Grzegorz Nowak – Konsekwencje globalnego dostępu do informacji za pośrednictwem Internetu a problem własności intelektualnej

Kultura i Historia nr 12/2007

Grzegorz Nowak
Konsekwencje globalnego dostępu do informacji
za pośrednictwem Internetu a problem własności intelektualnej

Konferencja “Internet – problemy prawne” odbyła się dnia 2 grudnia 1998 r. w Auli Collegium Jana Pawła II na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Organizatorami Konferencji byli: Samorząd Studentów Wydziału Prawa Kanonicznego i Świeckiego KUL oraz Fundacja Instytut Liberalno-Konserwatywny. Referaty wygłoszone na Konferencji zostały opublikowane w tomie pt. Internet – Problemy prawne, Wydawnictwo Polihymnia, Lublin 1999, ISBN 83-87405-67-1.

Publikacja za zgodą autora.

Powszechny dostęp do Internetu spowodował wiele zmian społecznych i kulturowych. Wśród nich są zmiany, dotyczące zagadnień związanych z własnością intelektualną dzieł i prawem autorskim. Od wielu lat dzieła twórców chronione są prawami autorskimi, których ochrona egzekwowana jest przez państwo (w Polsce ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 roku). Od dawna też plagiat i inne formy przywłaszczania sobie cudzej własności intelektualnej uważane są za naganne moralnie. Burzliwy rozwój sieci komputerowych i łatwość dostępu, za ich pośrednictwem, do różnych źródeł informacji zmienił i sytuację prawną dzieł chronionych prawem autorskim, i ocenę moralną osób, zawłaszczających cudze dzieła dla uzyskania korzyści. Od strony prawnej problem polega między innymi na tym, że naruszanie praw autorskich odbywa się w skali globalnej i przez wiele rozproszonych osób fizycznych, co utrudnia ochronę tych praw, a czasem ją nawet uniemożliwia; od strony moralnej łatwość sięgania po cudzą własność i zwiększone prawdopodobieństwo, że przywłaszczenie nie będzie wykryte, przyczynia się do narastania zjawiska przywłaszczeń.

Przywłaszczanie własności intelektualnej przy pomocy komputerów i sieci komputerowych może przybierać różne formy. Do najbardziej znanych należą nielegalne (nielicencjonowane) użytkowanie chronionych prawnie programów komputerowych i nielegalny dostęp do komputerów lub zawartych w ich pamięci danych, uzyskiwany przez osoby nieuprawnione, wbrew woli właścicieli lub dysponentów tych komputerów i danych. Do mniej znanych i jak gdyby ,,nieciekawych” należy przywłaszczanie autorstwa różnego rodzaju dzieł, w tym opracowań polegających na uporządkowaniu, często twórczym, informacji zgromadzonych przez autora dzieła i nadaniu temu uporządkowaniu nowej jakości. Charakter taki mają na przykład opracowania historyczne, różnego rodzaju podręczniki, instrukcje i przewodniki oraz twórcze syntezy o charakterze rozpraw naukowych.

Różnica między korzystaniem z cudzej własności intelektualnej a przywłaszczaniem jej sobie jest niekiedy płynna. Uczeń korzystający ze źródeł i piszący na ich podstawie wypracowanie może czerpać z tych źrodeł fakty i cytować za nimi opinie, ale powinien opracować te fakty samodzielnie, a cytatowane opinie opatrzyć danymi bibliograficznymi źródeł. Student piszący pracę zaliczeniową powinien szeroko wykorzystać odnoszące się do opracowywanego zagadnienia dzieła innych autorów, ale nie powinien czerpać z nich tego, co stanowi o własności intelektualnej, a więc nie powinien dokonywać plagiatu, ani całościowego, ani częściowego. Niestety zdarzają się jednak przypadki przepisywania cudzych dzieł, w całości albo w części, i podpisywania ich własnym nazwiskiem, co ma charakter kradzieży i jest jednocześnie złamaniem prawa autorskiego i czynem nagannym moralnie.Motywacją dla przywłaszczenia cudzego dzieła jest zwykle korzyść: uczeń, kompilujacy wypracowanie z fragmentów cudzych dzieł, chce uzyskać dobry stopień, zaś student, przepisujący cudze opracowanie i przedstawiający je jako swoje, chce uzyskać małym wysiłkiem zaliczenie. W obu przypadkach przywłaszczenie może zostać ujawnione, jeżeli osoba oceniająca może dotrzeć do dzieł, z których fragmenty lub całość zostały przywłaszczone. Jeżeli nie może do nich dotrzeć lub nie podejmuje w ogóle wysiłku sprawdzenia, przywłaszczenie nie zostanie ujawnione.

Zawłaszczanie cudzego dzieła może być dokonywane w sposób jak gdyby płynny, bez ostrej granicy wyznaczającej ocenę: przed chwilą to jeszcze było dopuszczalne, teraz już nie jest. Płynność ta powoduje rozmycie ocen; nieraz trudno jest zadecydować, czy czyjeś pstępowanie jest naganne, czy nie. Kiedy naukowiec nie znający zbyt dobrze języka angielskiego sięga po prace autorów amerykańskich czy angielskich, by przepisywać zdania i struktury składniowe, zamieniając niektóre słowa na ,,swoje” i układając zdania we własny tekst, na ogół nie spotyka się z potępieniem. Kiedy zdania przepisane w całości układane są w tekst będący po prostu kompilacją ,,cudzych” fragmentów, sprawa wygląda już inaczej; wiele osób uzna rzecz za co najmniej niewłaściwą. Można też sądzić, że do powszechnego, choćby zdawkowego potępienia dojdzie wtedy, kiedy całość tekstu (publikacji, opracowania) będzie dziełem jednej osoby, a przypisze go sobie inna. Sytuacja dla osób szanujących cudzą własność intelektualną jest wtedy jednoznacznie naganna. To stopniowanie oceny jest związane z tym, że w odbiorze społecznym różne formy plagiatu spotykają się często ze skłonnością do wyszukiwania usprawiedliwień (i wyjaśnień traktowanych jak usprawiedliwienia) tak długo, jak długo to jest tylko możliwe i potępiania czynu przywłaszczenia dopiero wtedy, kiedy jest on całkowicie jednoznaczny.

Uczniowie i studenci to tylko dwie grupy z co najmniej kilku, dla których przywłaszczanie cudzych dzieł jest czynem potencjalnie korzystnym. W minionym roku publicznie stało się w Polsce znane nazwisko pracownika naukowego jednej z polskich uczelni medycznych, który przepisywał rozprawy naukowe innych autorów i po podpisaniu własnym nazwiskiem publikował je, by zwiększyć swój tak zwany ,,dorobek naukowy”. Trudno ocenić, czy jego osoba i postępowanie stanowiły wyjatek, czy ujawniony wierzchołek góry lodowej, w każdym razie ujawnienie plagiatów było zasługą innego pracownika naukowego, mającego dostęp do źródeł, z których czerpane były prace przywłaszczane. W przypadku dzieł drukowanych stwierdzenie przywłaszczenia jest możliwe, a postępowanie po jego wykryciu jest ujęte w pewne normy, z których można skorzystać. Inaczej wygląda sytuacja w przypadku dzieł dostępnych w światowej sieci komputerowej.

Ogromna liczba komputerów — serwerów, włączonych w ogólnoświatową sieć komputerową, dostarcza użytkownikom tej sieci ogromną ilość informacji. Wśród tych informacji są i takie, które stanowią zbiór uporządkowany i wykazujący nową, unikalną i właściwą sobie jakość, a więc są dziełem autorskim. Część tych dzieł jest chroniona prawem autorskim, inna część jest deklarowana jako własność intelektualna nie chroniona, lecz do użytkowników kierowany jest apel o traktowanie jej jak chronionej i niedokonywanie zmian oraz wnoszenie dobrowolnych opłat (zwykle bardzo niskich) w przypadku podjęcia użytkowania. Są też w sieci informacje dostępne tylko po wniesieniu, zwykle z góry, opłat lub po wykupieniu swoistej prenumeraty. W takich przypadkach dosyć ściśle rozdzielany jest dostęp do informacji, za co użytkownik sieci zapłacił, od wykorzystania tego dostępu do celów komercyjnych czy w jakikolwiek sposób przynoszących dochód, co jest zakazane prawnie. Ponieważ płatny dostęp do informacji jest zawsze imienny, egzekwowanie takiego prawnego zakazu jest mniej czy bardziej trudne, ale możliwe.

Korzystanie z cudzych dzieł za pośrednictwem sieci komputerowych jest czynnością specyficzną i stosunkowo łatwą. Przy użyciu dobrego technicznie sprzętu komputerowego i sprawnej sieci skopiowanie cudzego dzieła zajmuje jedynie sekundy, jest więc w porównaniu z innymi sposobami kopiowania bardzo szybkie. Opatrzenie kopii swoim nazwiskiem jest równie szybkie i technicznie bardzo łatwe. Włączenie dzieła lub jego fragmentów do swojej pracy wymaga trochę większego wysiłku, jednak bez porównania mniejszego niż przy samodzielnym wykonaniu pracy samodzielnie. Wreszcie w przypadku kopiowania dzieł z odległego serwera (lub z bliskiego, ale rzadko wykorzystywanego) szansa ujawnienia przywłaszczenia jest nikła, a w każdym razie wielokrotnie mniejsza niż w przypadku czerpania ze źródeł drukowanych. W wielu przypadkach samo kopiowanie odbywa się anonimowo, tak że osoba korzystająca z sieci jest pewna, że nie pozostaje w niej żaden istotny ślad wykonanych czynności. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest świadomość łatwości dokonania przywłaszczenia połączona z poczuciem bezkarności. Takiej łatwości działania i takiej bezkarności, jaką zapewnia światowa sieć komputerowa, nie zapewnia żaden inny sposób korzystania z cudzej własności intelektualnej.

Brak możliwości egzekwowania ochrony prawnej dzieł dostepnych za pośrednictwem Internetu spowodował zróżnicowanie postaw użytkowników sieci komputerowych. Część z nich podważa sens ochrony własności intelektualnej twórców i ochrony dzieł prawem autorskim. W postaci skrajnej stanowisko to polega na całkowitej negacji własności intelektualnej i postulowaniu specyficznego komunizmu obejmującego dzieła w jakikolwiek sposób opublikowane czy udostępnione. Wyznający takie stanowisko nie chcą pamiętać o tym, że najsilniejszym bodźcem do tworzenia nowych dzieł i ulepszania starych jest możliwość uzyskania w ten sposób korzyści, materialnych lub niewymiernych, a to jest możliwe tylko w sytuacji prawnego uregulowania własności dzieła. Socjalistyczne systemy polityczne udowadniły wieloletnią praktyką, że brak ochrony praw autorskich powoduje powstawanie mniejszej liczby gorszych dzieł, niż ma to miejsce w systemach polityczno-gospodarczych chroniących prawnie własność intelektualną. Negacja własności intelektualnej ma też niekiedy na celu doprowadzenie do sytuacji, w której przywłaszczanie cudzego dzieła miałoby stracić swój naganny moralnie charakter, ponieważ wtedy kiedy ,,tekst na dyskietce (lub w sieci) jest niczyj”, jego przywłaszczenie dla własnej korzyści przestaje być czymś jednoznacznie niewłaściwym.

Przeciwne stanowisko, w myśl którego dzieła należy chronić nawet kosztem ograniczania do nich dostępu, prowadzi zwykle do postulowania ograniczeń w dostępie albo do samego Internetu, albo do informacji, osiągalnej za jego pośrednictwem. Tego rodzaju postulaty prowadzą w istocie do swoistej formy odpowiedzialności zbiorowej, powodującej to, że zdecydowana większość użytkowników sieci, korzystająca z niej w sposób powszechnie uważany za uczciwy, ucierpiałaby w takim samym stopniu, jak nieuczciwa mniejszość. Większość użytkowników Internetu nie nadużywa jego możliwości, nie przywłaszcza sobie cudzych dzieł i nie narusza niczyjej własności. Jakakolwiek forma ograniczeń czy cenzury, mająca powstrzymać nieuczciwych użytkowników sieci, dotknęłaby wszystkich, uczciwych i nieuczciwych, jednakowo. I znów warto przypomnieć, że cenzura jako taka nie tylko ogranicza wolności obywatelskie, ale ma też fatalne skutki społeczne, co wykazała praktyka państw realnego socjalizmu. Być może nadużycia wolności Internetu są, w świetle tych doświadczeń, mniejszym złem, niż byłyby nim jego ograniczenia.

W sytuacji wciąż rozwijających się sieci komputerowych, oferujących niespotykaną przedtem łatwość dostępu do najróżnorodniejszej informacji, obserwujemy pojawianie się nowych problemów technicznych i społecznych. O ile problemy techniczne są na ogół dosyć sprawnie rozwiązywane, to społeczne, często niełatwe do rozwiązania, bywają przemilczane i pomijane. Do takich społecznych problemów należy z pewnością wskazane wyżej zjawisko, na razie być może jeszcze marginesowe, uzyskiwania nienależnych korzyści wskutek bezkarnego przywłaszczania sobie, za pośrednictwem sieci, cudzych dzieł, i przedstawiania ich jako własne. Być może skala tego zjawiska jest jeszcze niewielka, być może dotyczy tylko małych ,,dziełek”, może ono jednak narastać. Łatwość dokonania ,,sieciowej” formy kradzieży własności intelektualnej i bardzo mała szansa jej wykrycia, a więc i potępienia czynu, powodują poczucie bezkarności. To poczucie bezkarności razem z korzyściami, możliwymi do uzyskania, może spowodować kolejną ,,wyrwę” w społecznym poczuciu moralności, w intersubiektywnym akceptowaniu rozróżnień między tym, co się godzi, a tym, czego się nie godzi. Warto w tym miejscu przypomnieć, że poprzednia ,,wyrwa” powstała przed kilkunastu laty, kiedy rosnąca lawinowo liczba prywatnych posiadaczy komputerów spowodowało rozpowszechnienie zjawiska kradzieży programów komputerowych, będących przecież również specyficznymi dziełami, chronionymi prawem autorskim. Kradzieże te, nazywane eufemistycznie piractwem komputerowym, zostały w wielu środowiskach moralnie zaakceptowane, do czego przyczyniły się właśnie łatwość dokonania kradzieży programu (potrzebny był jedynie dostęp do niego oraz krótki czas, potrzebny na wykonanie kopii) i bezkarność samego czynu. Do tej pory wielu właścicieli komputerów uznaje przywłaszczenie na przykład komputera o wartości kilku tysięcy złotych za kradzież, ale nie potępia jednoznacznie kradzieży programów komputerowych, niezależnie od tego, czy są one od tego komputera tańsze, czy droższe. A trzeba tu wskazać i na to, że kradzione programy komputerowe zwykle służą jedynie złodziejowi, nie wprowadzając nikogo w błąd co do jego osoby; inaczej jest w przypadku innych przywłaszczonych dzieł, kiedy sytuacja jest moralnie podwójnie naganna, ponieważ do kradzieży dołącza się oszustwo i jego konsekwencje, na przykład nienależna ocena, opinia czy korzyść materialna.

Obecnie trudno wskazać jakieś spójne, logiczne i realne rozstrzygnięcie problemu ochrony własności intelektualnej dzieł dostępnych za pośrednictwem Internetu. Samo dostrzeżenie zjawiska, ocena jego skali i możliwych skutków, wreszcie podjęcie dyskusji nad sposobami jego ograniczenia być może spowodują jakieś pozytywne skutki. Na razie, wobec nieskuteczności regulacji prawnych, najważniejszymi czynnikami wydają się tu być ocena i samoocena moralna, dotyczące wszelkiego stosunku do cudzej własności intelektualnej, w tym również do dzieł bardzo łatwo dostępnych poprzez Internet.

——————————————————————————————–
Materiał udostępniany na zasadach licencji
Creative Commons 2.5 Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne

——————————————————————————————–