Magdalena Górecka: Nieodparta pokusa spekulacji, czyli o fenomenie historiografii kontrfaktycznej

 

Abstrakt:

 

Artykuł skupia się na popularnym nurcie współczesnej historiografii, jaką jest historiografia kontrfaktyczna. Przedstawiona zostaje geneza i rozwój eseistyki kontrfaktycznej, a także jej teoretyczne zaplecze w postaci koncepcji „historii niebyłej” Alexandra Demandta oraz „chaostorii” Nialla Fergusona. Dla zilustrowania specyfiki gatunku przywołano publikację Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck”.

 

 

Abstract:

The article focuses on popular trend in contemporary historiography, called counterfactual historiography. The text presents the origins and development of counterfactual works, and also its theoretical grounds using the concept of “history that never happened” by Alexander Demandt and “chaostory” by Niall Ferguson. To illustrate the specificity of the genre we recall the publication “Pakt Ribbentrop-Beck” by Piotr Zychowicz.

 

 

 

Duch rewizji

Ostatnie dekady rozwoju historiografii (oraz jej teorii) upłynęły po znakiem radykalnych przewartościowań. Mam tu na myśli koncepcje rysujące się w opozycji do tradycyjnej historiografii, która (jako dyscyplina naukowa) sięga wieku XIX i związana jest z myśleniem pozytywistycznym. Miarą naukowości pisarstwa historycznego były wówczas kryteria takie jak: krytyka informacji źródłowych, obiektywność, dążenie do prawdy oraz zainteresowanie teorią. Za cel historiografii uznawano odzwierciedlenie przeszłości, przy czym panowało przeświadczenie, że istnieje tylko jedna historia, jedna prawda, którą historycy mają obowiązek przedstawić w swojej narracji (Topolski, 2002, 32). Poststrukturalistyczny przełom w zachodniej myśli teoretycznej ujawnił kryzys reprezentacji i zaowocował odgrodzeniem dyskursu historycznego od przeszłej rzeczywistości. Dotychczasowa historiografia jako dyscyplina „produkująca obowiązującą wiedzę o przeszłości” stała się obiektem krytyki kolejnych nurtów ponowoczesnej humanistyki, takich jak konstruktywizm, dekonstrukcja, tekstualizm, narratywizm, nowy historyzm. Podważona została klasyczna koncepcja prawdy, obiektywność wiedzy historycznej i transparentna idea źródła (Domańska, 2006, 14). Impuls do dyskusji nad ideologicznym zdeterminowaniem zapisów historycznych dał Michel Foucault, uznając historię za legitymizatora władzy i stabilizatora porządku społecznego (Foucault, 1998). Hayden White i Franklin Ankersmit zrównali historiografię z fikcją, udowadniając, że poprzez proces narratywizacji dokonuje się przekształcanie wydarzeń w fakty – konstrukty wyposażone w znaczenie, mające atrybuty literackie (White, 2010; Ankersmit, 2002). Keith Jenkins przekonywał, że wiedza o przeszłości jest przedmiotem konstrukcji, stanowi zatem „jeszcze jedno spośród wielu imaginariów”(Jenkins, 2002, 254). Deprecjonowanie tradycyjnej historiografii i kontestowanie autorytetu archiwum sprawiło, że oficjalna wersja historii została podważona, poddana w wątpliwość, podczas gdy zaczęły się emancypować wszelkie inne narracje. Procesy pluralizacji, demokratyzacji i dekolonizacji historii – wszelkie dyskursy krytyczne – oddały głos grupom dotąd marginalizowanym lub wykluczonym, dekonstruując oficjalną wizję dziejów.

Kolejne zwroty w historiografii – poststrukturalistyczny, etyczny, pamięciowy (memory boom) – dodawały swoje akcenty do ogólnego procesu rewizji i demistyfikacji historii, forsując jednocześnie pewien rodzaj poznawczego relatywizmu. Literatura kontrfaktyczna nie ma bezpośredniego związku z tymi założeniami, gdyż jej prawdziwym powołaniem jest historiozofia, a nie refleksja nad zapisem historii. Zajmując się alternatywnymi wariantami rozwoju dziejów, zdaje sobie sprawę z ich czysto hipotetycznego charakteru i nie rości sobie praw do podważania historii rzeczywistej. Badanie historii poprzez nakreślenie jej negatywu i symulowanie nieurzeczywistnionych możliwości nie prowadzi do zaprzeczenia faktom, może jednak zmienić ich interpretację i ocenę – i w tym tkwi potencjał rewizjonistyczny historiografii kontrfaktycznej.

Rozwój eseistyki kontrfaktycznej1

Myślenie probabilistyczne towarzyszyło refleksji historycznej od dawna. Dowodzi tego już piśmiennictwo starożytne: Herodot rozważał konsekwencje przegranej Greków pod Maratonem, Liwiusz spekulował na temat szans Imperium Rzymskiego w hipotetycznej konfrontacji z armią Aleksandra Wielkiego (Rosenfeld, 2005). Pierwszy esej kontrfaktyczny w pełnym znaczeniu tego słowa wyszedł spod pióra Charlesa Renouviera w 1876 roku. Esej pod tytułem Uchronie (l’utopie dans l’historie): Esquisse historique apocryphe du developpement de la civilisation europeene tel qu’il n’a pas ete, tel qu’il aurait pu etre [„Uchronia (utopia w historii): Historyczno-apokryficzny esej o rozwoju europejskiej cywilizacji, którego nie było, ale który mógłby być”] (Renouvier, 1876) prezentuje wersję historii, w której na skutek pewnych zdarzeń w czasach Marka Aureliusza, chrześcijaństwo nie rozwija się na zachodzie Europy. Zakorzenia się tylko na Wschodzie, gdy tymczasem Zachód przez tysiąc lat pozostaje w orbicie wpływów kultury klasycznej. Jak twierdzi Niall Ferguson, praca ta jest bez wątpienia wyrazem liberalnych i antykościelnych poglądów samego Renouviera (Ferguson, 9). Z kolei w roku 1907 George Trevelyan pisze esej pod tytułem If Napoleon had won the Battle of Waterloo (Trevelyan, 1930), przedstawiający konsekwencje potencjalnego triumfu cesarza Francuzów w słynnej bitwie, która w rzeczywistości stała się symbolem klęski.

W 1932 roku powstaje pierwszy zbiór esejów kontrfaktycznych pod redakcją Johna Squire’a If It Happend Otherwise: Lapses Into Imaginary History (Squire, 1932). Tom zawiera m.in. następujące symulacje: If the Moors in Spain had won (“Gdyby Maurowie zwyciężyli w Hiszpanii”) autorstwa Philipa Guedalli; If Don John of Austria had married Mary Queen of Scots (“Gdyby Juan de Austria poślubił Marię Królową Szkotów”) Gilberta Keitha Chestertona; If Byron had become King of Greece (“Gdyby Byron został królem Grecji”) Harolda Nicolsona; If Booth had missed Lincoln („Gdyby Booth nie trafił Lincolna”) Miltona Waldmana. Jak twierdzi Ferguson, eseje zebrane w tym tomie pozostawiają wiele do życzenia jeśli chodzi o poziom naukowy. Już sam tytuł sugeruje samo-deprecjonujący charakter publikacji (lapses – ‘błędy’, ‘uchybienia’), a większość tekstów pozbawiona jest historycznej wartości. Co więcej, nawet lepsze próby są oczywistym produktem aktualnych politycznych czy religijnych przekonań autorów. W związku z tym przyjmują postać redukcyjnych wyjaśnień i myślenia życzeniowego, a nade wszystko wydają się być obliczone na efekt humorystyczny (Ferguson, 10-14). Podobny charakter mają antologie Daniela Snowmana If I Had Been… Ten Historical Fantasies (Snowman, 1979) oraz Johna Merrimana For Want of a Horse: Chance and Humour in History (Meriman, 1984). Jak przekonuje Ferguson, są dwa rodzaje operacji kontrfaktycznych uprawianych przez historyków. Jedne są produktem wyobraźni i przeważnie brakuje im empirycznej bazy. Drugie są zaprojektowane po to, by sprawdzać hipotezy (quasi-) empirycznymi sposobami, używając kalkulacji zamiast wyobraźni (Ferguson, 2011, 18). Do ostatnich można zaliczyć badania New Economic History, której przedstawiciele przeprowadzają symulacje odnośnie np. wpływu kolei na rozwój ekonomiczny Stanów Zjednoczonych, ekonomicznych konsekwencji zniesienia niewolnictwa czy kryzysu gospodarczego w Wielkiej Brytanii po 1870 roku.2 Głównym grzechem tej metody jest jednak tendencja do formułowania anachronicznych założeń (Ferguson, 18).

Najbardziej dziś znane prace kontrfaktyczne powstają pod koniec lat dziewięćdziesiątych: Virtual History pod redakcją Nialla Fergusona (Ferguson, 1997) oraz seria What If pod redakcją Roberta Cowleya (Cowley, 1999-2001). W zbiorze Fergusona autorzy rozważają m.in. scenariusz dziejów bez rewolucji amerykańskiej (British Amercia: What if there had been no American Revolution?), udanej inwazji Hitlera na Anglię (Hitler’s England: What if Germany had invaded Britain in May 1940?), zwycięstwa Niemców w wojnie z Sowietami (Nazi Europe: What if Nazi Germany had defeated the Soviet Union?), czy historii bez Gorbaczewa, w której komunizm nie upada (Without Gorbachev: What if Communism had not collapsed?). Kolekcja What If zawiera w sumie kilkadziesiąt symulacji wydarzeń od czasów starożytnych po historię najnowszą. Autorzy spekulują na temat alternatywnych rozstrzygnięć słynnych bitew (m.in. bitwa pod Poitiers, bitwa w Lesie Teutoburskim, bitwa o Midway), alternatywnych biografii (Napoleon w Ameryce Północnej; Jezus, który uniknął ukrzyżowania), odmiennych decyzji politycznych, kierunków ekspansji, podbojów (Chińczycy w Nowym Świecie, Wielka Armada przybijająca do brzegów Wielkiej Brytanii).

Historiografia kontrfaktyczna staje się coraz bardziej popularna także wśród polskich autorów. Można tu wymienić pracę Dylematy historii. Nos Kleopatry, czyli co by było, gdyby… autorstwa Pawła Wieczorkiewicza, Marka Urbańskiego i Arkadiusza Ekierta (Wieczorkiewicz, 2004); publikację Andrzeja Sowy i Janusza Osicy Alternatywna historia. Co by było, gdyby… (2005); Stulecie chaosu Witolda Orłowskiego (Orłowski, 2006), Gdyby… całkiem inna historia Polski pod redakcją E. Olczak i J. Sabak (Olczak, 2008), Pakt Ribbentrop-Beck Piotra Zychowicza (Zychowicz, 2012) oraz Rzeczpospolitą Zwycięską Ziemowita Szczerka (Szczerek, 2013). Ciekawą propozycją jest również publikacja Historia niebyła kina PRL Tadeusza Lubelskiego, prezentująca alternatywną wizję polskiej kinematografii (Lubelski, 2013).3

Wokół teorii – „historia niebyła” Alexandra Demandta

Za pierwszego teoretyka historiografii kontrfaktycznej można uznać Alexandra Demandta, który w pracy Historia niebyła przedstawił pożytki z uprawiania historii alternatywnej i podstawowe zasady konstruowania symulacji. Badacz przekonuje, że „nasz obraz historii pozostanie niedokończony, jeśli nie ujmie się go w ramy nie urzeczywistnionych możliwości. Rozpatrywanie zdarzeń, do których w historii nie doszło, jest, mimo zrozumiałych wątpliwości, konieczne, możliwe, mimo znacznych trudności, i pouczające ze względu na poznanie historii realnej”(Demandt, 1999, 10). Spekulowanie jest według niego istotą pracy historyka, pomaga mu zrozumieć przeszłe wydarzenia, ich przyczyny i znaczenie. Proces dziejowy zostaje tu wielokrotnie porównany do rozgałęziających się dróg. Myślenie w kategoriach kontrfaktycznych pozwala dostrzec, w jakich momentach owe ścieżki się rozchodzą, w jakim kierunku i ku jakim rozstrzygnięciom prowadzą. Innymi słowy daje wgląd w mechanizmy historii oraz poszerza naszą wiedzę o przeszłości: „(…) odpowiedzi na pytanie <co by było, gdyby…> potrzebujemy dla zrozumienia sytuacji wyboru, dla oceny wagi poszczególnych czynników przyczynowych, dla uzasadnienia sądów wartościujących, a także po to, by oszacować prawdopodobieństwo różnych zdarzeń” (Demandt, 1999, 18). Demandtowi wtóruje Niall Ferguson, pisząc, że operacje kontrfaktyczne są konieczne w badaniu historii, ponieważ stanowią jedyny możliwy ekwiwalent eksperymentu naukowego (Ferguson, 2011).

Aby dostrzec dynamikę zdarzeń i zrozumieć motywy pewnych decyzji należy zmienić perspektywę, cofnąć historię do stanu niegotowości. Tradycyjny sposób oglądu przeszłości sprowadza ją bowiem do „wachlarza jednokierunkowych dróg”, biegnących ku wybranemu zdarzeniu (Demandt, 1999, 20). Ogranicza to refleksję historyka do uzasadniania z góry powziętych tez. Znajomość rezultatu każe mu zwracać uwagę tylko na te fakty, które do niego doprowadziły, pomijając inne, z pozoru nieistotne. Takie redukcje prowadzą z kolei do tworzenia narracji historycznych sugerujących teleologię i zamknięcie, bazujących na determinizmie i różnych ideologicznych nadużyciach, co stało się obiektem krytyki ze strony postmodernistycznych teoretyków.

Operacje kontrfaktyczne pomagają w orzekaniu o przyczynach danego zdarzenia czy zjawiska: „Wykazanie fałszywości historycznych sądów o przyczynach jest możliwe poprzez odrzucanie implikowanych przez nie kontrafaktycznych hipotez” (Demandt, 1999, 27). Konstruowanie fikcyjnych zależności przyczynowo-skutkowych pozwala na przeniknięcie tych, które zaszły w rzeczywistości. Również formułowanie sądów wartościujących w dużej mierze opiera się na wyobrażaniu sobie alternatywnych możliwości: „godne aprobaty zdarzenie tylko wtedy przynosi rzeczywistą korzyść, jeśli nie zastąpiło jeszcze bardziej pożądanej możliwości. Niekorzystny wypadek wtedy tylko oznacza stratę, jeśli nie był mniejszym złem, jeśli nie pozwolił uniknąć większego nieszczęścia” (Demandt, 1999, 30). Demandt przekonuje, że fakty historyczne nie są ustalone raz na zawsze, ponieważ z upływem czasu zmienia się ich ocena (Demandt, 1999, 145), a odpowiednia konstrukcja alternatywna może podważyć nawet najbardziej pewne i utarte w ciągu wielu lat sądy (Demandt, 1999, 31).

Tworzenie konstrukcji alternatywnej musi opierać się na oszacowaniu prawdopodobieństwa symulowanych wariantów. Jak pisze Demandt, „możliwość jest stopniowalna”, a odpowiednie momenty i zjawiska historyczne są w różnym stopniu podatne na działanie przypadku: „Wachlarz prawdopodobnych możliwości, będących w mocy przypadku, zależy w historii od stadium, w jakim znajduje się dany proces, i od rodzaju zdarzeń. Pewne stany w rozwoju historycznym charakteryzują się trwałością, inne podatne są na wpływy, pewne obiekty historii są plastyczne, inne – kruche” (Demandt, 1999, 37). Najbardziej „wrażliwe” są stadia początkowe i przejściowe procesów dziejowych: „Zmiana władzy, interregnum, kataklizmy – to czas zerowy, kiedy od nowa nastawiane są zwrotnice” (Demandt, 1999, 154).

Najwyższy stopień zdeterminowania zachodzi w dziedzinie postępu naukowo-technicznego. Znane z historii przykłady równoczesnych wynalazków dowodzą, że rozwój cywilizacyjny jest niezależny od pojedynczych, konkretnych osób, a dla każdego naukowca, odkrywcy czy wynalazcy znalazłby się zastępca. Trudno natomiast wyobrazić sobie zastępców wielkich i wybitnych artystów, choć ogólny rozwój stylu wydaje się dosyć niezależny od przypadkowych losów pojedynczych twórców – zmiana poczucia stylu jest zjawiskiem zbiorowym. Podobnie zjawiska polityczne, wyrastające z szerokich kręgów społecznych, wydają się silnie zdeterminowane, ale jednocześnie wiele zjawisk i wydarzeń zależy do wybitnych jednostek, przywódców (założenie państwa, wypowiedzenie wojny, wielkie reformy). Dotyczy to także losów religii – wpływ na ich zaistnienie i rozwój mają konkretne osoby: założyciele, prorocy, charyzmatyczni przywódcy (Jezus, Mahomet, Budda) (Demandt, 1999, 40-45).

Tworzenie hipotez na temat nie zaistniałych ewentualności jest niezbędne w rekonstrukcji rzeczywistości historycznej, którą się bada:

Podczas poszukiwania i uzasadniania hipotetycznych możliwości ujawniają się bowiem przeoczone fakty. Wydobywamy na światło dzienne ukryte nurty, zjawiska towarzyszące, motywy i punkty wyjścia, studia zaczątkowe, przesłonięte, zepchnięte niejako z pola widzenia przez fakty, które wysunęły się na pierwszy plan (Demandt, 1999, 48).

Demandt wymienia pięć podstawowych strategii konstruowania wariantów alternatywnych – metod substytucji i uzasadniania. Pierwsza z nich polega na prostej negacji zdarzenia (coś się nie wydarzyło). Druga to korektury proporcji, przesunięcia istniejących stosunków sił – w miejsce siły zwycięskiej, dominującej, ekspansywnej (państwo, system ideologiczny czy religijny) podstawia się inną, zwykle drugą w kolejności, konkurencyjną siłę. Inną strategią jest tzw. personalna alternatywa, a więc zamiana jednej postaci historycznej inną. Można również dokonać przegrupowania czynników historycznych pod względem miejsca i czasu, a więc założyć, że dane zjawisko czy zdarzenie zaistniało w innej lokalizacji geograficznej niż oryginalna, albo że ów fakt nastąpił wcześniej lub później niż w rzeczywistości. Piąta strategia polega na konstruowaniu analogii z innymi wydarzeniami historycznymi (Demandt, 1999, 50-74).

Historie alternatywne, konkluduje Demandt, pogłębiają refleksję historyczną, poszerzają krąg spraw, nad którymi się zastanawiamy:

Fantazja historyczna pozwala wyrwać się z okowów rzeczywistości ku swobodzie myśli. To, co realne, okazuje się po prostu próbką tego, co da się zasadniczo zrealizować, jawi się jako przypadkowy los wyciągnięty z urny bezcennego skarbca przeznaczenia, jako przesłanie z wyższego świata, do którego możemy zajrzeć jedynie przez wąską szparę uchylonych drzwi tego, co dane. Spoczywające w tym świecie nie urzeczywistnione możliwości możemy wprawdzie tylko przeczuwać, ale gdy krytycyzm każe nam oduczyć się tych przeczuć, wtedy nasze rozumienie historii ubożeje o istotny wymiar. Pozbawiamy się w ten sposób możliwości – osiągniętej za cenę zmniejszenia ostrości oglądu, którą warto zapłacić – widzenia tego, co się wydarzyło, w szerszych ramach zdarzeń niedoszłych. Rzeczywistość tworzy wyspę, archipelag na oceanie Możliwego.” (Demandt, 1999, 177)

Wobec historiozofii – „chaostoria” Nialla Fergusona

Jak już powiedzieliśmy, głównym powołaniem historii alternatywnych jest refleksja historiozoficzna. Symulacja potencjalnych ścieżek historycznego rozwoju pomaga zrozumieć mechanizmy dziejów i wydobyć na światło dzienne przyczyny i okoliczności rzeczywistych zdarzeń i zjawisk historycznych. Ale także sam rozwój myślenia kontrfaktycznego i historii alternatywnych jest rezultatem przewartościowań w obrębie historiozofii. Ramy refleksji o dziejach przeszły wielowiekową ewolucję, od wiary w Boską interwencję i predestynację, poprzez naukowy determinizm w wydaniu idealistycznym bądź materialistycznym, ku dowartościowaniu roli przypadku w procesie historycznym i koncepcji chaostory (Ferguson, 2011). Przyjrzyjmy się temu procesowi podążając za tokiem wywodu Nialla Fergusona.

Myśl historyczna tkwiła w okowach determinizmu od wieków. Wyobrażenia o czasie u społeczeństw pierwotnych i starożytnych sprowadzały się do cyklicznego rytmu natury, a człowieczym losem rządziło fatum, Fortuna, interwencja bogów. W światopoglądzie judeochrześcijańskim zrodziła się inna wizja czasu – nieodwracalnego, ciągłego, biegnącego w jednym kierunku oraz obiektywnego, ale także posiadającego swój kres i cel (Radomski, 2009). Pojmowanie procesu dziejowego jako wypełnianie się Boskiego planu także było rodzajem historycznego determinizmu, choć teleologia i teofania nie eliminowały idei o wolności człowieka i możliwości podejmowania przez niego wyboru między różnymi decyzjami i kierunkami działań.

Między teologią chrześcijańską a nowożytnym determinizmem historycznym istnieje związek, choć nie bezpośredni. W samoświadomych racjonalistycznych filozofiach XVIII wieku idee postępu były zsekularyzowanymi adaptacjami doktryny chrześcijańskiej, a bazować miały na rzekomo empirycznych podstawach. W miejsce Boga wstawiono pisane dużą literą pojęcia Rozumu czy Natury (Ferguson, 2011, 26). Nowożytny determinizm kształtował się pod wpływem rozwoju nauk przyrodniczych. Odkrycie przez Newtona grawitacji i trzech praw dynamiki zamarkowało narodziny prawdziwie deterministycznej koncepcji wszechświata (Ferguson, 2011, 26). Nauka zdawała się eliminować przypadkowość ze świata fizycznego. Każdy obiekt czy działanie jawiło się jako zdeterminowane jakimś wyższym porządkiem. Hume pisał o „absolutnym przeznaczeniu/losie”, Leibnitz o „Boskiej kalkulacji”, Adam Smith o „Niewidzialnej Ręce”, która popycha ludzi do działania (Ferguson, 2011, 26-28). Najbardziej radykalny ówczesny determinista, Laplace, stworzył koncepcję „demona”, hipotetycznej istoty mającej kompletną wiedzę na temat położenia wszystkich cząsteczek elementarnych Wszechświata, tak w przeszłości, jak i w przyszłości (Laplace, 1840). Ograniczeniem dla koncepcji deterministycznych był czynnik ludzki i problem wolnej woli. Już Kartezjusz wspominał o niemożności stosowania kategorii materialistycznych do zachowań człowieka i świata niematerialnego (Ferguson, 2011, 27). Czynili to jednak myśliciele osiemnastowieczni, jak np. Anne Robert Turgot i Nicolas Condorcet – twórcy teorii postępu (Concordet, 1957). Monteskiusz wiązał różnice kulturowe i polityczne między społecznościami z uwarunkowaniami przyrodniczo-klimatycznymi (Monteskiusz, 2003). Adam Smith dokonał analizy ekonomicznej społeczeństw w perspektywie cyklicznego historycznego procesu (Smith, 2013). Immanuel Kant z kolei, pozostawiał nieco miejsca dla ludzkiej autonomii, ale tylko w równoległym świecie noumenów, gdyż w świecie materialnym wszystko (nawet manifestacje woli w ludzkich działaniach) jest zdeterminowane przez uniwersalne prawa Natury (Kant, 2005).

Kulminacja tych tendencji nastąpiła w wieku dziewiętnastym, realizując się w całkowitym, radykalnym determinizmie Hegla. Według niemieckiego filozofa rzeczywistość materialna jest wytworem Rozumu, a historia stanowi zaprojektowany i racjonalny proces. Istnienie przypadku w procesie dziejowym jest zatem wykluczone. Wszystko, łącznie z ludzką arbitralnością, podporządkowane jest „wyższej konieczności”, która nie jest materialna, ale nadnaturalna. Postęp historyczny dokonuje się poprzez rozwój Ducha dziejów: „Duch i bieg jego rozwoju są prawdziwą substancją historii”. Jednostki są tylko narzędziami historii, która rozgrywa się na wyższym planie i ponad moralnością. Bez względu na to, jak niesprawiedliwa może być historia w odczuciu jednostek, świat jest taki, jaki miał być (Hegel, 1958). Jak pisze Ferguson, Hegel dokonał zsekularyzowania predestynacji, przełożył kalwiński dogmat teologiczny na sferę historii – odtąd jednostki straciły kontrolę nad swoim losem także na ziemi (Ferguson, 2011, 31).

Tymczasem współcześni Heglowi myśliciele oraz spadkobiercy jego koncepcji, dokonywali syntezy idealizmu z materializmem. W Wielkiej Brytanii David Ricardo formułował prawa odnoszące się do przemian w ekonomii politycznej (przy czym w jego rozumieniu zmiany miały charakter cykliczny, a nie postępowy, zatem była to koncepcja raczej pesymistyczna) (Ricardo, 1957). We Francji August Comte twierdził, iż każda koncepcja czy dziedzina wiedzy przechodzi w powodzeniem trzy teoretyczne stadia: teologiczne, metafizyczne i naukowe, a Hipolit Taine głosił, iż wydarzenia historyczne determinuje triada: środowisko, rasa, moment dziejowy (Comte, 1865). Obaj bazowali na „empirycznych” metodach. Wśród dziewiętnastowiecznych filozofów zdarzały się odstępstwa od radykalnego determinizmu. Henry Thomas Buckle i John Stuart Mill uważali, że światem rządzą zarówno uniwersalne prawa jak i wola jednostek (Buckle, 1897). Mill snuł nawet hipotezy kontrfaktyczne na potwierdzenie swoich przekonań o udziale pojedynczych postaci w kształtowaniu dziejów.

Zupełnie inne przekonanie patronowało Marksowi, który zaczerpnął od Hegla dialektykę oraz kompletne lekceważenie wolnej woli jednostek. Łącząc inspiracje heglowskie z ekonomią polityczną Ricarda stworzył koncepcję, według której historia jest procesem dialektycznym, kształtującym się na bazie konfliktów materialnych – walki klas (Marx, 1867-1894). Z kolei rosyjski marksista Georgi Plekhanov zdawał się doceniać rolę charakteru, charyzmy postaci historycznych (rozważał scenariusze kontrfaktyczne), ale mimo to na pierwszym miejscu stawiał „wyższe konieczności” i procesy społeczne (Plekhanov, 1898).

Leopold von Ranke, twórca naukowej historiografii, był podejrzliwy wobec koncepcji deterministycznych, w tym sensie, że nie aprobował odgórnych, „wziętych z powietrza” założeń. Uważał, że fenomeny historyczne należy widzieć w ich właściwym kontekście. Postulował trzymanie się naukowych metod i badanie archiwów – tylko na tej podstawie można bowiem doszukiwać się uniwersalnych praw historii. Nie odrzucał zatem całkiem determinizmu, ale zmienił perspektywę: od szczegółu (fakty) do ogółu (formułowanie tez), a nie odwrotnie. Rankego interesowało tylko to, co rzeczywiście się zdarzyło, zatem odrzucał myślenie kontrfaktyczne (Ferguson, 2011, 42-43).

Próby przezwyciężenia determinizmu pojawiły się u historyków z przełomu wieków, takich jak Herbert Fisher, John Bury i George Trevelyan (Fisher, 1936; Bury, 1930; Trevelyan, 1930). Fisher twierdził, ze należy docenić rolę przypadku i zdarzeń nieprzewidywalnych w historii. Bury w słynnym eseju Cleopatra’s Nose sformułował teorię „szansy” [chance] jako istotnej kolizji dwóch lub więcej niezależnych łańcuchów przyczynowych. Trevelyan uważał, że aplikowanie koncepcji deterministycznych do nauk o człowieku jest nieporozumieniem.

Całkowite odrzucenie przyczynowości stało się „modą” (jak pisze Ferguson) filozofii międzywojennej. Wiarę w przyczynowość pojmowano jako przesąd (Ludwig Wittgenstein), relikt (Bertrand Russel), koncept obcy historii (Benedetto Croce). Oaekshott twierdził, że sztywna koncepcja przyczyny i skutku jest nieistotna w historycznym wyjaśnianiu. Colingwood zwracał uwagę na fakt, iż teleologia jest tylko konstruktem, wynikającym z perspektywicznego spojrzenia historyków, piszących ze swojego „tu i teraz”. Nadal jednak nie ma tu mowy o myśleniu kontrfaktycznym (Ferguson, 2011, 50).

Francuska szkoła Annales (Braudel, 1969; Bloch, 1940) wytworzyła za to nowy rodzaj determinizmu. Uprawianie historii inspirowanej socjologią umniejszało wprawdzie kwestię przyczynowości, wynosząc struktury ponad wydarzenia i „długie trwanie” (long duree) ponad krótkotrwałe zmiany, ale jednocześnie ograniczało rolę przypadku i wolnej woli jednostek. Twórcy rozumianej holistycznie historii totalnej (Braudel, Bloch) priorytetyzowali długotrwałe procesy społeczne i czynniki geograficzne (geograficzny determinizm). Zakładali, że „trivia” przeszłości (działania i losy pojedynczych ludzi) stoją poniżej „wolnego i potężnego marszu historii” i ponadludzkich sił historycznych. Determinizm inspirowany socjologią był obecny także w myśli angloamerykańskiej (Lawrence Stone, Paul Kennedy) oraz powojennych Niemczech, gdzie pełnił rolę samousprawiedliwienia. Generalnie zaś można powiedzieć, że doprowadzał do tworzenia wielkich teorii (np. zunifikowanej teorii władzy, teorii katastrofy), które cechowały się dużym stopniem redukcjonizmu (Ferguson, 2011, 61-62).

Można powiedzieć, że zupełnie nowa jakość w myśli historiozoficznej pojawiła się pod wpływem załamania się determinizmu w naukach przyrodniczych. Ta tendencja ma swój początek w odkryciach Alberta Einsteina. Teoria względności, z której wynika między innymi teza o subiektywnym odczuciu czasu, pociągnęła za sobą szereg koncepcji eliminujących determinizm z naukowego wyjaśniania. Ogłoszona w 1926 roku zasada nieoznaczoności (indeterminizmu) Heisenberga podważyła przekonanie o możliwości dokonywania skutecznych pomiarów pewnych wielkości, nawet przy użyciu najdokładniejszych narzędzi, gdyż nieokreśloność wynika z samej natury rzeczywistości. Mechanika kwantowa może zatem jedynie przewidywać ilość możliwych rozwiązań i sugerować najbardziej prawdopodobne z nich. To odkrycie wprowadziło do nauki kategorię nieprzewidywalności. Następnie pojawiły się kolejne teorie wieloświata/światów równoległych (Hugh Everett, Stephen Hawking, Michio Kaku), które wskazywały na niezdeterminowaną naturę przeszłości: „Nasz wszechświat nie jest po prostu jedną z możliwych historii, ale jedną z najbardziej prawdopodobnych … istnieje rodzina historii, które są bardziej prawdopodobne od innych” (Hawking, 1988, 137). Odejście od determinizmu można zaobserwować także w naukach biologicznych. Richard Dawkins w publikacji The Selfish Gene (Dawkins, 1989) zwrócił uwagę na przypadkowość procesów ewolucyjnych. Ewolucję w dużym stopniu konstytuują pomyłki, które są reprodukowane dalej, co dowodzi, że nie jest to proces zaprojektowany czy zdeterminowany, ale w dużym stopniu przypomina loterię. Co więcej, przetrwanie lub wyginięcie danego gatunku, zależy często od losowych wypadków, np. katastrof naturalnych, czego dowodzą dzieje prehistoryczne.

Przekonanie o nieprzewidywalności świata natury znalazło swoją realizację w teorii chaosu (Edward Lorenz, 1995), mającej zastosowanie w matematyce, fizyce, meteorologii czy ekonomii. Chaos jest tu rozumiany jako duża wrażliwość rozwiązań na dowolnie małe zaburzenie parametrów. Innymi słowy, nawet z pozoru niewielkie i mało istotne czynniki mogą, na zasadzie kumulacji, doprowadzić do poważnych skutków (zjawisko zwane potocznie „efektem motyla”). Teoria chaosu nie jest równoznaczna z wyeliminowaniem wszelkich reguł ze świata natury. Są one jednak na tyle złożone, że świat jawi się nam jako chaotyczny i nieprzewidywalny.

Znaczenie teorii chaosu dla filozofii i historiozofii jest niebagatelne. Ta koncepcja pozwoliła pogodzić przyczynowość z przypadkowością: „Chaos – stochastyczne zachowanie w systemach deterministycznych – oznacza nieprzewidywalne rozwiązania, nawet gdy kolejne wydarzenia są połączone przyczynowo” (Ferguson, 2011, 79). Pośrednio dopuściła do refleksji historiozoficznej operacje kontrfaktyczne, które są „symulacjami bazującymi na kalkulacjach względnego prawdopodobieństwa możliwych rozwiązań w chaotycznym świecie” (Ferguson, 2011, 85). Z teorii chaosu i radykalnych przewartościowań kategorii przyczynowości w ostatnich dekadach Niall Ferguson wyprowadza nowy paradygmat w podejściu do historii – chaostory („chaotic theory of the past”), „historię wirtualną”, która ma stanowić „antidotum” na determinizm. Ferguson przekonuje, że ofiary wielkich konfliktów XX wieku to tak naprawdę ofiary fałszywych deterministycznych założeń, nieprzystających do chaotycznej, nieprzewidywalnej historii. Ferguson zarysowuje analogię między operacjami kontrfaktycznymi a sposobem argumentacji prawniczej. Wyobrażenie „co by było, gdyby” jest ważnym elementem oceny danego czynu, zdarzenia, wprowadza niezbywalny element wartościujący (Ferguson, 2011, 82). Operacje kontrfaktyczne mogą więc być użytecznym narzędziem interpretacji przeszłości.

Analiza przypadku: Pakt Ribbentrop-Beck Piotra Zychowicza

Reprezentatywnym przykładem historiografii kontrfaktycznej na gruncie polskim jest publikacja Piotra Zychowicza Pakt Ribbentrop-Beck. Autor przekonuje w niej, że Józef Beck popełnił karygodny błąd wiążąc się sojuszem z Anglią i Francją i odrzucając propozycję niemiecką. Pakt Ribbentrop-Mołotow został bowiem podpisany dopiero gdy złożoną przez Hitlera ofertę odrzucił Beck: „dla Polaków może to brzmieć szokująco, ale to właśnie ostatni szef dyplomacji II Rzeczypospolitej wepchnął Hitlera w objęcia Stalina, co skończyło się dla nas tak fatalnie” (Zychowicz, 2012, 25).

Zychowicz najpierw ukazuje w formie sfabularyzowanej opowieść o tym, jak Polacy wespół z Niemcami zdobywają Kreml, a następnie, w kolejnych rozdziałach buduje całą argumentację historyczną na poparcie koncepcji polsko-niemieckiego aliansu.

Choć przymierze z Rzeszą byłoby przykre i stanowiące ujmę dla prestiżu Polski, to jednak przyniosłoby kolosalne korzyści. Przede wszystkim zyskalibyśmy czas na odpowiednie przygotowanie i zbrojenia, gdyż Hitler planował w pierwszej kolejności uderzyć na państwa zachodnie. Dla Rzeczypospolitej wojna zaczęłaby się najprawdopodobniej dopiero w roku 1941. „Oznacza to – pisze Zychowicz – że obywatelom Rzeczypospolitej w okresie 1939-1941 nie spadłby włos z głowy. Przez prawie dwa lata, a więc jedną trzecią całej wojny, w naszym kraju toczyłoby się normalne, niczym nie zakłócone, pokojowe życie” (Zychowicz, 2012, 27). Polska wkroczyłaby do wojny dopiero w drugim jej etapie. Przystąpienie do paktu antykominternowskiego i wspólna ofensywa wschodnia oznaczałaby walkę z jednym przeciwnikiem, a nie z dwoma. Polska byłaby stroną atakującą, toczącą walki na nie swoim terenie, przez co uniknęłaby zniszczeń i strat ludności cywilnej. Zwycięstwo nad Sowietami byłoby równoznaczne z pozbyciem się jednego śmiertelnego wroga, a ponadto przyniosłoby korzyści terytorialne. Z obietnic składanych Polsce przez Hermanna Göringa wynikało, że otrzymalibyśmy sowiecką Ukrainę i być może część Białorusi. Zychowicz stwierdza:

O ile Niemcy, z ich rasizmem i obłędnymi planami kolonizacji Wschodu w poszukiwaniu Lebensraumu, nie miały moralnego prawa do zaatakowania Związku Sowieckiego – Hitler jedną dyktaturę chciał tylko zastąpić drugą – o tyle Polska takie prawo miała. Pod sowieckim jarzmem znajdowały się bowiem olbrzymie tereny Rzeczypospolitej. (…)

Wszystko to było naszą spuścizną i o wszystko to podczas drugiej wojny światowej mogliśmy się byli upomnieć i moglibyśmy o to walczyć. Ziemie te liczyły steki tysięcy kilometrów kwadratowych i zamieszkiwało je co najmniej kilkanaście milionów przedstawicieli narodów Rzeczypospolitej: Białorusinów, Ukraińców, Żydów, Rusinów, Tatarów, Karaimów i jeszcze tuzina innych. Samych Polaków mieszkało tam grubo ponad milion (…) (Zychowicz, 2012, 55).

Mogłaby wówczas ziścić się idea Piłsudskiego – stworzenie silnej federacji państw pod polskim przewodnictwem, złączonych wspólnymi interesami.

Wzmocnienie Polski mogłoby oczywiście w pewnym momencie wywołać obawy Hitlera i chęć zwasalizowania dotychczasowego partnera. Jednak na tym etapie wojny Rzeczpospolita mogłaby zacząć prowadzić rozmowy z Zachodem i w decydującym momencie odwrócić się od niewygodnego sojusznika. Zmęczona walką na dwa fronty Rzesza ustąpiłaby – tak jak w rzeczywistości – przez ofensywą Zachodu (zwłaszcza, że do wojny włączyłyby się już Stany Zjednoczone dysponujące bombą atomową), a Polska posiadająca druga armię na kontynencie wbiłaby Niemcom nóż w plecy. W ten sposób wyszłaby z wojny zwycięska i silna, stając się krajem, z którym pozostałe musiałyby się liczyć.

Oczywiście nasuwa się tu pytanie o rozwiązanie kwestii żydowskiej, która prędzej czy później musiałaby się w relacjach koalicjantów pojawić. Zychowicz nie ma wątpliwości, że ludność żydowska w Polsce, paradoksalnie, zyskałaby na sojuszu polsko-niemieckim. Powołuje się przy tym na sytuację Żydów w państwach sprzymierzonych z Hitlerem, takich jak Rumunia czy Węgry, które najdłużej jak było to możliwe chroniły swoich Żydów przed wywózkami. Polska, nie będąc po okupacją, nie stałaby się terenem obozów koncentracyjnych i masowych egzekucji, co najwyżej wprowadziłaby pod naciskiem Hitlera antyżydowskie ustawodawstwo. Straty ludności żydowskiej zostałyby radykalnie zminimalizowane.

Według Zychowicza popularna i rozpowszechniona pozytywna ocena polityki Becka jako postawy honorowej w sytuacji braku wyboru i niehańbiącej narodu przymierzem z największym zbrodniarzem XX wieku obarczona jest prezentyzmem. Należy bowiem pamiętać, że w roku 1939 Hitler nie dokonał jeszcze swoich zbrodni. Był przywódcą, którego podejmowały wszystkie europejskie salony, a także budował bardzo dobre relacje z Polską. Jego postawa zmieniła się dopiero po odrzuceniu propozycji sojuszu. Zatem w momencie podejmowania decyzji Beck nie mógł kierować się względami moralnymi, ale wyłącznie politycznymi. Popełnił więc zwyczajny polityczny błąd, który dziś obrasta w afirmatywną ocenę, gdyż widziany jest przez pryzmat późniejszych zbrodni popełnionych przez Hitlera na Polakach. Gdyby jednak do sojuszu doszło, eksterminacja narodu polskiego prawdopodobnie w ogóle nie miałaby miejsca.

Zychowicz uważa, że mówienie o dyshonorze, jaki stałby się udziałem Polaków w sytuacji sojuszu z Hitlerem jest niepoważne i należy do zestawu infantylnych przekonań o drugiej wojnie światowej jako walce dobra ze złem: „Dobro miały reprezentować demokracje zachodnie i ich sojusznicy, a zło Niemcy i ich sojusznicy” (Zychowicz, 2012, 113). Tymczasem druga wojna światowa była „konfliktem brudnych aliansów” jak choćby ten między koalicją zachodnią a Stalinem. Na argumenty wielu historyków i komentatorów, że Polska przez sojusz z Hitlerem straciłaby w oczach Zachodu autor odpowiada ironicznie:

Znani z politycznej cnotliwości i wręcz fizycznego obrzydzenia wobec wchodzenia w alianse z totalitarnymi dyktatorami, Brytyjczycy i Amerykanie już do końca straciliby swoje dobre zdanie o Polakach. Jak bowiem wiadomo, drugą wojnę światową toczyli wcale nie o swoje narodowe interesy, ale o wolność i demokrację. Toczyli ją w przymierzu z takimi samymi jak oni bojownikami szlachetnej sprawy. Na czele z sympatycznym Wujkiem Joem. Znanym obrońcą praw człowieka z Europy Wschodniej. (Zychowicz, 2012, 86)

Podstawową i niezaprzeczalną korzyścią płynącą z sojuszu z Niemcami byłoby ocalenie milionów ludzi (tzw. substancji biologicznej narodu) oraz zminimalizowanie strat materialnych. Józef Beck być może utraciłby honor wchodząc w koalicję z Hitlerem, ale zadbałby o interesy narodowe, co było jego główną powinnością. Przytoczmy szerzej argumentację Zychowicza dla lepszego zobrazowania tego problemu:

(…) zadaniem władz państwowych nie jest wcale obrona „narodowego honoru”, jak się zdawało Beckowi, władze państwowe nie maja też być nieskazitelnie czyste, prawe, cnotliwe i przyzwoite. Władze państwowe maja walczyć o interes narodowy. Robić wszystko, by zapewnić swojemu państwu i swoim obywatelom bezpieczeństwo.

Świetnie to rozumieją inne narody europejskie, zwłaszcza Niemcy i Francuzi, a już szczególnie Brytyjczycy. Słabo rozumieją to Polacy. Jeszcze raz przytoczę tu słowa Winstona Churchilla, które stały się mottem tej książki: „Polacy mają wszelkie przymioty oprócz zmysłu politycznego”. To przecież brytyjscy dyplomaci najbardziej dziwili się Beckowi, gdy przyjął złożoną przez nich ofertę sojuszu i zdecydował się na konfrontację z III Rzeszą. Otwarcie przyznawali, że oni nigdy nie zrobiliby czegoś tak lekkomyślnego.

Niech więc będzie i tak, że sojusz z III Rzeszą oznaczałby dla nas hańbę. Proszę wybaczyć, ale „zhańbienie” Polski przez pułkownika Józefa Becka i marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza wydaje mi się dość małą ceną za uratowanie ojczyzny przed niszczącym sowiecko-niemieckim najazdem, olbrzymimi stratami w ludności, wymordowaniem elit, spustoszeniem kraju, utratą połowy terytorium i niepodległości na pół wieku. Lepiej było się „zhańbić” niż narazić naród i państwo na to wszystko.

Tak naprawdę jednak wydaje się, że ta „hańba” nie byłaby wcale znowu tak olbrzymia (…) Przypomnijmy bowiem, że podczas drugiej wojny światowej Hitler wcale nie był osamotniony. Sprzymierzyły się z nim między innymi Włochy, Japonia, Węgry, Słowacja, Bułgaria, Finlandia, Chorwacja i Francja. Hiszpania, Irlandia i Szwecja zachowywały zaś przez kilka lat życzliwa wobec Rzeszy neutralność. W latach 1939-1941 aliantem Hitlera był zaś Związek Sowiecki.

U boku Niemców na froncie wschodnim bili się również: Łotysze, Estończycy, Ukraińcy, Rosjanie, Gruzini, Azerowie, Kozacy, Turkmeni, Hiszpanie, Belgowie, Holendrzy, Norwegowie, Duńczycy i przedstawiciele tuzina innych nacji. Do tego trzeba dodać tak bardzo pogardzanych przez Polaków Czechów, którzy ustąpili Hitlerowi, poddali się bez jednego wystrzału i spokojnie – idąc na dość spore ustępstwa – przetrwali całą wojnę.

Część z tych państw nie tylko sprzymierzyła się z Hitlerem taktycznie, tak jak winna była sprzymierzyć się Polska, ale również ideologicznie. I co? I nic. Jakoś wcale nie są „zhańbione po wsze czasy”. Wcale nie są dziś pariasami społeczności międzynarodowej. Przeciwnie – funkcjonują w niej zupełnie normalnie. Należą do ONZ, UNESCO, NATO, UE, Rady Europy i dziesiątek innych szacownych organizacji.

Nie są poddawane międzynarodowemu ostracyzmowi. Nie płacą nikomu odszkodowań. Nikt im nie wypomina „brudnego aliansu” z Hitlerem. Mało tego, coraz mniej wypomina się to nawet Niemcom. Jeżeli zaś jakiś naród rzeczywiście stawiany jest obecnie pod pręgierzem za swoje rzekome winy z czasu drugiej wojny światowej, to są nim… Polacy. (Zychowicz, 2012, 111-112)

Symulacja Zychowicza przystaje do koncepcji tych historiozofów, którzy widzą siłę napędową historii w przypadkach (chance w rozumieniu Bury’ego), pojedynczych zdarzeniach i wyborach. Jedna decyzja jednego człowieka mogła odmienić los milionów – taka jest główna teza książki Pakt Ribbentrop-Beck. Należy jednak pamiętać, że trudne jest logiczne uzasadnianie całego ciągu zdarzeń historii alternatywnej, gdyż dla każdego zdarzenia prawdziwego jak i wymyślonego istnieje wielość wariantów, a potencjalne możliwości mnożą się bez końca (Demandt, 1999, 14). Zatem wyjściowa dla symulacji Zychowicza zmiana polityki Becka stwarza kolejne rozgałęzienia, cały wachlarz zdarzeń zależnych od różnych czynników. Autorowi nie pozostaje nic innego jak tylko posługując się własną intuicją historyka, wybierać najbardziej prawdopodobne rozwiązania.

Zychowicz operuje w swojej pracy bogatą faktografią, statystykami, materiałami źródłowymi oraz wspiera się tezami innych historyków, takich jak Paweł Wieczorkiewicz czy Jerzy Łojek. Tekst jest obudowany retorycznie, przez co jego tezy zyskują na sugestywności. Autor, opowiadając się za Realpolitik, odwołuje się do zdroworozsądkowego światopoglądu, który silnie przemawia do czytelnika. Miejscami badacz zahacza o problematykę bieżącą, posługuje się anegdotą i ironią, ujawnia ładunek emocjonalny, co sprawia, że esej historyczny przechodzi w publicystykę. Podstawowym impulsem fundującym alternatywną wizję historii zdaje się być uczucie żalu, resentyment, niezadowolenie z aktualnej kondycji Polski i jej pozycji w Europie. Eseistyka kontrfaktyczna w jakiejś mierze zawsze pełni więc funkcje kompensacyjne i katartyczne.

Jednocześnie publikacja Zychowicza udowadnia, że historiografia kontrfaktyczna nie jest jedynie intelektualną rozrywką, „salonową grą” (Carr), „ekstrawagancją wyobraźni” (Oakeshott), ale posiada niekwestionowalne walory poznawcze. Symulacja alternatywnego biegu dziejów oświetla historię rzeczywistą, wydobywając mało znane fakty i zmuszając do zweryfikowania dotychczasowej wiedzy. Rewizji ulega interpretacja i ocena dziejowych wypadków. Zychowicz tropi ukryte zależności między zdarzeniami, dociera do nieznanych bądź nieuświadomionych źródeł pewnych zjawisk, pozwala spojrzeć na nie bardziej wieloaspektowo. Dekonstruuje mity, narosłe w ciągu lat np. wokół kampanii wrześniowej, stanu polskiego wojska, zdolności przywódców czy zasług polityków. Ustawiając punkt widzenia w innym miejscu i przeprowadzając analizę politologiczną w warunkach symulacji, prowokuje czytelnika do myślenia o aktualnej rzeczywistości w kategoriach historycznych.

*

Historiografia kontrfaktyczna, choć często nie pozbawiona prezentyzmu, ideologicznego zdeterminowania, redukcjonizmu czy myślenia życzeniowego, stanowi jednak istotny wkład w refleksję historyczną. Cofnięcie dziejów do stanu niegotowości oraz spojrzenie na pewne decyzje i wydarzenia w kategoriach potencjalności (a nie dokonanych faktów, które prowadzą do znanych nam rozstrzygnięć), rozwija naszą wrażliwość spekulatywną i umiejętność wyciągania z historii wniosków na przyszłość. W tym sensie, paradoksalnie, historiografia kontrfaktyczna zdaje się najpełniej realizować główne powołanie historii jako nauczycielki życia. Źródeł fenomenu historiografii kontrfaktycznej należy upatrywać także w jej niezbywalnej kontrowersyjności – symulacja alternatywnego biegu dziejów wytrąca z utartych przekonań na temat przeszłości, odziera z mitów i stereotypów, do których przyzwyczaja pamięć zbiorowa i kulturowa, oraz nie jest „naszą” historią (tj. historią, której „produktem” jesteśmy my), ale jednocześnie otwiera nieznane, niezwykle intrygujące tereny refleksji, sprawiając, że pokusa spekulacji jest nie do odparcia.

Bibliografia:

1. F. Ankersmit, Pochwała subiektywności, [w:] Pamięć, etyka i historia, pod red. E. Domańskiej, Poznań 2002.
2. Bloch, Apologie pour l’Histoire, 1940.
3. F. Braudel, Ecrits sur l’Histoire, 1969.
4. H. T. Buckle, History of Civilisation in England, D. Appleton, 1897.
5. J. Bury, Selected Essays, ed. H. W. V. Temperley, Cambridge 1930.
6. A. Comte, Course de philosophie positive, 1830-1842.
7. A.N. Condorcet, Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje, przeł. E. Hartleb, PWN 1957.
8. R. Dawkins, The Selfish Gene, Oxford 1989.
9. A. Demandt, Historia niebyła, przeł. M. Skalska, Warszawa 1999.
10. E. Domańska, Historie niekonwencjonalne, Wyd. Poznańskie, Poznań 2006.
11. N. Ferguson, Virtual History: Towards a ‘chaotic’ theory of the past, [w:] tegoż, Virtual History, Penguin Books, London 2011.
12. H. Fisher, A History of Europe, London 1936.
13. For Want of a Horse: Chance and Humour in History, ed. J. M. Merriman, Lexington 1984.
14. M. Foucault, Wykład z 28 stycznia 1976, [w:] tegoż, Trzeba bronić społeczeństwa. Wykłady z College de France, 1976, przeł. M. Kowalska, Warszawa 1998.
15. S. Hawking, A Brief History of Time, London 1988.
16. G.W.F. Hegel, Wykłady z filozofii dziejów, przeł. A. Landman, PWN, Biblioteka Klasyków Filozofii, Warszawa 1958.
17. If I Had Been… Ten Historical Fantasies, ed. D. Snowman, London 1979.
18. K. Jenkins, Żyć w czasie, lecz poza historią, żyć w moralności, lecz poza etyką [w:] Pamięć, etyka i historia [w:] Pamięć, etyka i historia, pod red. E. Domańskiej, Poznań 2002.
19. I. Kant, Rozprawy z filozofii historii, przeł. M. Żelazny, T. Kupś, D. Pakalski, A. Grzeliński, Wyd. Antyk, 2005.
20. Pierre Simon de Laplace, Essai philosophique sur les probabilities, Paris Bachelier, Paris 1840.
21. E. N. Lorenz, The Essence of Chaos, Taylor & Francis, 1995.
22. T. Lubelski, Historia niebyła kina PRL, Warszawa 2013.
23. K. Marx, Capital, vol. I-III, 1867-1894.
24. J. S. Mill, System of a Logic, Bk. VI, ch. 11, “Additional Elucidations of the Science of History”, University Press of the Pacific, Honolulu, 2002.
25. K.L. Monteskiusz, O duchu praw, przeł. T. Boy-Żeleński, Wyd. Zielona Sowa, 2003.
26. More What If? Eminent Historians Imagine What Might Have Been, ed. Robert Cowley, New York, Putnam, 2001.
27. W. Orłowski, Stulecie chaosu: alternatywne dzieje XX wieku, Warszawa 2006;
28. J. Osica, A. Sowa, Alternatywna historia. Co by było, gdyby…, Warszawa 2005.
29. G. Plekhanov, On the Role of the Individual in History, 1898.
30. A. Radomski, (Nie)obecność pamięci historycznej w kulturze ponowoczesnej, [w:] Tradycja: wartości i przemiany, red. Jan Adamowski, Józef Styk, t. 1, wyd. UMCS, 2009.
31. Ch. Renouvier, Uchronie (l’utopie dans l’historie): Esquisse historique apocryphe du developpement de la civilisation europeene tel qu’il n’a pas ete, tel qu’il aurait pu etre, Paris 1876.
32. D. Ricardo, Zasady ekonomii politycznej i opodatkowania, Wyd. PWN, 1957.
33. G. Rosenfeld, The World Hitler Never Made. Alternate History and The Memory of Nazism, Cambridge University Press, New York, 2005.
34. A. Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, t. I-II, przeł. S. Wolff, O. Einfeld, Z. Sadowski, A. Prejbisz, B. Jasińska, Wyd. Naukowe PWN, 2013.
35. J. C. Squire, If It Happened Otherwise: Lapses Into Imaginary History, London 1932.
36. Z. Szczerek, Rzeczpospolita Zwycięska, Warszawa 2013.
37. H. Taine, Philosophie de l’art, Paris 1865.
40. J. Topolski, Historia jako nauka po postmodernizmie, przeł. E. Domańska, [w:] Pamięć, etyka i historia, pod red. E. Domańskiej, Poznań 2002.
41. G. M. Trevelyan, If Napoleon had won the Battle of Waterloo, [w:] Clio, a Muse and Other Essays, London 1930.
42. A.R. Turgot, Réflexions sur la Formation et la Distribution des Richesses, 1769.
43. What If? The World’s Most Foremost Military Historians Imagine What Might Have Been, ed. R. Cowley, New York, Putnam, 1999;
44. What Ifs? of American History, ed. Robert Cowley, New York, Putnam, 1999;
45. H. White, Poetyka pisarstwa historycznego, Universitas, Kraków 2010.
46. P. Wieczorkiewicz, M. Urbański, A. Ekiert, Dylematy historii. Nos Kleopatry, czyli co by było, gdyby…, Warszawa 2004;
47. P. Zychowicz, Pakt Ribbentrop-Beck czyli Jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki, Poznań 2012;

 

 

 

1

 Rozwój historiografii kontrfaktycznej następuje równolegle z rozwojem jej beletrystycznego odpowiednika – powieści z gatunku historii alternatywnej. Fakt wyłonienia się gatunku łączony jest zwykle z utworami: Lest Darkness Fall Lyona Sprague de Campa (1941) lub Torpeda czasu Antoniego Słonimskiego (1924), a pełny rozkwit następuje w drugiej połowie XX wieku, kiedy powstają powieści: Bring The Jubilee Warda Moore’a (1953), Człowiek z Wysokiego Zamku Phillipa K. Dicka (1962), The Iron Dream Normana Spinrada (1972), For Want of a Nail Roberta Sobela (197), Alteracja Kingsleya Amisa (1976) czy Vaterland Roberta Harrisa (1992). Na gruncie polskiej literatury obserwujemy pełny rozwój gatunku dopiero od lat dziewięćdziesiątych. Wśród najpopularniejszych utworów można wymienić następujące tytuły: M. Lepianka, I w następnym dniu (1996); E. Redliński, Krfotok, (1998); A. Bart, Pociąg do podróży, (1999); M. Wolski, Alterland, Warszawa 2005; D. Spychalski, Krzyżacki poker, Lublin 2005; M. Mortka, Ragnarok 1940 (2007); J. Dukaj, Lód, (2007); M. Parowski, Burza. Ucieczka z Warszawy ’40 (2010); M. Wolski, Wallenrod (2010); M. Wolski, Jedna przegrana bitwa (2010); J. Inglot, Quietus (2010). Więcej na ten temat – zob. M. Górecka, (Nie)możliwe scenariusze, czyli o historiach alternatywnych w polskiej literaturze, „Akcent” 2013, nr 2; M. Górecka, Historie alternatywne w konwencji steampunk i cyberpunk – wariacje na temat powstania styczniowego w powieściach Konrada T. Lewandowskiego i Adama Przechrzty, „Acta Humana” 2013, nr 4; M. Górecka, Polityczne afiliacje fantastyki – historie alternatywne jako dyskurs ideologiczny, „Literaturoznawstwo” 2012-2013, nr 6-7.

 

2

 Zob. m.in. R. W. Fogel, Railways and American Economic Growth: Essays in Interpretative Econometric History, Baltimore 1964; D. N. McCloskey, The Economic History of Britain since 1700, Cambridge 1981; R. W. Fogel, S. L. Engerman, Time on the Cross: The Economics of American Negro Slavery, Boston 1974.

3

 Zob. M. Górecka, Filmoznawstwo kontrfaktyczne, czyli o pechowej trzynastce polskiej kinematografii, „Akcent” 2014, nr 1.