oraz barwną postać ze związków zawodowych. Starcie murowane!

W publicystyce telewizyjnej główną jej cechą (nieobecną w prasowej) jest widowiskowość, show. Element ten zyskuje na znaczeniu zwłaszcza współcześnie, w dobie intensywnej komercjalizacji mediów i zorientowaniu ich na pozyskiwanie klientów w szerokim tego słowa rozumieniu. Media muszą na siebie zarabiać, a najlepszym na to sposobem jest sprzedaż czasu reklamowego. Reklamodawcy są skłonni zapłacić dużo, ale pod warunkiem, że ich spot pojawi się w porze najwyższej oglądalności. Tę oglądalność determinuje zaś atrakcyjność programu telewizyjnego, przyciągająca przed telewizory miliony widzów, a więc potencjalnych nabywców. Niejednokrotnie tzw. słupki oglądalności ostatecznie decydują o „być lub nie być” określonych cykli programowych. Rzecz jasna ma to też bezpośrednie przełożenie na karierę dziennikarza prowadzącego takie telewizyjne widowisko publicystyczne (casus Moniki Olejnik czy Tomasza Lisa, którzy są kojarzeni z bardzo wyrazistymi, autorskimi magazynami telewizyjnymi).

Warto więc wcześniejsze stwierdzenie, że nie tyle chodzi w takim spotkaniu o obalenie racji przeciwnika co raczej na polityce misyjnej, uzupełnić o uwagę dodatkową. Mianowicie, że publicystyka typu show polega tak naprawdę na politycznym „medialnym zaistnieniu”, na sui generis „uwiedzeniu” widzów. Kamil Durczok twierdzi, że właśnie takimi prawami rządzi się współczesna publicystyka telewizyjna i raczej nie ma sensu się na to obrażać. Tak po prostu jest, że w telewizji:

[…] publicystykę konstruują kamery (to, jak ktoś przed nimi wypada) i emocje (to, jak ktoś potrafi rozgrzać publikę w studiu na zewnątrz, przed ekranami telewizorów). I dopiero w wielkiej konfrontacji z widzami, w zderzeniu budujących napięcie różnych racji osiąga się efekt medialny. Artykuł prasowy musi mieć lead, który wciągnie czytelnika do lektury. Program publicystyczny w telewizji musi mieć na widza wabik, haczyk.(Durczok, 2010, 596)

Oczywiście, co podkreśla też bardzo wyraźnie Marek Kochan, dla dobra widzów i programu najlepiej, jeśli spierający się dyskutanci używają argumentów nie ad personam, czyli nie po to, by atakować, lecz w sprawie, która ich mocno angażuje i w której zależy im na przekonaniu odbiorców do swoich racji. To jednak coraz rzadsza praktyka, ponieważ ważniejszy staje się obecnie właśnie „efekt medialny”, a nie dobro odbiorców.

Analiza materiału badawczego – przegląd technik

Do analizy wybrany został program publicystyczny emitowany w porze największej oglądalności przez jedną z głównych stacji telewizyjnych w Polsce – TVP. Chodzi o cykl Tomasz Lis na żywo, prowadzony przez dziennikarza znanego i z ugruntowaną pozycją zawodową. Analiza dotyczy tylko jednego programu, ale jest on reprezentatywny dla innych tego rodzaju programów, emitowanych przez wszystkie duże telewizje w Polsce.

Doskonałym przykładem medialnego, erystycznego sporu jest dyskusja dwóch opozycyjnych polityków: Ryszarda Kalisza z SLD oraz Adama Hofmana z PiS (sytuacja 2:1, czyli dwóch gości i dziennikarz). Spotkali się oni w programie Tomasz Lis na żywo, a ich spór dotyczył ewentualnego wprowadzenia w Polsce kary śmierci1. Bogactwo zastosowanych technik erystycznych świadczy o doskonałym przygotowaniu obu adwersarzy do prowadzenia sporów tego typu w mediach.

Po zainicjowaniu spotkania przez Tomasza Lisa głos zabrał Adam Hofman, który miał wyjaśnić, dlaczego dopiero kilka miesięcy po parlamentarnej kampanii wyborczej PiS ogłasza plany zaostrzenia kar za najcięższe przestępstwa. Już w pierwszych swoich słowach Hofman używa techniki perswazyjnej, mającej na celu zachęcić odbiorcę do przyjęcia jego punktu widzenia. Chodzi o słowa:

Adam Hofman: – Zaostrzenie kar za przestępstwa, to wszyscy doskonale wiedzą2, to jest pomysł, który stał u podstaw Prawa i Sprawiedliwości.

Niemożliwe jest sprawdzenie stanu wiedzy „wszystkich Polaków”. Chodzi tu o wykorzystanie ludzkiej skłonności do przyjmowania poglądów większości. Odbiorca woli się nie wyróżniać, więc skoro „wszyscy Polacy” wiedzą, to poprzestaje na tej ogólnej wiedzy i nie podejmuje trudu dochodzenia do stanu faktycznego.

Ryszard Kalisz w odpowiedzi sięga po technikę zwaną „etykietowaniem”. Klasyk erystyki, Artur Schopenhauer pisze, że:

Twierdzenie przeciwnika, które przeczy naszemu, można łatwo wyeliminować, albo przynajmniej uczynić podejrzanym, kojarząc je z jakąś kategorią znienawidzoną, choć jego związek z ta kategorią okazuje się tylko podobieństwem lub luźnym powiązaniem. (Schopenhauer, 1973, 76)

Innymi słowy technika „przyklejania etykietek”, polega „na zaliczeniu poglądów lub zachowania rozmówcy do kategorii, która będzie się odbiorcy źle kojarzyła i tym samym spowoduje odrzucenie poglądów tego rozmówcy, a dyskutanta używającego „etykietki” zwolni z konieczności zajmowania się niewygodną dla niego kwestią” (Kochan, 2005, 161). Ryszard Kalisz sięga po tę technikę mówiąc, że to nic nowego, gdyż:

Cywilizowane narody Europy takie rozmowy odbyły już ponad dwadzieścia lat temu i właśnie po to, żeby różnym ludziom kaczyńskopodobnym z powodów czysto politycznych nie przychodziły takie pomysły.

Określenie „kaczyńskopodobny” jest „czystą etykietką”, w której konotacja zdecydowanie przeważa nad denotacją, czyli niewiele znaczy, a głównie źle się kojarzy (Kochan, 2005, 163). Piętnuje ona w ten sposób nie tylko generalnie ujmowanych zwolenników wprowadzenia kary śmierci, ale przede wszystkim ma za zadanie zdyskredytować w oczach publiczności przeciwnika ‒ Adama Hofmana, który jako rzecznik Prawa i Sprawiedliwości jest silnie związany z poglądami i działaniami autorów projektu, czyli braci Kaczyńskich.

Zaraz potem Ryszard Kalisz przechodzi do kolejnej techniki mającej na celu wykazanie, że jest wiarygodnym ekspertem w dyskutowanej sprawie – powołania się na „autorytet”, którym jest w tym wypadku konkretny dokument:

Ja to wczoraj wszystko dokładnie sprawdziłem: Artykuł 2 Karty Praw Podstawowych, którego nie uchyla Protokół Brytyjski, zobowiązuje Polskę, artykuł drugi ustęp drugi mówi wyraźnie, że nie można wprowadzić kary śmierci.

Schopenhauer definiuje tę technikę („ad verecundiam”) jako polegającą na zastępowaniu uzasadnienia powołaniem się na autorytet, który potwierdza słuszność opinii. „Autorytetem” może być zarówno fachowiec (najlepiej z Nagrodą Nobla lub innym prestiżowym wyróżnieniem), jak i sondaż, badania opinii (najlepiej amerykańskie, co zostanie pokazane na przykładzie w dalszej części szkicu) czy dokumenty (najlepiej wagi państwowej, np. Konstytucja, Biblia itp.). Technika „autorytetu” jest jedną z najmocniejszych, ponieważ powszechnie ludzie mają zakodowaną uległość wobec osób podziwianych (stąd między innymi częstość występowania w reklamach aktorów grających lekarzy, profesorów czy innych osób o prestiżowych stanowiskach). Kochan (Kochan, 2005, 142)wskazuje także na inną ludzką cechę – oprócz wrodzonego posłuszeństwa – na poczucie bezpieczeństwa, jakie daje oparcie w autorytecie: „Gdy postępujemy wbrew autorytetowi, narażamy się na ryzyko – odpowiedzialność za popełnione błędy spada na nas”. Poza tym Ryszard Kalisz łączy tę technikę z odpowiednio dobranym słownictwem, właściwym językowi propagandy politycznej. Zanim powoła się na „autorytet” zaznaczy, że „wszystko to wczoraj sprawdził”. Pragnie więc wyjść w oczach publiczności na kogoś kompetentnego, dla kogo istotna jest jego wiarygodność. To musi kojarzyć się pozytywnie, w przeciwieństwie do ludzi „kaczyńskopodobnych”.

W odpowiedzi Adam Hofman stosuje chwyt perswazyjny, polegający na presupozycji, czyli narzucający publiczności interpretację w sposób nie w pełni przez nią uświadamiany:

Prawie prawda.

Prawie” czyni wielką różnicę. Skoro bowiem to tylko część prawdy, to cały wywód nie jest wiarygodny, jak pragnął to zasugerować Kalisz.

Interesujący jest tu wkład prowadzącego, który powstrzymuje posła Kalisza przed podjęciem sporu i sam, niejako w jego imieniu, stosuje technikę pośrednio odwołującą się do świadomości i wiedzy ogółu publiczności:

Tomasz Lis: – Panie pośle, ale jak pan mówi protokół taki i owaki, to zastanawiam się czy ten argument ma jakąkolwiek nośność społeczną w zestawieniu z tym faktem, podawanym przez Jarosława Kaczyńskiego, który – jest myślę dla przeciętnego człowieka – niezwykle bulwersujący, że w zasadzie przeciętny, znowu drugi raz przeciętny, zabójca wychodzi sobie po siedmiu latach.

Sformułowanie „przeciętny” nie jest określeniem, którym ludzie chcieliby być nazywani, przeciwnie – powszechne raczej jest dążenie do wybicia się ponad przeciętność. A właśnie to sugeruje wypowiedź Tomasza Lisa (presupozycja). Słowa użyte przez prowadzącego, zestawione z nazwiskiem Jarosława Kaczyńskiego i kilkadziesiąt sekund wcześniej użytym określeniem „kaczyńskopodobni”, zdecydowanie kojarzy się odbiorcy ze zjawiskiem niepożądanym. Poglądy Jarosława Kaczyńskiego są poglądami przyjmowanymi przez „kaczyńskopodobnych”, a zatem tych „przeciętnych” mas. Poza tym wzmianka o „przeciętnym człowieku” tuż obok „przeciętnego zabójcy” musi się źle skojarzyć. Warto więc wybierać argumentację dla „ponad przeciętnych”. Punkt dla obozu Ryszarda Kalisza, który zresztą wykorzystuje ścieżkę zasugerowaną przez Lisa i sięga po kolejną technikę, także odwołującą się do świadomości widzów. Marek Kochan (Kochan, 2005, 156) nazywa ją „ziemniaki podrożały, czyli „do laików”, Polega ona „na sprowadzeniu tematu do potocznych sądów czy obserwacji, które upraszczają istotę sporu albo nawet zupełnie ją zaciemniają, ale jednocześnie ułatwiają odbiorcy przyjęcie racji jednego z rozmówców”. Skoro bowiem – jak zauważa Lis – tak trudno „przeciętnemu” człowiekowi pojąć zapisy w artykułach i protokołach, to faktycznie – być może potrzebuje on argumentu wprawdzie pozornego, ale atrakcyjnego i zrozumiałego.

Ryszard Kalisz: – To jest wtedy, kiedy ten zabójca jest osobą obcą, albo ten zabójca bezpośrednio dokonał zabójstwa na kimś bliskim. Ale już kiedy ten zabójca jest kimś nam bliskim, tej osobie, która ma oceniać, to już stosunek do kary śmierci jest zupełnie inny.

I Ryszard Kalisz wymienia kolejno wielkie, abstrakcyjne idee, popierając swoje słowa ponownie wykorzystywaną techniką „autorytetu”:

Przede wszystkim kara śmierci jest niehumanitarna. Po drugie kara śmierci narusza godność człowieka, która jest przyrodzona i która dotyczy fundamentów zarówno każdej filozofii cywilizowanej, jak i wiary katolickiej. Zresztą, mówili o tym dzisiaj zarówno arcybiskup Michalik, jak i arcybiskup Nycz.

Powyższe słownictwo (humanitaryzm, przyrodzona godność człowieka, cywilizowana filozofia, fundamenty wiary katolickiej), de facto nie niesie za sobą konkretnego znaczenia, ale jest nacechowane dodatnio, wywołuje w słuchaczu pozytywne odczucia, zjednując zarazem jego przychylność. Ryszard Kalisz liczy, że w katolickiej Polsce akurat nawiązanie do wiary jest najlepszym sposobem na pozyskanie widzów. Dla wzmocnienia efektu poseł SLD przywołuje nazwiska polskich autorytetów kościelnych, z którymi trudno polemizować i raczej zwykły Polak nie będzie miał takich aspiracji, bezdyskusyjnie przyjmując ich słuszność. W dalszej części swojej wypowiedzi Ryszard Kalisz kontynuuje zaczętą strategię „do laików”, przywołując przykład mordercy, który po wielu latach więzienia nawrócił się i został „bardzo wartościowym człowiekiem”, na co nie miałby szansy w przypadku zasądzenia mu kary śmierci.

Adam Hofman, wysłuchawszy argumentów Ryszarda Kalisza, sięga po bardzo efektowną i trudną technikę, polegającą na „odwróceniu argumentu”. Chodzi w niej o takie wykorzystanie zarzutu stawianego przez przeciwnika, aby ów argument stał się orężem w obronie. Jak zaznacza Marek Kochan (Kochan, 2005, 134-135) „użycie tej techniki daje podwójne korzyści: wytrąca się rozmówcy argument z ręki i jednocześnie używa się go do obrony lub ataku. Dodatkową korzyścią jest wrażenie, jakie wówczas powstaje: jeden z rozmówców wykazuje drugiemu daleko idącą słabość jego argumentacji i często tym samym go ośmiesza. Skoro ktoś używa argumentu, który można skierować przeciwko niemu, jest nierozsądny, a jego stanowisko niesłuszne.

Hofman korzysta z tej techniki odwracając kilka z rzędu argumentów. Ma to udowodnić publiczności niekompetencję i nieprzygotowanie Kalisza:

Adam Hofman: – Po pierwsze – wprowadzenie kary śmierci jest możliwe, bo nieprawdą jest co mówi pan poseł Kalisz, że artykuł 2 Karty Praw Podstawowych to jest ta cześć Karty, której Polska nie przyjęła i która w Polsce nie obowiązuje. Po drugie – co do argumentu…

/tu Ryszard Kalisz próbuje przerwać i zabrać głos. Adam Hofman kontynuuje:/

Po pierwszym argumencie pan poseł przerywa, więc proszę posłuchać o drugim. Drugi, który dotyczy, co pan powiedział, o karze śmierci jako niehumanitarnej. Ale czy humanitarne jest, aby człowiek – to jest przypadek przecież nie tak odległy – który doprowadza do morderstwa dziecka, utopił je w Wiśle, dostał tylko piętnaście lat więzienia, to po czyjej stronie staje państwo? Czy humanitarne jest to, że siedem lat więzienia dostaje człowiek, który zakatował na śmierć półtoraroczne dziecko? Czy ten człowiek nazywa się jeszcze człowiek? To zasady humanitarnego społeczeństwa każą bardziej szanować zasady kata a nie ofiarę? Po trzecie…

Ten fragment zawiera także doskonale wkomponowaną technikę niezwykle mocno działającą na publiczność – „drastyczny opis”: „polega ona na zilustrowaniu prezentowanego stanowiska (lub stawianego zarzutu) konkretem i opisaniu go w detalach przy użyciu drastycznych obrazów i dosadnych, nacechowanych emocjonalnie słów”. Technika ta służy wywołaniu w odbiorcy emocji, co utrudni mu ocenę rzeczywistej mocy argumentów. Hofman przywołuje historię półtorarocznego chłopca dokładnie w tym właśnie celu. Na tym jednak nie kończy się obeznanie Adama Hofmana w sztuce erystyki:

Tomasz Lis: – Ale jakby całe życie posiedział w więzieniu to nie byłoby lepiej?

Adam Hofman: – Ale panie redaktorze, tutaj pada argument [z wypowiedzi Ryszarda Kalisza – przyp. A.K.], że kara śmierci nie odstrasza. Ano, odstrasza. Badanie „New York Timesa” z 2007 roku przeprowadzane na przestępcach w Stanach Zjednoczonych gdzie kara śmierci obowiązuje, i to w tych stanach, w których ona obowiązuje, 75% badanych przez „New York Times” przestępców powiedziało, że nie popełniało przestępstw, które zagrożone są karą śmierci, bo się jej po prostu bało. Gdyby w Polsce obowiązywała kara śmierci, być może półtorarocznego chłopca nie zakatowano by na śmierć! To jest humanitarne – bronić tego chłopca, a nie zwierzę, które go zakatowało. To jest właśnie humanitarne.

W powyższej wypowiedzi Adama Hofmana mamy do czynienia z kilkoma technikami erystycznymi. Najpierw zastosował on „taktykę zapytań”, czyli serię pytań o charakterze społecznym, które mają sprawić na publiczności wrażenie, że skoro jest tyle wątpliwości w rozumowaniu przeciwnika, to należy pod znakiem zapytania postawić słuszność jego wywód (Kochan, 2005, 200). Poza tym niezwykle ważne w tej technice jest wywoływanie wrażenia, że pytający ma władzę, ponieważ zwykle to osoby ważne, o wysokim statusie mają prawo do „egzaminowania”. Nie są to w dodatku pytania otwarte, ale narzucające jednoznaczną odpowiedź, pytania z tezą.

Samo wyliczenie argumentów przeciwnika, którą to czynność językową nazywa Hofman wprost (słowa łączy zarazem z „ilustratorem”, pokazując na palcach wyliczane kontrargumenty), jest też zabiegiem erystycznym dającym odbiorcom do zrozumienia, że Kalisz myli się nie tylko w jednej merytorycznej kwestii (czyli w znajomości Art. 2 Protokołu Brytyjskiego), lecz i we wszystkich pozostałych. Następnie wykorzystuje argument o Protokole Brytyjskim, by wytknąć błąd w rozumowaniu przeciwnika, po czym podaje przykład przeciwieństwa (notabene również jeden z chwytów erystycznych), rozkładając go na serię pytań o konkretne przykłady morderstw na dzieciach. Zgodnie z definicją – by obalić tezę ogólną, należy podać przykład jednostkowy, przeczący jej. W tym wypadku jest to cały passus, odwołujący się do emocji widzów i bardzo sugestywnie przemawiający do ich wrażliwości (katowane, bestialsko mordowane dziecko/chłopiec przez „zwierzę”).

Na tym jednak nie kończą się techniki erystyczne wykorzystane w tej wypowiedzi, łączącej w sobie zarówno obronę przed chwytami stosowanymi przez Ryszarda Kalisza, jak i elementy perswazyjne adresowane do widowni. Chodzi o wykorzystanie wyniku badania przestępców amerykańskich, których lęk przed karą śmierci powstrzymuje przed popełnianiem czynów najgorszych. Ów argument (do pewnego stopnia kontynuacja „przykładu przeciwieństwa”: „tutaj pada argument, że kara śmierci nie odstrasza. Ano, odstrasza”) zawiera w sobie element omawianego już chwytu, czyli „autorytetu” (sondaż amerykański), mający bezsprzecznie dowodzić słuszności tezy rzecznika PiS-u. Broniąc swojego poglądu, Hofman podaje swoją definicję humanitaryzmu, odmiennie brzmiącą niż wersja posła Kalisza.

Za swój wykład Adam Hofman został przez część widowni nagrodzony brawami, co postanowił wykorzystać dla swoich erystycznych celów Ryszard Kalisz. W obronie przed argumentacją Hofmana, poseł SLD po raz kolejny sięga po „etykietowanie”, próbując w ten sposób wpłynąć na postawę publiczności:

Ryszard Kalisz: – Demagogia. Demagogia dlatego, że reakcja tej sali, na której tu siedzimy świadczy o tym, że pan chce grać na właśnie takich prostych odruchach.

Jest to ewidentnie próba zniechęcenia publiczności do przyjmowania poglądów Hofmana. Termin „demagogia” powszechnie kojarzy się źle, ale w zestawieniu go z poglądem, że ci, którzy temu przyklaskują, kierują się „prostymi odruchami” jest już ukryta intencja, tzw. presupozycja: ten, kto bije brawo Hofmanowi, jest kimś o niskich pobudkach. Ludzie nie chcą być zaliczani do „przeciętnych”, „kaczyńskopodobnych” a więc do osób o niskich instynktach. Podświadomie więc odrzucą taki światopogląd jako niezgodny z ich statusem i przekonaniami.

W dalszej części wypowiedzi Ryszard Kalisz broni się przed „autorytetem” (sondaż) przytoczonym przez Hofmana, więc uderza w niego kolejnym argumentem tego samego rodzaju:

Ryszard Kalisz: – W naszej Konstytucji jest taki Artykuł 30 o przyrodzonej godności. […] A teraz niezwykle ważne, bo w Polsce bardzo mała jest wiedza na ten temat: Protokół Brytyjski, który za Wielką Brytanią podpisała Polska, wymienia tylko rozdział 4 pod tytułem „Solidarność”, w którym co do zasady dotyczy tylko spraw związkowych. Nie wymienia żadnego innego rozdziału.

W dalszej części tej wypowiedzi Ryszard Kalisz zwraca się bezpośrednio do publiczności, stosując chwyt „do kamery”. Jest to jedna z najsilniej działających technik, wykorzystywana w stosunku do widowni. Bo też nie można zapominać oczywistej sprawy, że wszystkie publicystyczne programy telewizyjne zakładają obecność publiczności, choć dyskutujący w studiu udają, że jej nie ma. Zatem wszyscy są świadomi istnienia tej niewidzialnej granicy między uczestnikami programu a widzami, ale jej z reguły nie przekraczają. Technika „do kamery” polega właśnie na nagłym, niespodziewanym przekroczeniu tej bariery. Widz czuje się w tej sytuacji „wywołany” do tablicy, traci poczucie anonimowości, ponieważ celem tego zabiegu jest „zbudowanie wspólnoty jednego z uczestników spotkania i odbiorców i jednocześnie wykluczenie z tej wspólnoty pozostałych uczestników debaty lub rozmowy” (Kochan, 2005, 139):

Ryszard Kalisz: Drodzy państwo, mówię to odpowiedzialnie, zajrzyjcie, przeczytajcie! [Adam Hofman przecząco kręci głową] A jak pan macha głową, to pan tego Artykułu nie czytał, ktoś pana źle poinformował […]. Panie pośle, jeżeli pan się nie chce kompromitować, niech pan z tym nie polemizuje! Bardzo pana proszę! Ja panu zacytuję Protokół Brytyjski w całości!

Jednym z efektów zwracania się bezpośrednio do publiczności jest podświadome schlebianie osobom na widowni, które czują się wyróżnione z tłumu, dowartościowane faktem, że gość w studiu do nich mówi i zwraca uwagę na ich obecność. Oczywiście jest to jeden ze sposobów zyskania przychylności widowni i przekonania jej do własnych (partii) poglądów.

Warto przy okazji zwrócić uwagę na pozornie niewiele znaczące wtrącenie Ryszarda Kalisza „mówię to odpowiedzialnie”, podkreślające wiarygodność jego opinii, a więc z tzw. intencją prawdomówności. Fraza ta ma wywołać w odbiorcach pozytywne wrażenie prawdziwości faktów sprawdzonych już przez wypowiadającego te słowa, a zatem godnych zaufania i nie wymagających już od nich wysiłku dochodzenia do prawdy na własną rękę. Tego wyrażenia użył już Ryszard Kalisz kilka minut wcześniej, na samym początku programu, gdy po raz pierwszy wspominał o Protokole Brytyjskim („Ja to wczoraj wszystko dokładnie sprawdziłem”). Użyty po raz kolejny ten sam zabieg ma utwierdzać publiczność w nieomylności i wiarygodności powołującego się na to źródło. Janina Fras pisze:

Fundamentalnym warunkiem powodzenia zabiegów o pozyskanie odbiorcy jest przekonanie go o prawdomówności nadawcy i prawdziwości przekazywanych treści. Przekonanie o prawdomówności nadawcy skłania odbiorcę do rozszerzenia swej akceptacji poza przedstawione mu fakty – także na zawarte w tekście apele i sugestie interpretacyjne. Nadawca musi więc zapewnić o intencji prawdomówności, o tym, że prawda jest dla niego wartością, a przekazywane informacje mają rzetelna klasyfikację prawdziwościową. (Fras, 1997, 94)

Na tym nie kończą się środki zastosowane w tej krótkiej wypowiedzi Ryszarda Kalisza. Ostatnie zdanie jest bowiem celnie wykorzystaną techniką, którą za Markiem Kochanem (Kochan, 2005, 92)można nazwać „belką w oku”. Polega ona „na gwałtownym kontrataku i wytknięciu rozmówcy jego błędów czy przywar, których istnienie ma unieważniać zauważone właśnie błędy czy przywary mówiącego”. Zatem zarzut Kalisza, że Hofman „macha głową, bo artykułu nie czytał i jest źle poinformowany” jest „belką w oku” w czystej postaci. Dyskredytujący wydźwięk tego zdania jest dla odbiorców niezwykle czytelny, zwłaszcza w zestawieniu z cechami Kalisza, który „wszystko dokładnie sprawdził” i „mówi odpowiedzialnie”.

Adam Hofman raz jeszcze ustosunkowuje się do ponownie przywołanego przez Ryszarda Kalisza Protokołu Brytyjskiego i zapewnienia, że w Polsce na mocy tego dokumentu nie wolno kary śmierci wprowadzić. Hofman mówi wprost, że ten argument działa na niekorzyść powołującego się na niego („retorsio argumenti”):

Adam Hofman: – Artykuł o którym pan mówił, artykuł, który mówi o tym, jakie w Polsce było prawo w momencie przyjęcia Protokołu, świadczy na niekorzyść argumentacji, którą pan poseł, pan mecenas przedstawił dalej. Wręcz odwrotnie. Wręcz odwrotnie. W momencie, kiedy przyjmowaliśmy Protokół Brytyjski, to że w Polsce nie było kary śmierci, nie znaczy, że nie można jej wprowadzić. Wręcz odwrotnie – właśnie dlatego można ją wprowadzić.

W dalszej części wypowiedzi Adam Hofman stosuje techniki erystyczne będące niejako lustrzanym odbiciem tych użytych przez przeciwnika. Okazją ku temu jest fakt, że tym razem to Ryszard Kalisz kręci przecząco głową, dokładnie tak, jak robił to wcześniej Hofman:

Adam Hofman: – I teraz pan macha głową, to niech pan nie macha, bo ja, jako członek Rady Europy, a jestem członkiem tej instytucji od poprzedniej kadencji – tutaj do widzów: proszę nie mylić Rady Europy z Unią Europejską …

Ryszard Kalisz: – Ależ to oczywiste! Widzowie to rozumieją! Niech pan ma szacunek do wiedzy polskich obywateli!

Adam Hofman zwrócił się do widzów bezpośrednio (technika „do kamery”), podobnie jak chwilę wcześniej uczynił to Kalisz. Cel był zapewne podobny – sprawić na publiczności wrażenie kompetentnego i doświadczonego polityka, który potrafi konkretyzować problemy, a kwestie niejasne czy stwarzające trudności w zrozumieniu, podawać w przystępnej formie. Ryszard Kalisz wykorzystał jednak ten zabieg do własnych celów, odwracając niejako ostrze przeciwko samemu Hofmanowi. Dobre intencje Hofmana, Kalisz przedstawił jako lekceważenie widzów i niewiarę w ich inteligencję (presupozycja). Jedyne, co w tej sytuacji mógł zrobić Hofman, to spokojnie przejść do dalszej części wywodu, puszczając mimo uszu ciętą ripostę przeciwnika.

Jednak technika „autorytetu” zastosowana przez Ryszarda Kalisza mobilizuje Adama Hofmana do sięgnięcia po bardzo mocny chwyt – „czarną teczkę”, który polega „na użyciu w publicznej debacie rekwizytu służącego zdobyciu przewagi nad rozmówcą. Rekwizyt nie pełni na ogół realnej funkcji, jest raczej sam w sobie quasi-argumentem lub quasi-dowodem, straszakiem na rozmówcę, oddziałującym jednocześnie na wyobraźnię odbiorców” (Kochan, 2005, 195). Teczka ma za zadanie wpływać na psychikę i samopoczucie przeciwnika, który – nie wiedząc, co znajduje się w środku – może odczuwać lęk i niepewność. Nawet jeśli nie ma realnych powodów do obaw, i tak obawia się, czy papiery znajdujące się w środku, czymś go nie zaskoczą i w efekcie ‒ nie skompromitują w oczach publiczności. Kochan (Kochan, 2005, 195) dodaje: „Jednocześnie rekwizyt oddziałuje na audytorium samą swoja obecnością. Wizualizuje czyjąś tezę, co skupia na jednym z rozmówców uwagę, a zarazem odwraca ją od merytorycznej wartości prezentowanych przez niego argumentów”. Czasem wystarczy sam fakt trzymania w dłoni tego typu dokumentu (np. Konstytucji), aby już robić na widzach wrażenie wiarygodnego, dobrze poinformowanego i kompetentnego znawcy tematu.

I tak w istocie jest. Od początku rozmowy na kolanach Adama Hofmana leży czarna, tekturowa teczka, w której – jak się okazuje – trzyma on kopie dokumentów związanych z karą śmierci: cytaty z wypowiedzi autorytetów, fragmenty Biblii, tekst Konstytucji itp. W chwili, gdy Ryszard Kalisz powołuje się na biskupa Michalika, Hofman otwiera teczkę i wyjmuje odpowiednią kartę z fragmentem wypowiedzi biskupa, zarzucając zarazem Kaliszowi niepełne, wybiórcze cytowanie autorytetu:

Adam Hofman: – Ale przejdźmy do argumentów, których pan użył. Zresztą, ja bardzo się burzę, jak pan Ryszard Kalisz używa argumentów i powołuje się na biskupów, boz jednej strony pan tych biskupów ostro krytykuje i zwalcza pan Kościół katolicki, ale jak jest panu wygodnie, to pan ich cytuje. To niech pan cytuje biskupów do końca, bo biskup Michalik dzisiaj dodał, że w katechizmie jest napisane, że: „jeśli przestępca jest wielokrotny i nie ma innej możliwości, żeby chronić inne życie i ciągle mu zagraża i państwo jest słabe, a sytuacja jest taka, że inaczej się nie da, to w wyjątkowych okolicznościach nie byłoby przekroczeniem prawa Bożego podjęcie decyzji o pozbawieniu życia takiego człowieka”. Polskie państwo jest słabe i wielu obywatelom nie zapewnia bezpieczeństwa! A więc za bestialskie morderstwa powinna być w Polsce kara śmierci i ona jest zgodna z katechizmem Kościoła.

Jest to bardzo ciekawy przykład umiejętnego wykorzystania erystycznej techniki obronnej, polegającej na odmówieniu przeciwnikowi prawa do powoływania się na określony autorytet. Z taką sytuacją mamy do czynienia w pierwszym zdaniu Hofmana, który piętnuje śmiałość lewicowego posła licząc, że to zdyskredytuje go w oczach widowni.

Zamiast Ryszarda Kalisza na te słowa reaguje prowadzący program, który celnie stosuje w odpowiedzi technikę nazwaną przez Schopenhauera „ad hominem” lub „ex concessis”, zaś przez Marka Kochana (2005, 73) „szukaniem dziury w całym”. Celem tej techniki jest znalezienie w poglądach adwersarza niekonsekwencji lub sprzeczności z tym, co mówił wcześniej, lub też z poglądami przełożonych, których reprezentuje. Oto sposób, w jaki Tomasz Lis wykorzystał tę technikę:

Tomasz Lis: – Z całym szacunkiem dla biskupa Michalika, jego szef i poprzednik jego szefa, papież Benedykt i Jan Paweł II, mieli wybitnie jasne stanowisko w tej sprawie.

W czasie, gdy Tomasz Lis dopowiadał ostatnie słowa, Adam Hofman już przeglądał dokumenty licznie zebrane w swojej teczce. Znajduje odpowiedni cytat i przytacza go dosłownie. Zatem jego odpowiedzią na zarzut niekonsekwencji jest w tym erystycznym sporze ponownie sięgnięcie po technikę „czarnej teczki”, choć ma ona także pewne cechy „ad verecundiam” („autorytetu”). Dzięki temu Hofman robi wrażenie doskonale przygotowanego merytorycznie do dyskusji w programie:

Adam Hofman: No to ja panu zacytuję Jana Pawła II z Ewangelią. Jan Paweł II stanowisko:[…].Zaostrzenie Kodeksu Karnego i przywrócenie kary śmierci każe sądom orzekać inaczej. Bo w Polsce za zabójstwo przeciętnie siedzi się siedem lat. Siedem lat to jest epizod. Po siedmiu latach morderca wychodzi, albo ma przepustkę i morduje następny raz! To jest po prostu niedopuszczalne!

Druga część wypowiedzi Hofmana odwołuje się już do konkretnego argumentu („do laików”), który odbiorcom pomaga ogarnąć ogólność wcześniejszego cytatu. W odpowiedzi, po tę samą technikę, sięga Ryszard Kalisz, który stawia pytanie z tezą:

Ryszard Kalisz: – A siedział pan w więzieniu?

Jest to niezbyt nośne merytorycznie (zdecydowanie trudno wyobrazić sobie posła Adama Hofmana w więzieniu, skazanego za brutalne morderstwo), jednak dla widza zatrzymującego się na powierzchni argumentacji to pytanie może być bardzo sugestywne. Nikt nie chciałby siedzieć w więzieniu. Celem tego argumentu jest więc wywołanie pewnego rodzaju współczucia dla człowieka, który nagle się tam znajdzie. Jest to technika z pogranicza presupozycji i „ad auditores” („do laików”).

Ryszard Kalisz umiejętnie korzysta z technik działających bezpośrednio na publiczność. Jedną z nich, niejako na zakończenie powyższej wypowiedzi, jest wprowadzenie w poważną dyskusję elementu rozrywkowego. Marek Kochan (Kochan, 2005, 182) nazywa taki zabieg techniką „kabaretu”: „Technika ta polega na zmianie konwencji rozmowy, obróceniu zarzutu, pytania czy sytuacji rozmowy w żart, co pozwala uniknąć niewygodnej kwestii, a często także ośmieszyć rozmówcę i tym samym zyskać nad nim przewagę”. Poniżej cytat z końcowej części wypowiedzi Ryszarda Kalisza jako przykład wykorzystania techniki „kabaretu” w wersji subtelnej, lekkiej i rzeczywiście zabawnej:

Ryszard Kalisz: – Uważam, że każdy człowiek może się poprawić, że każdy człowiek jest człowiekiem. To tak jak z Adamem Hofmanem – jeszcze kiedyś może zmienić swoje poglądy. Jak pana słucham, jak pan mówi o Kościele to mi się przypomina taka maksyma: „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”.

Adam Hofman: – Ja na Ryszarda Kalisza nie liczę, że zmieni zdanie. A jak ja słucham Ryszarda Kalisza to mi się przypomina taka maksyma: „Przebrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni”.

Jak widać, Adam Hofman nie pozostał dłużny i bez chwili wahania odciął się przeciwnikowi. Janina Fras nie nazywa tej techniki „kabaretem”, jednak również dostrzega siłę oddziaływania takiego zabiegu w perswazyjnych wypowiedziach propagandowych. Pisze Fras:

Duże znaczenie przy pozyskiwaniu przychylności odbiorców ma umiejętność posługiwania się przysłowiami, powszechnie znanymi powiedzeniami, sentencjami i tzw. skrzydlatymi słowami. Używanie ich to odwoływanie się do zbiorowej mądrości, poczucia zdrowego rozsądku, do autorytetu ogółu, a także do retorycznej tradycji. Niezmiennie korzystne jest odwołanie się do myślenia i doświadczeń „prostego człowieka”, „zwykłego człowieka”, z którymi utożsamia się większość społeczeństwa […] utrwalone w świadomości społecznej, ułatwiają porozumienie i utożsamienie z nadawcą – „wszyscy myślimy podobnie”.(Fras, 1997, 102)

W tej rozgrywce nie ma zwycięzców, jest remis. Ryszard Kalisz zapewne użył tej techniki, gdyż czuł merytoryczną przewagę argumentów Hofmana. Trudno polemizować z dosłownie przytoczonymi cytatami z Jana Pawła II, doprecyzowanym cytatem z biskupa Michalika oraz z konkretnymi przykładami bestialstwa wobec dzieci. Odwołania do emocji widzów lub przyklejanie etykietek, na długo nie wystarczą, podobnie jak abstrakcyjnie (choć budzące pozytywne skojarzenia) brzmiące idee, np. godność człowieka, ogólne dobro, wiara w człowieka. W dyskusji na tak poważny temat potrzebne są bardzo silne argumenty i przede wszystkim dobre przygotowanie. Czołowi politycy, dziennikarze-celebryci, czasem prezesi wielkich firm, są szkoleni przez zawodowych trenerów komunikacji medialnej. Podczas takich szkoleń (dotyczy to zwłaszcza polityków przed wyborami) są ćwiczone scenariusze „czarne” i „białe”, tzw. Q&A (questions and answers). Polega to na przewidzeniu pytań przeciwnika i opracowaniu różnych wariantów odpowiedzi na nie. Adam Hofman sprawia wrażenie kogoś, kto takie szkolenie przeszedł, a przygotowane cytaty z czarnej teczki są dowodem, że niektórych zarzutów Ryszarda Kalisza się spodziewał.

W końcowej części dyskusji obaj adwersarze sięgają po wykorzystywane już wcześniej techniki: Ryszard Kalisz po słowa i pojęcia o wysokim stopniu ogólności, ale o pozytywnych konotacjach w odbiorze publicznym, natomiast Adam Hofman sięgnie za chwilę po technikę zapytań oraz drastyczny przekład (rodziny ofiar Breivika):

Ryszard Kalisz: Państwo, a państwo to my wszyscy, nie ma prawa nikogo zabijać. Nie ma prawa, z jakiegokolwiek powodu zabijać, dokonać zabójstwa. Dlatego że państwo jest dobrem wspólnym naszym, wszystkich obywateli. Jak państwo orzeka – a sądy orzekają w imieniu nas wszystkich, to jakby pan, pani, pan poseł Hofman i pan redaktor, by współuczestniczyli w tym wszystkim. Dlatego cywilizowane narody wyeliminowały karę śmierci. Dlatego też nie wolno nigdy do niej wrócić.

Warto zwrócić tu uwagę na indywidualne wskazanie palcem przez Ryszarda Kalisza na osoby siedzące na Sali. W ten sposób stosuje w dość oryginalny sposób technikę„do kamery”, wywołując anonimowych ludzi z tłumu i stawiając ich w sytuacji osób „odpowiedzialnych”. Jest to wyraźna presupozycja: każdy z nas wydaje wyrok; jeśli sądy zaczną karać śmiercią, to każdy z osobna, indywidualnie, będzie winny zabójstwa. Używając 1 osoby liczby mnogiej („my wszyscy”) Kalisz sugeruje, że wypowiada się nie tylko w swoim imieniu, ale także odbiorców, podkreśla zarazem wspólność interesów i celów, wspólnotę odpowiedzialności społecznej.

To mocny, bardzo sugestywny argument przeciwko poglądom forsowanym przez Adama Hofmana. W obronie sięga więc on po serię pytań, na które nie da się odpowiedzieć inaczej, jak tylko twierdząco, przyznając więc rację Hofmanowi:

Adam Hofman: – Panie pośle, czy Stany Zjednoczone Ameryki Północnej są cywilizowanym krajem, czy nie? Czy Japonia jest – według pana posła – cywilizowanym krajem czy nie? Jeśli pan poseł tego nie doda, ja dodam. W tych krajach […] jest kara śmierci. Czy według pana te kraje są cywilizowane, że postanowiły bronić swoich obywateli i bardziej szanować ofiary niż przestępców? Właśnie dlatego są cywilizowane, że postanowiły to zrobić?

W ten sposób Hofman błyskotliwie spina całą dyskusję w erystyczną klamrę. Odwracając argument o cywilizowanych krajach odwraca zarazem całą dotychczasową argumentację Ryszarda Kalisza. Od powołania się bowiem na „cywilizowane kraje Europy” zaczyna swoją argumentację Kalisz (notabeneetykietka „polityczny” pada z jego ust już w pierwszym zdaniu programu, co warto tu odnotować). Przypomnijmy:

Ryszard Kalisz: Cywilizowane narody Europy takie rozmowy odbyły już ponad dwadzieścia lat temu i właśnie po to, żeby różnym ludziomkaczyńskopodobnym z powodów czysto politycznych nie przychodziły takie pomysły.

Na koniec wypowiedzi Adam Hofman sięga po najsilniejszy argument, który zakwalifikować można do techniki „drastyczny opis”. Argument operujący na poziomie przede wszystkim emocji, choć nie pozbawiony logicznych przesłanek:

Adam Hofman: Podajmy konkretny przykład: rodziny ofiar Breivika, mordercy, który z satysfakcją mordował niewinnych ludzi partycypowały i łożyły w podatkach na utrzymanie tego kogoś w cywilizowanym więzieniu przez pewnie kilkadziesiąt lat jego życia. To nie jest cywilizowane.

W poniższym przykładzie nie chodzi o zanegowanie tezy przeciwnika, ale głównie o przekonanie publiczności do własnych poglądów i pozyskanie jej sympatii.

Ryszard Kalisz, mimo że Tomasz Lis dał sygnał o zakończeniu programu, zgodnie z zaleceniami wszystkich spin doctors postanowił jeszcze zabrać głos i w ten sposób powiedzieć „ostatnie słowo”. Nie stracił jednak tego głosu na polemikę z rozmówcą, lecz ponownie zwrócił się do publiczności („do kamery”) z bardzo emocjonalnym apelem:

Ryszard Kalisz: – Naprawdę, nie chciejcie, żeby państwo zabijało w imię płytkich politycznych celów!

Nie da się ukryć, że w tym jednym zdaniu zawarł dodatkowo jeszcze jedną technikę erystyczną – chodzi o etykietkę „polityczny” (po raz kolejny). Marek Kochan (Kochan, 2005, 164) ocenia to słowo jako jedną z najczęściej używanych etykietek w języku współczesnej polityki. Pisze Marek Kochan: „tymczasem słowo, które kiedyś kojarzyło się nie najgorzej (złe było raczej coś, co było »niepolityczne«, na przykład niepolityczne zachowanie oznaczało zachowanie niestosowne, niesprzyjające popularności i sympatii), dziś ma konotacje bardzo negatywne. Polityczne znaczy tyle co «nieuczciwe», «tendencyjne», «demagogiczne», «nie mające nic wspólnego z rzeczywistością», «wyssane z palca», «złe», «godne potępienia»”.

Dobór słownictwa w erystycznych sporach

Uczestnicy erystycznych pojedynków kształtują postawy i wrażenia publiczności poprzez odpowiedni dobór słownictwa oraz konstrukcji składniowych. Z powyższej analizy programu Tomasza Lisa wynika, że na przykład Ryszard Kalisz bardzo chętnie używa wyrazów o nacechowaniu pozytywnym. Wyrażenia takie jak: „humanitaryzm”, „przyrodzona godność człowieka”, „cywilizowana filozofia”, „cywilizowane narody Europy”, „fundamenty wiary” katolickiej” niosą dodatnie skojarzenia i mają na celu zyskać przychylność odbiorcy. Powtórzmy przykładowy cytat:

Ryszard Kalisz: – Przede wszystkim kara śmierci jest niehumanitarna. Po drugie kara śmierci narusza godność człowieka, która jest przyrodzona i która dotyczy fundamentów zarówno każdej filozofii cywilizowanej, jak i wiary katolickiej.

Inny przykład:

Ryszard Kalisz: -– Człowiek jest człowiekiem, człowiek ma prawo do błędu. Nikt nie jest doskonały i również każdy człowiek może popełnić błąd.

Janina Fras (Fras, 1997, 99), badaczka języka propagandy politycznej, tak pisze o językowej selekcji w wypowiedziach perswazyjnych:

Chcąc zyskać poparcie słuchaczy, czytelników, należy wybierać wyrazy i wyrażenia – związane z życiem społecznym i polityką – budzące skojarzenia pozytywne, od których „ciepło robi się na sercu”. […] Każda ideologia, każda partia polityczna stara się, by te pozytywnie nacechowane słowa, najczęściej dalekie od precyzyjności znaczeniowej, kojarzyły się w sposób trwały z jej nazwą, programem, agendami. […] W polszczyźnie jest wiele pozytywnie nacechowanych wyrazów, które mają niekonkretne, abstrakcyjne znaczenie – często tak ogólne, że gdy się ich używa, należałoby każdorazowo precyzować, o jaką interpretację chodzi. Autorzy tekstów perswazyjnych wykorzystują je chętnie właśnie ze względu na tę ogólnikowość; zapewniają więc na przykład, że są za „obywatelską odpowiedzialnością”, „poczuciem rzeczywistości”, „sprawiedliwością społeczną”, „pokojem społecznym”, „równym dostępem do oświaty”, „porozumieniem”, „otwartością”, „konsensusem”. Liczą bowiem nie tyle na zrozumienie własnej wypowiedzi, co na jej przychylny odbiór.(Fras, 1997, 99)

Warto jeszcze zwrócić uwagę na inny perswazyjny zabieg zastosowany w tej wypowiedzi przez Ryszarda Kalisza. Chodzi o użycie sformułowania „dokonać zabójstwa” zamiast „zabić” czy „zamordować”, których to określeń nie boi się Hofman. Przeciwnie – dodaje słowo „bestialsko” („bestialsko zakatować”, „bestialsko zamordować”, „zakatować na śmierć”, „kat”, „morderca”, „zwierzę, które zakatowało na śmierć”). Takie wyrażenia z czasownikami narzucają interpretację. Janina Fras (Fras, 1997, 101) zaznacza, że to bardzo częsty zabieg perswazyjny: „czasowniki o konotacji negatywnej służą do opisywania zachowań przeciwnika”. W tym wypadku Hofman używa tych narzucających interpretację wyrażeń, aby uwydatnić publiczności kontrast poglądów w stosunku do kary śmierci obu przeciwstawnych partii politycznych.

Natomiast Ryszard Kalisz, poprzez użycie eufemizmu (analityczna nazwa czynności) osłabia wymowę emocjonalną tego wyrażenia, eliminuje jego negatywną konotację. „Dokonać zabójstwa” to coś innego przecież, niż „bestialsko zakatować”. W takim wypadku kara śmierci wydaje się zbyt drastycznym środkiem. Ale już inaczej formułuje Kalisz wyrażenie, gdy chce podkreślić brutalność wprowadzenia kary śmierci: „Nie chciejcie, żeby państwo zabijało!, choć analogicznie do poprzednich przykładów mógł powiedzieć: nie chciejcie, żeby państwo dokonywało zabójstwa!”. Ta druga fraza brzmi jednak słabiej, mniej emocjonalnie, co dowodzi celowego doboru słownictwa przez Ryszarda Kalisza.

Niezwykle interesująco pod kątem badawczym wygląda zabieg składniowy, który do celów perswazyjnych wykorzystał Adam Hofman. Chodzi o zdanie złożone, którego konstrukcja służy do interpretowania i komentowania rzeczywistości. Zdania tego typu to, według Janiny Fras (Fras, 1997, 109-110) „przede wszystkim zdania, które umożliwiają przeciwstawianie czegoś czemuś innemu, które wskazują wynik, przyczynę, skutek, cel lub warunek jakiegoś działania, wreszcie takie, które pozwalają powiedzieć, że coś się wydarzyło pomimo czegoś”. Spośród kilku rodzajów zdań mających takie właściwości, Adam Hofman użył konstrukcji zdania warunkowego:

Gdyby w Polsce obowiązywała kara śmierci, być może półtorarocznego chłopca nie zakatowano by na śmierć!

Marek Kochan (Kochan, 2005, 97) zapewne uznałby tę wypowiedź za przykład techniki „fabrykowanie konsekwencji”, czyli „sposób erystyczny, który polega na przejściu z tematu rozmowy na możliwe skutki przyjęcia takiego czy innego rozwiązania, zwłaszcza te, które bezpośrednio dotkną odbiorców”. Perswazyjna moc tej techniki tkwi w możliwościach kuszenia lub budzenia strachu tym, co być może nigdy się nie wydarzy, ale za to ma bardzo duży ładunek emocjonalny, sugestywny. Im większe potencjalne zyski z prawdopodobnego rozwiązania miałby odbiorca, tym chętniej poprze on rzecznika danej sprawy. I na odwrót.

Erystyka niewerbalna

Telewizja jest medium audiowizualnym, więc nie tylko elokwencja decyduje o sukcesie, ale i to, jak się wygląda podczas erystycznego pojedynku. Żadne inne medium, jak dotąd, nie ma tak wielkiej liczby potencjalnych odbiorców i tak dużej siły rażenia, jeśli chodzi o możliwości obserwacji „na żywo” emocji dyskutantów. Decyduje o tym technologia telewizyjna, zdolna do ukazywania obrazu w dużych zbliżeniach (choć oczywiście widzimy tyle, na ile pozwoli nam realizator wizji w reżyserce). Dzięki temu widzowie odbierają i analizują na bieżąco reakcje spierających się. Kamera bezlitośnie wyłapuje i wyolbrzymia każdy nerwowy gest, każdy tik czy grymas. Nawet, jeśli coś dzieje się poza świadomością odbiorcy, jego receptory i tak to zarejestrują, tworząc system wrażeń podprogowych.

Uczestnicy analizowanej debaty, Adam Hofman, Ryszard Kalisz oraz Tomasz Lis posługują się erystyką werbalną w sposób świadomy i sprawny. Udało się im także do pewnego stopnia zapanować nad mową ciała (erystyką niewerbalną), którą również potrafią wykorzystać do celów perswazyjnych. Uczestnicy dyskusji umiejętnie łączą naturalne cechy (np. gabaryty, barwa głosu) z praktycznym, warsztatowym ich opracowaniem.

Alan i Barbara Pease, autorzy podręcznika Mowa ciała radzą, by interpretować gesty w kontekście, uwzględniając charakter sytuacji, pozycję dyskutantów oraz wiele innych czynników:

Podobnie jak każdy język, mowa ciała również ma swoje „słowa”, „zdania” i „interpunkcję”. Każdy sygnał jest jak pojedyncze słowo, a przecież wyrazy mogą mieć kilka różnych znaczeń. (…). Dopiero kiedy kilka słów ułoży się w zdanie, można zrozumieć ich znaczenie. Gesty również tworzą „zdania” zwane grupami i niezmiennie ukazują prawdę na temat uczuć czy intencji danej osoby. Grupa sygnałów mowy ciała, podobnie jak wypowiedziane zdanie, wymaga przynajmniej trzech słów, aby można było trafnie określić znaczenie każdego elementu.(Pease, 2007, 42-43)

Zdaniem autorów książki analizując mowę ciała należy zatem brać pod uwagę całe grupy gestów, które składają się na właściwy przekaz: „Każdy z nas wykonuje jeden lub więcej ulubionych, powtarzalnych ruchów, które po prostu wskazują na to, że jesteśmy albo znudzeni, albo zestresowani” (Pease, 2007, 43).

I tak na przykład Ryszardowi Kaliszowi właściwe są gesty sugerując siłę, zdecydowanie, wręcz autorytaryzm. Świadczy o tym najczęściej przez niego używany ilustrator (tj. ruch podkreślający i akcentujący dobitność wypowiadanych argumentów) – układ dłoni, w którym wszystkie palce są zaciśnięte w pięść, a tylko wskazujący jest wystawiony. To gest wymuszający uległość, zmuszający do posłuchu, a więc budzący negatywne odczucia u przeciwnika. Pease (Pease, 2007, 61). oceniają, że „gest zamkniętej dłoni z wyciągniętym palcem wskazującym to jeden z najbardziej irytujących gestów, jakie można wykonać w trakcie mówienia, szczególnie kiedy ów palec wybija rytm”. Taki gest rozprasza przeciwnika dyskusji sprawiając, że bardziej skupia się on na obserwowaniu stanowczo poruszającej się dłoni przeciwnika, niż na słuchaniu i myśleniu o obronie. A taki właśnie jest cel erystycznego sporu – wybić z rytmu i zdyskredytować adwersarza w oczach publiczności:

Ryszard Kalisz: – Demagogia. Demagogia dlatego, że reakcja tej sali, na której tu siedzimy [tu: palec wskazujący wycelowany w Hoffmana] świadczy o tym, że pan chce grać na właśnie takich prostych odruchach.

Jest to jednak gest ryzykowny, ponieważ poprzez zbliżenie kamery, może podobnie zadziałać na widzów. Dlatego Ryszard Kalisz zwykle podczas wygłaszania swoich argumentów używa tego gestu w jego zmodyfikowanej i uładzonej formie: zgięte palce, dotykające wskazującym kciuka (w geście typu „OK”). To sprawia, że Kalisz wygląda na apodyktycznego, ale nie agresywnego. Pease (Pease, 2007, 63) nauczyli tego gestu grupę mówców, polityków i biznesmenów, po czym zmierzyli reakcje widowni. Ludzie, którzy słuchali tych prelegentów, opisali ich jako „życzliwych”, „dążących do celu” i „skoncentrowanych”.

Niezwykłą siłę perswazyjną mają te ilustratory, których Ryszard Kalisz używa podczas stosowania techniki „do kamery”, a więc wtedy, gdy zwraca się bezpośrednio do publiczności (np. gdy apeluje: „Nie chciejcie, żeby państwo zabijało w imię doraźnych, politycznych celów!”). Ruch dłoni jest wówczas pełny, pionowo wznosi się i opada z impetem całe przedramię mówcy. Argumenty werbalne poparte taką gestykulacją brzmią bardzo przekonująco.

U Ryszarda Kalisza równie znaczącą mowę ciała zaobserwować można, gdy słucha on argumentacji Adama Hofmana. Przybiera wtedy zwykle pozę ewidentnie wskazującą na negatywny stosunek do wypowiedzi przeciwnika. Podczas przysłuchiwania się słowom Hofmana, Kalisz przykłada dłoń do twarzy – skierowany w górę palec wskazujący spoczywa na policzku, natomiast środkowy przykrywa usta, a kciuk podpiera podbródek. Widzowie jednoznacznie odbierają ten gest jako „Nie podoba mi się to, co mówisz”, „Nie zgadzam się z tym” (Pease, 2007, 44). Kalisz przybiera taką pozę już na samym początku rozmowy, gdy Hofman tłumaczy, skąd w PiS pomysł wprowadzenia kary śmierci w Polsce.

Kolejną niewerbalną techniką erystyczną stosowaną przez Ryszarda Kalisza jest sięganie po tzw. emblematy, czyli gesty służące przekazywaniu znaczeń. Spełniają one „tę samą rolę co wypowiedź. Są to wyuczone i znane w danym środowisku ruchowe znaki stosowane najczęściej tam, gdzie niemożliwe jest posługiwanie się językiem lub też chcemy zwiększyć siłę ekspresji komunikatu” (Straszak, 2009, 13). Bardzo wymownego emblematu użył Kalisz w reakcji na wypowiedź Hofmana, w której „odwraca argument” Kalisza, że nie wolno wprowadzić w Polsce kary śmierci ze względu na Protokół Brytyjski. Hofman dowodzi, że jest „wręcz odwrotnie” i stwierdza błąd w wywodzie Kalisza. Ryszard Kalisz demonstracyjnie uderza się otwartą dłonią w czoło, spuszcza głowę i kręci nią przecząco, w wyraźnym geście zrezygnowania. Taki „emblemat” działa na publiczność niezwykle sugestywnie. Widz przestaje bowiem słuchać dowodów mówiącego, a skupia się na negatywnej niewerbalnej interpretacji jego słów, wyrażanej zachowaniem przeciwnika.

Ludzie są przede wszystkim wzrokowcami – to co widzą przemawia do nich o wiele bardziej, niż tekst. Marek Kochan (Kochan, 2005, 49) twierdzi , że „skrótowym ujęciem tej prawidłowości jest zasada 80:20. Osiemdziesiąt procent wrażenia to obraz, dwadzieścia – tekst”. Nic zatem dziwnego, że Kalisz korzysta z tej techniki – pod względem perswazyjnym gwarantuje sukces: w oczach publiczności deprecjonuje argumentację Adama Hofmana. Inna sprawa, że emocjonalność gestykulacji Ryszarda Kalisza odpowiada jego osobowości, jest zgodna z jego sposobem mówienia, artykulacją. W tym co mówi i jak, nie ma sprzeczności.

Adam Hofman korzysta z podobnego repertuaru gestów. Jednak jego „ilustratory” i „emblematy” nie mają tak dużego impetu. Mowa ciała Hofmana jest bardziej wyważona, oszczędna, co nie znaczy – mniej przekonująca. Na poziomie werbalnej erystyki, Hofman posługuje się głównie argumentacją merytoryczną: cytuje dokumenty, spokojnym, zadawałoby się – pozbawionym emocji głosem przytacza kontrargumenty, tłumaczy definicje itp. Mowa ciała, której używa, jest więc zgodna z jego temperamentem. Adam Hofman zatem także porusza dłonią w rytm przytaczanych argumentów mając zgięte palce i dotykające wskazującym kciuka, tylko że spokojniej, bez takich emocji. Podczas słuchania – przykłada dłoń do twarzy – skierowany w górę palec wskazujący spoczywa na policzku, zaś kciuk lekko dotyka podbródka. Jest to zmodyfikowana wersja gestu Kalisza, sprawiająca wrażenie subtelniejszej, nie tak demonstracyjnie negatywna.

Jest jednak gest, który Hofman wykonuje bardzo sugestywnie, wykorzystując jego siłę oddziaływania na przeciwnika. Chodzi o przypadki sięgania po czarną teczkę i wyszukiwanie w niej dokumentów. Jest to rodzaj „ilustratora”, mającego za zadanie przestraszyć przeciwnika groźbą wynalezienia niewygodnego argumentu, który go zaskoczy i zdyskredytuje. Dla publiczności natomiast jest to sygnał, że ktoś, kto ma w ręku teczkę, ma władzę i może jej użyć w każdej chwili. To swego rodzaju „szantaż niewerbalny” o ogromnej sile perswazyjnej.

Osobną grupą gestów, wspólną dla obydwu dyskutantów, ale pozbawionych w tym przypadku większego znaczenia, są tzw. „regulatory”. Są to ruchy za pomocą których Kalisz i Hofman sygnalizują chęć zabrania głosu, proszą o ciszę lub próbują powstrzymać potok słów przeciwnika (Straszak, 2009, 13).

Publicystyczna dyskusja w studiu telewizyjnym wymaga obecności gospodarza, prowadzącego, który również jest współuczestnikiem debaty. Dziennikarz może włączać się w rozmowę, bowiem dzięki temu nadaje programowi swoje autorskie oblicze. Tomasz Lis z reguły słucha swoich gości. Wtedy przyjmuje pozycję sugerującą „gotowość do działania”, czyli lekko pochylony do przodu tułów, lewa dłoń oparta na udzie, zaś prawa – zgięta w łokciu, który spoczywa na drugim udzie (Pease, 2007, 294). Z tej pozycji najłatwiej i najszybciej może zabrać głos, ewentualnie udzielić go któremuś z gości. Czasem przybiera inne pozycje ciała, które również można odczytywać jako znaczące. Interesujący pod względem interpretacyjnym jest sposób, w jaki siedzi Lis podczas słuchania dłuższej argumentacji Adama Hofmana, co ma miejsce po około pięciu minutach trwania programu. Gdy Hofman wylicza kontrargumenty w stosunku do wcześniejszej wypowiedzi Ryszarda Kalisza, a przemawiające za ostrzejszym karaniem morderców, Tomasz Lis przyjmuje pozycję osoby słuchającej z dużym dystansem, sceptycznie analizującej wywód mówiącego. Lis podpiera bowiem głowę lewą dłonią, przy czym kciuk dotyka podbródka, zaś palec wskazujący, zgięty pod kątem 45 stopni – ust. I rzeczywiście, po chwili Lis przerywa swoje milczenie i zadaje pytanie, odnośnie tego co właśnie usłyszał: – „Ale jakby całe życie posiedział w więzieniu to nie byłoby lepiej?”.

Co ciekawe, dzięki ujęciu, jakie zastosował realizator wizji można jednocześnie obok Tomasza Lisa zobaczyć również Kalisza. Intersujące, że obydwaj siedzą w podobny sposób, przy czym mowa ciała Kalisza wyraża większą niechęć w stosunku do słów, które słyszy od Hofmana: Kalisz przykłada dłoń do twarzy – skierowany w górę palec wskazujący spoczywa na policzku, natomiast środkowy przykrywa usta, a kciuk podpiera podbródek (Pease, 2007, 196). Zdaniem badaczy mowy ciała, jest to podświadomy gest, oznaczający zgodność poglądów dwóch osób. Kiedy jesteśmy do kogoś nastawieni przychylnie, przyjmujemy podobną pozycję (zasada „odzwierciedlania”): „Na poziomie niewerbalnym odzwierciedlanie mówi: „Popatrz na mnie, jestem taki sam jak ty. Mam podobne odczucia i poglądy” (Pease, 2007, 299).

To, że bliżej Lisowi do poglądów Kalisza niż Hofmana może świadczyć kilka innych gestów. Widać to na przykładzie jego reakcji, gdy Hofman krytykuje Kalisza za wybiórcze cytowanie biskupów. Wtedy, zamiast Ryszarda Kalisza, odzywa się Tomasz Lis mówiąc: „A jak wam [podkreślenie – A.K.] jest wygodnie, to mówicie, że nie mają racji”. Przy czym jego dłoń unosi się, a palce zginają, oprócz wskazującego, którym celuje w Hofmana. Zgodnie z sugestią Pease, należy analizować grupy gestów ujmując je w konteksty. Zatem słowo „wam” w połączeniu z omówionym przed chwilą gestem jest – w komunikacji niewerbalnej – gestem autorytarnym, „wykluczającym”. Owe chwyty erystyczne (werbalny i niewerbalny) użyte przez prowadzącego zadziałał, o czym świadczą brawa, jakimi Lis zostaje nagrodzony przez część widowni.

Adam Hofman wykorzystuje owe brawa do własnych celów – wprawienia gospodarza programu w zakłopotanie, widoczne w jego mowie ciała. Hofman bowiem zauważa głośno, że prowadzący włączył się do dyskusji na poziomie merytorycznej argumentacji i dlatego został nagrodzony brawami. Lis broni się przed tym zarzutem twierdząc, że „nie stosuje żadnych argumentach”. Jednak jego mowa ciała mówi co innego: odsuwa się od Hofmana, a palcem prawej ręki, jeszcze chwilę wcześniej trzymanym przy ustach, nagle zaczyna drapać się po głowie. Stosując wskazówki z dziedziny komunikacji niewerbalnej można stwierdzić, że jest to ewidentnie gest zakłopotania i zmieszania poczynioną uwagą (Straszak, 2009, 5).

Warto tu wspomnieć o innym geście prowadzącego, który można by odczytywać jako przychylny Ryszardowi Kaliszowi. Chodzi o dotyk, którego raczej nie stosujemy wobec osób nielubianych lub tych, z którymi się nie zgadzamy. Zwykle też nie stosuje się go w telewizyjnych poważnych programach publicystycznych w relacjach gość ‒ dziennikarz. Po kilku minutach programu prowadzący dyskusję, próbując zadać pytanie Ryszardowi Kaliszowi, daje sygnał drugiemu z gości, aby przestał mówić (uniesiona cała dłoń w geście „stop”). Prawie jednocześnie przez kilka sekund czubkami palców prawej dłoni dotyka przedramienia Kalisza dając mu „zielone światło” do zabrania głosu. W języku mowy ciała „delikatny, trzysekundowy dotyk łokcia tworzy chwilową więź pomiędzy dwojgiem ludzi” (Straszak, 2009, 9).

Podsumowanie

Analizowana dyskusja jest od samego początku fascynująca pod względem wykorzystanych możliwości erystycznych. Najczęściej przez Ryszarda Kalisza wykorzystywane techniki to: etykietowanie, używanie pozytywnie kojarzącego się słownictwa oraz techniki odwołujące się bezpośrednio do publiczności („do kamery”). Adam Hofman zaś zwykle posługuje się w tym programie „odwróceniem argumentu”, „drastycznym opisem” oraz techniką „autorytetu”. Zapewne nie o wszystkich zabiegach udało się w tej części szkicu napisać, niemniej, upraszczając, powiedzieć można, że Ryszard Kalisz korzysta raczej z technik o charakterze populistycznym, mających szybko i celnie trafiać w sympatię widzów, zaś Hofman – z chwytów mających potwierdzać jego merytoryczne przygotowanie, kompetencję i pozycję pewnego siebie eksperta.

Zdarza się, że w trakcie programu uczestnicy, zwłaszcza Adam Hofman, nazywa wykorzystywane techniki erystyczne wprost, co stanowi dowód jego wytrenowania medialnego, świadomości, jak bardzo jego popularność polityczna zależy od wrażenia, które uda mu się wywrzeć na publiczności. Mówi na przykład do Lisa, który za jedna z wypowiedzi został nagrodzony brawami: „A teraz stosując argument odwołania się do publiczności, że bije brawo to teraz pan redaktor jest demagogiczny […]”.

Kamil Durczok (Durczok, 2010, 594)przypomina, że publicystyka telewizyjna ewoluowała od prostej, monotonnej formy wygłaszanych na zmianę przez uczestników kilkuminutowych wypowiedzi (np. cykl „Forum” Karola Małcużyńskiego z lat 90.) do współcześnie dominujących programów polegających na szybkiej, ciętej żonglerce werbalnej – błyskotliwej i kąśliwej w stosunku do przeciwnika. Swoim programem zawsze walczy się o widza, bo to on daje uzasadnienie jego istnienia. Emocje w programie zatem muszą być, bo świetnie się sprzedają. Doskonale trend ów we współczesnej publicystyce telewizyjnej, polegający na coraz silniej aktywnym elemencie widowiskowości, obrazuje zachowanie Janusza Palikota z początków jego kariery politycznej. Przykład skrajny, ale prawdziwy – chodzi o słynny świński ryj, który podczas wizyty u Bogdana Rymanowskiego w TVN24 wyjął z teczki i położył na stół prezenterski. Od tej chwili gwałtownie wzrosła częstość występowania Palikota w mediach wizualnych, ponieważ wydawcy zapraszając go do programu za każdym razem liczą na kolejny szokujący gadżet, ściągający przed telewizory masy spragnionych sensacji widzów.

Analizowany program publicystyczny, ze względu na dobrze przygotowanych i wytrawnych dyskutantów, spełnił swoje zasadnicze funkcje ‒ interpretacyjną i perswazyjną, które mają za zadanie wywoływać reakcje intelektualne i emocjonalne u publiczności. Każdy z widzów miał czas i szansę wysłuchać racji obu stron, ocenić i podjąć decyzję, czyje argumenty przemawiają do niego bardziej. Analiza bogactwa zastosowanych przez przeciwników spotkania technik erystycznych sprawia intelektualną przyjemność, niestety – coraz rzadszą w medialnych sporach, które zaczynają przypominać raczej bokserski ring, niż publiczną agorę wymiany myśli.

Bibliografia:

Bauer, Zbigniew; 2000, Gatunki dziennikarskie; w: Zbigniew Bauer, Edward Chudziński (red.), Dziennikarstwo i świat mediów, Kraków: Universitas.

Durczok, Kamil; 2010; Widowisko na poważny temat; w: Biblia dziennikarstwa, pod red. Andrzej Skworz, Andrzej Niziołek (red.), Kraków: Znak.

Fras, Janina; 1997; Język propagandy politycznej; w: Teoria i praktyka propagandy; Bogusława Dobek-Ostrowska (red.), Janina Fras, Beata Ociepka, Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego.

Kochan, Marek; 2005; Pojedynek na słowa, Kraków: Znak.

Kopaliński, Władysław; 1990; Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych; Warszawa: Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej

Pease, Alan i Barbara; 2007; Mowa ciała, przeł. J. Grabiak, Poznań: Rebis.

Schopenhauer, Artur; 1973; Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów, przekł. B. i Ł. Konorscy, przedmowa T. Kotarbiński Kraków: Wydawnictwo Literackie.

Straszak, Jolanta; 2009; Komunikacja niewerbalna, Chorzów.

Biogram:

Agnieszka Kamińska, dr ‒ doktor nauk humanistycznych, dziennikarka TVP oraz adiunkt w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Ukończyła polonistykę, dziennikarstwo oraz logopedię. Jej zainteresowania badawcze skupiają się wokół zaburzeń językowych w chorobach neurodegeneracyjnych, zwłaszcza w chorobie Alzheimera. Poza tym publikuje na tematy związane z postcolonial studies w literaturze polskiej.

1 http://www.youtube.com/watch?v=n4xMazUA8jI (dostęp 16.02.2013)

2 Wszystkie podkreślenia w cytatach są moje.