Jakub Skitek – „Człowiek i paradygmat”

„Kultura i Historia” nr 11/2007

Jakub Skitek
„Człowiek i paradygmat”

Paradygmat. Słowo to będzie tutaj kluczowe. Lecz co się za nim kryje? Przecież słowo to ma kilkadziesiąt definicji. Paradygmat, w moim ujęciu to przenikający wszystkie sfery życie sposób dania rzeczywistości. W pojęciu paradygmatu nie chodzi bynajmniej o dorobek kultury materialnej, ale o to przemożne działanie identyfikacyjne (aktywne widzenie świata), postrzeganie siebie oraz całą psychiczną architekturę człowieka. Chodzi o jego lęki, pragnienia, granice i możliwości. Ten sposób dania determinuje nie tylko percepcję rzeczy, ale również osób, relacji oraz samego siebie. Innymi słowy paradygmat to sposób bycia istoty wraz z jej postawami, jej światem oraz ich wzajemnymi relacjami [1]. Należy w tym miejscu zrozumieć, że nawet, jak pisze St. Grof:

(…) fakty, obserwacje, a nawet kryteria oceny są specyficzne dla paradygmatu [2].

Paradygmat można postrzegać na dwa sposoby. Z jednej strony może nam się jawić jako uśredniony, holograficzny sposób dania rzeczywistości pewnej grupie kulturowej, na pewnym terytorium i w pewnym czasie. Z drugiej zaś strony paradygmat ma wymiar indywidualny, bo przecież przejawia się w konkretnym życiu. Człowiek jest tym, co daje podstawę istnienia paradygmatu, dlatego też wymiary paradygmatu są ściśle połączone z jego cechami.

Wymiary paradygmatu

Paradygmat posiada trzy wymiary:

  1. materialny – to treści będące przedmiotem dyskursu paradygmatycznego, aksjologicznie neutralne byty mentalne.
  2. aksjologiczny – to specyficzny sposób dania bytów w dyskursie paradygmatycznym. Ten sposób dania bytów mentalnych wyposaża je w wartości i jest binarny. Każda aksjologiczność napotkanych i generowanych w introspekcji obrazów jest w swym sednie emotywna – czyli zasadza się na emocjach.
  3. strukturalny – to swoista „matematyka” treści dyskursu paradygmatycznego, to sposób tworzenia relacji między nimi, „zasady gry”. Jest ona potencjalnie dostępna wszystkim ludziom na świecie w równy sposób jednak przez deprecjonowanie pewnych procesów myślowych mogą one zostać stłumione, pominięte lub przynajmniej uznane za nieprawomocne (przykładem niech będzie tendencja do ustalania związków przyczynowo-skutkowych zmian w świecie zewnętrznym na podstawie własnych działań w myśleniu magicznym (np. Kiedy przechodzę koło latarni, powoduję, że gaśnie).

Istnienie paradygmatu jest związane oczywiście z człowiekiem. To on daje podłoże do jego zaistnienia i funkcjonowania. Badając człowieka pod kątem paradygmatu i cech ludzkich, na których mógłby się on zasadzać doszedłem do wniosku, że cechy należy podzielić na te pierwszego rzędu – podstawowe oraz te drugiego rzędu – wtórne, które wywodzą się z współdziałania cech pierwszego rzędu. Jednak należy podkreślić, że cechy te tworzą całość, człowiek w działaniu (przede wszystkim wewnętrznym działaniu – pewnemu dryfowaniu przez kolejne konteksty) nie działa na poziomie każdego z tych elementów z osobna, każdy z tych podsystemów to nie część sama dla siebie, to o czym mówimy to ich aktywna struktura. Tak jak ciało człowieka jest różne w swych właściwościach od cząstek je tworzących, tak samo cechy opisane niżej nie są statycznymi bytami (a taką iluzję zdaje się sugerować nieruchome pismo), lecz można je pojmować tylko łącznie w procesie ciągłego pływu wewnętrznego życia.

Cechy człowieka będące podłożem paradygmatu

Cechy pierwszego rzędu – ich pierwotność polega na tym, że nieredukowalne do siebie nawzajem, ani do innych cech.

  1. Symulacyjność – zdolność do generowania obrazów świata zewnętrznego względem podmiotu wewnątrz siebie jak i do uświadomienia sobie swojego życia psychicznego. Zdolność ta jest przeze mnie rozumiana jako pojmowania świata na zasadzie relacji i związków skutkowo-przyczynowych. Również związku miedzy symbolem, a desygnatem. Działa on na zasadzie postrzeżenia dualnych (lub nawet polidualnych) kontekstów, gdzie oddzielne (dualne) elementy tworzą proste lub złożone sieci relacji. Inaczej mówiąc umysł działa na elementach, które sam wyodrębnia od całości i tworzy między nimi relacje. Relacja odbywa się na miarę tego co zwiemy logiką, lub na przekór niej (przykładem może być dowcip irracjonalny, a jednak zrozumiały), jednak samo kryterium wyodrębnienia jest poza logiczne. Można powiedzieć, że symulator jest napędzany emocjonalnym-emotywnym pierwiastkiem, który jest silnie dualny. Moja intuicja nakazuje mi widzieć pierwowzór dualności symulacyjnej w dualności emotywnej – z niej wynika potrzeba postrzegania w oddzieleniu – na dystans.
  2. Emotywność – jeden z najstarszych reliktów ewolucji. Jego sfery w mózgu są dużo starsze niż kora mózgowa (odpowiadająca za myślenie). Emotywność jest uprzednia w stosunku do symulatora i ma nad nim „władzę” [3].
  3. Pamięć – zdolność do zachowywania pojęć, zdarzeń, wyobrażeń i całych kontekstów (sposobów dania zdarzenia i ich konotacji z innymi stanami rzeczy i wyobrażeniami).

Cechy drugiego rzędu – są redukowalne do cech pierwszego rzędu.

  1. Aksjologiczność – jest uświadomieniem sobie wpływu pewnego stanu rzeczy na podmiot, a przede wszystkim charakteru tego wpływu (postrzeganego jako pozytywny lub negatywny). Aksjologia jest pewnym sposobem konotowania skutków wpływu pewnego stanu rzeczy i nadanie wartości temu stanowi rzeczy, proporcjonalnej odczuwanej emocji na temat tych skutków.
  2. Intencjonalność – istota ludzka dąży do czegoś, jej energia jest spożytkowana na osiągnięcie tego, w czym lokowana jest wartość pozytywna i unikanie tego w czym lokowana jest wartość negatywna.
  3. Plastyczność – zagadnienie plastyczności jest bardzo ciekawe. Plastyczność jest podstawą przystosowania. Z jednej strony przystosowanie polega na redukcji przewidywanych bodźców negatywnych. Przystosowanie redukuje również entropię semantyczną, której następstwem jest lęk spowodowany brakiem kontekstu. Sposobem przystosowania w tej postaci jest np. internalizacja, identyfikacja i inne sposoby radzenia sobie z lękiem odkryte przez szkołę psychoanalityczną. Jednak plastyczność może się wiązać tez z pozytywnymi emocjami. Z twórczą energią, która ciągle przez wieki uświadamia ludziom, że determinizm na poziomie psychicznym jest nieprawdą. Plastyczność zasadza się, tak samo jak aksjologiczność na zdolnościach symulacyjnych, emotywnej sferze człowieka, oraz na pamięci.

Od stada do plemienia – od oznak do znaków

Paradygmat nie jest stały, bo nigdy nie jest skończony. Ludzie jako jego nośnik prezentują się nie jako skończone mentalne całości, w których całą treść pamięci, wszystkie przekonania (nie te będące etykietami, lecz będące realnym powodem zachowań), wszystkie emocje i wartości można dostrzec w jednym momencie. Człowiek jest raczej procesem i dążnością – Wolą, a wyżej wymienione cechy człowieka są filogenetycznie ukształtowanymi sposobami realizowania się jej. Wola jest jednak zawsze przed nimi. Jak wykazałem już wcześniej, paradygmat nie jest nigdy stały. Ludzkość żyje w ramach procesu stwarzania ciągle, powoli i nieustannie na nowo swego świata w sposobie jego dania. Niezbędna jest tutaj perspektywa filogenetyczna. Gdy zaczniemy szukać początku paradygmatu w ogóle, jako punkt znika on nam, dane jest natomiast kontinuum życia, dające dzielić się na pokolenia.

Jako, że sfera emocjonalna łączy wiele istot zamieszkujących nasza planetę, a tylko człowiek wśród nich istnieje w ramach kultury, to początek paradygmatu oznaczałby początek istnienia istot wyposażonych w symulator. Jednak badając zwierzęta pod kątem kognitywistycznym szybko zauważamy, że niektóre z nich posiadają zdolności symulacji (chociażby psy, lub małpy).

Granicą, po przekroczeniu której nasi przodkowie stali się bliżsi nam niż zwierzętom, jest moment, w którym symulator rozszerza swój zakres z dostrzegania relacji przyczynowo skutkowej między stanem rzeczy, a jego następstwem, lub przyczyną. Taki „rozszerzony” umysł konstytuuje w sobie tą relacje, jednak wychodzi ponad nią i dostrzega ją jako byt samoistny.

Pierwszym etapem jest stworzenie w sobie, przez podmiot myślokształtu. Myślokształtami nazywam wewnętrzne obrazy, dźwięki oraz wszystkie zmysłowe i (na późniejszych stadiach rozwoju) nie zmysłowe (np. słowa) fenomeny, które nie pochodzą bezpośrednio ze świata, a mogą one być proste i złożone, jak i dynamiczne i statyczne. Myślokształt jest podstawą pojęcia – jest on tym do czego w sobie, się odnosimy próbując tworzyć definicję (np. myślokształtem jest to z czym obcujemy gdy chcemy zdefiniować społeczeństwo, albo dobro, lub nawet pojęcie kota). Myślokształty to hologramy [4]. Myślokształt jest też warunkiem twórczej egzystencji.

Drugim etapem koniecznym jest „ucieleśnienie” myślokształtu. Ucieleśnienie rozumiem jako nadanie mu formy zewnętrznej, a przez to intersubiektywnej. Niemożliwe jest przecież istnienie paradygmatu opierające się na jego nie wypowiadanej (lub może raczej nie istniejącej w przekazie) kultywacji. Ten etap jest raczej prosty do wyobrażenia. Myślokształt zostaje dostrzeżony w związku, z dźwiękiem. Można oczywiście zagłębiać się jeszcze bardziej jak to naprawdę wyglądało. Można to sobie wyobrazić w następujący sposób. Kontekst (byt, relacja, zjawisko, emocja, osoba, zwierze itd.) przywołuje określony myślokształt u pewnego osobnika, ten natomiast reaguje konkretnym zachowaniem fonetycznym. Uczestniczący w sytuacji drugi osobnik posiada również w pamięci, ów myślokształt (stworzony także u niego z racji istnienia w ramach tego samego kontekstu). Doświadcza go razem z pierwszym ponieważ są w tym samym kontekście. Drugi osobnik zapamiętuje zachowanie fonetyczne pierwszego i w następnej, podobnej sytuacji on reaguje w ten fonetyczny sposób. Reakcja ta zostaje utrwalona. Kolejne reprodukowanie tego wzorca „kontekst – myślokształt – dźwięk” utrwala go. W końcu myślokształt zostaje ucieleśniony w pojęciu jako hologram kontekstu. Następuje komunikacja, a dzięki niej rodzi się nowy wymiar istnienia. Rodzi się paradygmat.

Z biologicznego punku widzenia nie jest to zmiana jakościowa, lecz raczej ilościowa. Zmiana jakościowa nastąpiła dużo „niżej” w ewolucji ssaków, w momencie powstania pierwszych włókien nerwowych kory mózgowej w której to odnajdujemy zdolności symulacyjne. Inaczej mówiąc w pierwotnym, zwierzęcym symulatorze istota widziała powiązanie faktów z ich oznakami (np. ślady na piasku świadczą o tym że ktoś tędy przechodził). W symulatorze ludzkim znak konotuje z treścią znaku (myślokształtem). Ilościowy charakter tej zmiany objawia się też w biegłości dostrzegania relacji miedzy myślokształtami. Jednak zmiana ta ma diametralne znaczenie gdy spojrzymy z antropologicznego punktu widzenia. Gdy patrzymy w ten sposób zmiana ta jest jakościowa, a nie ilościowa. Znak umieszcza zdolności symulacyjne – cały ten proces – niejako „na zewnątrz”, dla innych. W wymianie znaków współistnienie przybiera nowego znaczenia. Nie oznacza już tylko bycia ze sobą fizycznie. Ludzie zaczynają być dla siebie o tyle ważni, że istnieją razem w ramach świata, który jest dla nich tym samym. Wymiar stadny, zamienia się w wymiar społeczno-kulturowy. zmienia się charakter tego rozwoju, z biologicznego na paradygmatyczny. Kształtowanie się pojęć doprowadziło do sytuacji, w której istoty zostają zanurzone w nowym wymiarze bycia. Jest to wymiar ciągłej transmisji i odbioru treści paradygmatycznej. Wymiar ten zostaje niejako „wstrzelony” w akcie aktywnej percepcji w obłą semantycznie masę doświadczenia. Dziejąca się rzeczywistość zostaje określona.

To co zostało opisane powyżej, określić można jako rozwój języka – skupiłem się w tym opisie przede wszystkim na aspekcie symulacyjnym człowieka. Pominąłem sferę emocjonalną, co nie oznacza, że mamy sobie wyobrażać człowieka jako ewoluujący „kalkulator”. Sfera emocjonalna ma tutaj diametralne znaczenie, które rozumiane powinno być jako siła napędowa tego całego procesu. Jeżeli mówimy o człowieku, a mamy na myśli istotę wyposażoną w zdolności symulacyjne to musi ona wpaść w proces, który został właśnie opisany (relacja – myślokształt – pojęcie – zbiorowe rozumienie – paradygmat) Jest to konieczne nie z racji samej tej zdolności, lecz z racji tego co w wewnętrznym życiu człowieka otacza ją. Otoczeniem zdolności symulacyjnej jest sfera emocjonalna. Samo poznanie jest konieczne z racji na pewien odczuwany przez jednostkę mentalny stan dowolności aksjologicznej danego czynu, zjawiska itp. Ten stan dowolności, jest rdzeniem zjawiska mentalnego, które nazywamy dysonansem poznawczym. Niemniej dysonans poznawczy jest jego wtórną formą. Ponieważ odczuwany w dysonansie brak jest wywołany posiadaniem sprzecznych wizji, przez co przenicowują się one, a ten sposób pojawia się to uczucie braku. Brak ten nie jest on dla jednostki neutralny, istota ta nie wie, co ten stan rzeczy może ze sobą nieść, oraz jak rozległa jest jego istotność dla niej – efektem tego jest czysty lęk, a każda, jakakolwiek wiedza jest lekarstwem na niego.

Paradygmatem nie możemy nazwać rozczłonkowanych pojęć. Umysł szuka połączeń myślokształtów z innymi faktami. Dlatego paradygmat jest względnie spójną całością, zawsze nastawioną na rozszerzanie się. Poznanie jest napędzane chęcią pozbawienia pewnego faktu samoistności i samorzutności, która z racji współwystępowania tego faktu z podmiotem (z racji na istnienie w tym samym świecie) do podmiotu może się odnosić, być z nim powiązana, a powiązanie to nieść ze sobą może profit lub zagrożenie. Z tego wynika wielka zdolność przystosowawcza człowieka. Fakty są szeregowane swą istotnością (np. myślokształt pożaru, urodzaju, słodkiego owocu itp.), a umysł szuka im warunków w innym myślokształcie. Innym powodem rodzącej się spójności paradygmatu jest dostrzeżenie zgodności między pewnymi myślokształtami i szukanie charakteru tej zgodności. Jak pisze T. Sozański:

Tak więc, zanim jeszcze powstała teoria skorupy ziemskiej, dostrzeżono, że linie brzegów lądów otaczających Atlantyk „pasują do siebie” i fakt ten uznano za „problematyczny” [5].

Oba sposoby rodzenia się spójności paradygmatu nie są autonomiczne, nie są tezami. Wynikają one z samej zdolności symulacyjnej – nieskończonej w swej kreatywności do tworzenia relacji. Oraz w sferze emocjonalnej, która nadaje stanom rzeczy wartości z racji na ich skutek do nas. Relacja jest więc pierwotniejsza niż pojęcie.

Paradygmat etniczny

Jeśli omówiliśmy już filogenetyczne podstawy samego paradygmatu w ogóle, to możemy przejść do historycznej prezentacji paradygmatów. Wyodrębniłem dwa różne strukturalnie rodzaje paradygmatów. Pierwszym z nich (również historycznie) jest paradygmat etniczny. Drugim z nich jest paradygmat trans-etniczny. Różnią się one jak już powiedziałem w sferze strukturalnej. Ogniskuje się to w zagadnieniu prawdziwości. Czym jest prawdziwość. Odpowiedzi dane nam z perspektywy paradygmatu etnicznego oraz ponad etnicznego są zupełnie inne. Wrócę jeszcze do tej kwestii.

Paradygmat etniczny jest sposobem dania rzeczywistości jaki przejawia w swym aktywnym oglądzie przedstawiciel kultury plemiennej. Na dziś dzień taki sposób myślenia jest raczej reliktem. Żyjemy w czasach, w których rozpowszechniony jest paradygmat trans-etniczny. Jednak wróćmy znów do czasów niemalże kompletnie zalesionej Europy. W momencie gdy na bazie wyżej wymienionych procesów wykształciły się pewne sposoby dania rzeczywistości mamy już pewną kulturę plemienną. Elementy kultury tworzą tożsamość człowieka. Należy je postrzegać jako pewne sfery, z którymi podmiot najczęściej utożsamia się. Tak jak z swoim ciałem. Traktuje je jako siebie. Z drugiej zaś strony podmiot ten jest otoczony przez inne podmioty, tkwiące w tym samym co on świecie przez symetrię sposobów jego dania. Innymi słowy jego otoczenie społeczne jest uwarunkowane w ten sam sposób, a ich świat jest odczytywany na ten sam sposób na płaszczyźnie znaczeniowej. Ta otaczająca jednostkę zbiorowość także traktuje wizję świata i wzajemnych relacji jako coś z czym się utożsamia (ta symetria utożsamień z kulturą jest podstawą tożsamości zbiorowej) [6]. Ta sytuacji prowadzi do tego, że paradygmat jest przyjmowany w zawierzeniu. Jest niejako wyznawany. Mimo iż jest on otwarty na nowe treści, to jednak ich charakter nie może kolidować z zasadniczymi elementami paradygmatu, takimi jak nieuzasadniony (wg Kryteriów trans–etnicznych) zakaz przyjęty w zawierzeniu tradycji – tabu. Paradygmat etniczny cechuje wiec zawierzenie pewnej refleksji, w konstytuowaniu treści paradygmatu, oraz w ich reprodukowaniu.

Innym powodem tworzącym bezkrytyczny stosunek do paradygmatu jest gęstość zaludnienia. Ok. 5 tys lat p.n.e. było to ok. 0,25 osób na kilometr kwadratowy. Jeśli stopień wzrostu liczby ludności utrzymywał się na mniej więcej stałym poziomie to 10 tys lat p.n.e. mogło to być nawet 10 razy mniej, czyli 0,025 osoby na kilometr kwadratowy [7]. Oznacza to z w okresie mezolitu na ziemiach polskich mieszkało ok. 6500 osób. Proszę sobie to wyobrazić, że obszar 1000 kilometrów kwadratowych zamieszkiwało 20 osób. Zakładając, że plemię mogło mieć taką właśnie liczebność, to jakie mogło być prawdopodobieństwo napotkania kogoś obcego? Taki stan rzeczy prowadzi tego, że członkowie plemienia, raczej nie mają kontaktu z innymi paradygmatami. Z wyżej wymienionych powodów relatywizm kulturowy nie ma dostępu do perspektywy człowieka żyjącego w paradygmacie etnicznym.

Zbliżyliśmy się do sedna paradygmatu etnicznego. Czym jest on w umysłach jego przedstawicieli? Jednak w tym momencie należy zmienić niejako płaszczyznę rozważania. Musimy zastanowić się na zagadnieniem prawdziwości. W tym temacie, który rozważać będziemy z perspektywy paradygmatu istnieją dwa wymiary. Pierwszy z nich mówi o prawdziwości z perspektywy konkretnego typu paradygmatu (np. jakie są kryteria prawdy dla przedstawiciela paradygmatu etnicznego) innym poziomem jest spojrzenie na oba rodzaje paradygmatów i postrzeżenie samej prawdziwości w jej ekwiwalencie mentalnym.

W paradygmacie etnicznym mamy niejako konieczne utrzymywanie się jego status quo, spowodowane brakiem okazji do namysłu nad odmiennością (raczej nawet nie zaobserwowaną) oraz z wykształceniem podług niego podmiotu i rozproszonej presji, co do utrzymywania go. Efektem tych warunków jest płynne przejście wiedzy i normy w bycie. W byt w ogóle. Jest to o tyle zastanawiające gdyż sami jesteśmy stworzeniu podług innego modelu, w którym wizja wszechświata jest postrzeżona jako dowolna i niekonieczna. Jednak jest ona konieczna. Jest to prosty proces. Wiedza – Pewność – Rzeczywistość. Jest oczywiście granica między plemieniem, a światem. Jednak wiedza znajduje się po stronie świata.

Paradygmat trans–etniczny

Z racji na swą niebywałą zdolność przystosowania się, ludzkość mnożyła się w swej liczbie nieustannie. Zagęszczenie ludności w Europie zwiększało się. A wraz z nim spotkania przedstawicieli różnych paradygmatów etnicznych stawały się coraz częstsze. Ludność konkretnej grupy rodzin nie mogła pozostawać obojętna wobec tego faktu.. Jak pokazała historia – mimo iż jest ona nasycona wieloma konfliktami – ludzkość funkcjonalnie dążyła do względnej harmonii. Jednak harmonia ta musiała opierać się na wzajemnej istnieniu w pewnym kontekście, w którym jest miejsce dla obu grup. Jednak jak powiedzieliśmy sam kształt paradygmatu etnicznego wynika z zawierzenia. Prawdziwość przysługuje treściom wynikającym z tradycji. Mimo iż grupy mogły się na początku ignorować, to jednak pewna interakcja była nieunikniona i prowadziła ona do komunikacji. Z biegiem czasu plemiona te musiały przekonać się o różnicach w sferze aksjologicznej i etycznej. Nie dającej się przeskoczyć z perspektywy przyjęcia pewnych treści za prawdziwe w zawierzeniu tradycji. Taki stan rzeczy prowadził do sytuacji w których porozumienie nie mogło być możliwe. Rozpoczął się przeskok do nowego rodzaju paradygmatu. Do paradygmatu trans-etnicznego.

Przeskok ten był bardzo powolny, odbywał się on tysiące lat. Ludzkość zaczęła przechodzić do innego sposobu postrzegania świata, który pozwalał na komunikację, na względny pokój. To, co pozwalało im to zrobić była nowa „metodologia”. Nowe kryteria uznania treści paradygmatycznych za istniejące, za prawdziwe. W przypadku paradygmatu trans-etnicznego za prawdziwe nie uznaje się już czegoś w zawierzeniu, lecz tylko na podstawie logicznej analizy danego stwierdzenia, które pozostaje w relacji z całokształtem wiedzy. Probierzem staje się niesprzeczność. Jest to postulat, który stara się ten paradygmat zrealizować. Wraz z licznymi kontaktami przedstawicieli rożnych grup ludzie musieli jakoś ustosunkować się do faktu odmienności podejścia do rzeczywistości. Ich motywacją był dysonans poznawczy. Z tego powodu zaczęto myśleć i uzasadniać pewne aspekty kultury, tak by jako całość stała się ona spójna. Tylko tak można było przezwyciężyć nieprzyjemne i entropiczne poczucie bezsensu, któremu towarzyszył lęk, a czego powodem był dysonans poznawczy. Takie są indywidualne podstawy zmiany podejścia do rzeczywistości. Podejścia, które mogło zostać zakorzenione na bazie każdej kultury. Przecież wszyscy jesteśmy wyposażeni w symulator, wraz z jego logicznym charakterem, wiec odwołując się do niego powinno udać się stworzyć coś co połączy ludzi i nie będzie dowolne, bo przecież logika jest konieczna. Proces ten musiał przebiegać wolno, ponieważ absolutna racjonalizacja ich życia byłby dla nich czymś bardzo niebezpiecznym psychicznie. Wiedza to nie tylko słowa i informacje. Wiedza daje bezpieczeństwo. Potrafi ocalić istotę przed majakami relatywistycznej dowolności, w których jej podmiotowość zaczyna tracić swoje wyraźne granice. Wiedza tego rodzaju nie istnieje sama dla siebie, jednostka jej potrzebuje. Jednostka żąda kontekstu, mentalnego środowiska, wyrazem tego żądania jest wolno stojący znak zapytania. Zwieńczeniem dążenia do budowania spójnego i uniwersalnego modelu i jego najjaskrawszym przykładem jest nauka, która jest podsystemem paradygmatu, na którego bazie zrodziła się.

Wady paradygmatu trans-etnicznego

Prawdziwość w paradygmacie o charakterze trans-etnicznym jest ponad kulturowa, bo osadzona w tym co gatunkowe. Tak też współżycie i współistnienie nie musi zależeć od treści paradygmatów poszczególnych grup. Jednak paradygmat trans-etniczny raczej dąży do tego ideału. Charakterystyka paradygmatu trans etnicznego jest raczej jago maksymą, którą próbuje on urzeczywistniać, lecz nie udaje mu się to. Dzieje się tak dlatego, że symulator jest raczej wtórny w stosunku do sfery aksjologicznej z jej emocjonalnym rdzeniem. Widać to już w budowie mózgu i charakterze relacji między korą mózgową, a sferami emocjonalnymi (przypis 3.). Wartości i emocje zawsze są motorem, są energią. Czasami nawet nie jawną – co widać w przypadku ludzi, którzy przebyli silne traumy i nadal działają w ramach emocji wtedy doświadczonych konstytuując sytuację o charakterze owej traumy [8]. Tak też umysł porusza się po pewnych kontekstach napędzany nie racjonalnością, ale pewnym sposobem bycia, pewnymi reakcjami o podłożu emocjonalnym. Bez emocji nie istnieje motyw. Założenie o racjonalnym dyskursie, wobec którego nasze wartości będą wtórne jest iluzją, bez nich sytuacja racjonalnego umysły nie miałaby miejsca. Możliwa jest modyfikacja aksjologiczna w obrębie dyskursu racjonalnego, jednak jest to bardzo rzadkie zjawisko, a treścią dyskursu prawdopodobnie musiałyby być treści biograficzne rozmówcy i właśnie emocje – taki jest sens psychoterapii. Nerwice, to przecież skazy/konflikty aksjologiczne i etyczne widziane „od kuchni”.

Jednak Racjonalność często przedstawia się jako wartość samą w sobie, co nie ma pokrycia w realnych postawach. Często też racjonalność ludzi jest przesłanką lub nawet założeniem. Jednak czy racjonalność może być traktowana w ten sposób? Jako filar etycznych treści. Tworząc systemy etyczne, kluczową kwestią jest spójność, której zadaniem jest udowodnienie konieczności charakteru moralnego pewnych postaw. Jest to przykład owego mechanizmu trans-etnicznego, który „boi się” arbitralności i szuka koniecznej zasady. Samo tworzenie systemu – ktoś mógłby powiedzieć – ma na celu stworzenie podstaw dla prawodawstwa. Wiec wygląda to w ten sposób – pytam się – widzimy, że pewne zachowania są złe, teraz musimy udowodnić to, że są złe z konieczności, po to by je ukarać? Samym motywem jest już odczucie zła płynącego z tych czynów, wiec gdyby nie ta niekończąca się wola uspójniania swego zachowania powodowana poczuciem braku jego podstaw to moglibyśmy pominąć kwestię systemu etycznego. Nasz motyw ma być zwieńczeniem tego procesu. Zło jest niezależne od racjonalności, dlatego etyka jako spójny system zachowań i ich uzasadnień nie ma podstaw bytu. Etyka winna stać się narzędziem odkrycia swej prawdziwej intencji. bo to w sferze aksjologicznej leży jej dziedzina, a nie w pozbawionej treści racjonalności. Taka etyka, nie będzie „fundamentalistyczna” gdyż ma uczynić jednostki wolne w swej dobroci i auto autorytatywne. Wolny i dobry należy traktować jako nierozłączne pojęcia. Zło zawsze wynika z braku wolności, z konfliktowego uwikłania się w swych wyobrażeniach. Nie istnieje zło dla samego zła, należy sobie to uświadomić. Taki jest sens pojęcia nerwicy. Nerwica nie jest zjawiskiem ograniczonym do niewielkiej liczby przedstawicieli całej ludzkości. Nerwica jest wbudowana w samą konstrukcję paradygmatu, taki jest aktualny stan rzeczy, czy może to wyglądać inaczej jest zupełnie inną kwestią. Życie poza konfliktem, konfliktem człowieka w sobie i ludzi między sobą jest tym do czego dążyć powinna etyka. To jest sens dobrego życia, w którym jednoczy się wolność i szczęście.

Systemy etyczne są trans-etnicznym osiągnięciem. By zrozumieć ich strukturę trzeba przyjrzeć się samemu mechanizmowi realizacji tego przedsięwzięcia. Proces ten ma za zadanie stworzyć sieci relacji między pojęciami. Należy stworzyć model, w którym by zaistniało dobro i zło należy stworzyć im pojęciowe otoczenie, otoczenie skorelowane z nimi, które niejako „nasyca je” istnieniem. Czyli prawdziwością. Prawdziwość dobra i zła zostaje ukazana na bazie relacji z innymi pojęciami modelu. Następnie z pojęciami dobra i zła w relacje wchodzą kolejne kategorie czynności, o których orzekamy ich ekwiwalent moralny. Widać tutaj jak na dłoni, że dobro staje się w swej wartości zależne od czegoś poza nim, czyli w swym sednie dobro i zło są poza moralne, przecież swą wartość nabiera dzięki czemuś. Jest to wolna refleksja, tak naprawdę chce położyć nacisk na relacyjność w obrębie rozważań nad dobrem w ramach konkretnego systemu etycznego. Jeżeli kładziemy nacisk na relacje, a zasady łączenia pojęć w relacje odpowiadają zasadom logicznym to uzależniamy wynik rozważania od symulator, w którym zdolność ta jest osadzona. Jednak czym jest logiczność. Jaka jest natura tej… właściwości umysłu.

Racjonalny ogląd rzeczywistości jest pewną postawą osoby. Osoba ta patrzy na świat i słucha pewnych słów. Patrzy i słucha przez pryzmat swego modelu – paradygmatu. Gdy coś do niej „wpada” i przystaje do modelu to „wchłania to” w jego ramy, gdy popada w sprzeczność to stara się wyeliminować ją. Robi to przez logiczną argumentacją, zignorowanie, lub nawet ośmieszenie itp., może też pod naporem istotności treści wywołującej dysonans przyjąć ją modelując swój paradygmat. Niemniej w każdym przypadku najistotniejszymi kategoriami tego sposobu bycia są sprzeczność, spójność, prawda, fałsz, i logiczne wynikanie. Wiec zdaje się, że powinniśmy dojść do wniosku, że logika jest podstawą tej postawy, jednak nie byłoby to prawdą. Logika nie jest postrzegana holistycznie w ramach tej postawy. Omijany jest bardzo ważny punkt w strukturze logicznej. Jest nim paradoks, który zdeprecjonowany został do roli pewnego „klocka”, który nie wiadomo gdzie umieścić. Niemniej wszystkie sposoby zrozumienia go odnoszą się do niego jak do jakiejś ciekawostki/dziwactwa i problemu. Nie ma się co temu dziwić, jest on przecież niefunkcjonalny jeśli logice stawiamy tak dziwne zadania jak zapewnienie nam bezpieczeństwa psychicznego. Jednak paradoks po prostu istnieje. Gdzie jest logika, tam jest i on. Nierozerwalnie. Mimo iż możemy tworzyć pewne funkcjonalne i ograniczające wybiegi, to jednak paradoks ciągle jest potencjalnie obecny, a ta obecność jest uwłaczająca paradygmatowi opartemu na niesprzeczności (a nie logice).

Paradoks

Należy zadać sobie teraz pytanie: czym jest paradoks? Najlepiej widać to na przykładzie postulatów Bertranda Russella, których przestrzeganie ma zapewnić uniknięcie paradoksu. Jest to swoista instrukcja obsługi aparatu logicznego na potrzeby utrzymania prawdy i fałszu. Russell przestrzega przed odnoszeniem się swą wypowiedzią do zdania wyższego rzędu, lub samej tej wypowiadanej treści. Jeżeli wypowiadalibyśmy się w ten sposób to antynomia kłamcy nie miałaby miejsca, ani paradoks zbiorów. Jednak zdanie, które miałoby stwierdzić, że „ja istnieje”, lub też „ja wypowiadam to zdanie” jest już sprzeczne z dyrektywami Russella. Po prostu Russell wskazał gdzie leży podstawa sytuacji logicznej umożliwiającej paradoks. Paradoks powstaje gdy uświadomiony zostaje szerszy kontekst, obejmujący swym zasięgiem to co wypowiadane. Warto dojść do stwierdzenia, że niemożliwa jest odpowiedź na najistotniejsze pytania, które moglibyśmy zadać. Przecież nie spełniałyby one postulatu Russella. Taka wypowiedz musiałaby zawierać w sobie manifest tego, że zawiera się ona w czymś. Na czymś się zasadza i tak np. istota rzeczy jest podstawą samej rzeczy. Sam kontekst zasadza się na czymś, razem ze swą prawdziwością. Jeśli stworzymy relacje, w której A orzeka, że B, (w którym A się zawiera) nie istnieje, to okazuje się, że A nie może tego orzec, bo B nie istnieje, wiec na czym zasadzać miało by się A, które miało by to orzec? Całość uświadamia mi iluzoryczność dualności A i B, na której pracuje symulator. Cóż robi kłamca z Antynomii? Uprzedmiotawia sam siebie, a mimo to pozostaje podmiotem, który orzeka o sobie. Jednak jest to ciągle on sam, jeden, niepodzielny. Nadana mu została kategoria oddzielenia od siebie, jakby podwójnego istnienia. Paradoks jest pewnego rodzaju możliwością dotknięcia kategorii, która przenika nasze życie w niewyobrażalnym stopniu. Umożliwia nam uświadomienie sobie dualności, oddzielenia, w którym istnieje człowiek. Dualność jest zasadą symulacji, a paradoks to możliwość ujrzenia, granicy symulacji. Po prostu przy pomocy symulatora, dalej nie dojdziemy.

Paradoksem nazywam sytuację logiczną w której przenicowują się wszystkie dualności. Inaczej mówiąc, ich elementy wpadają w jednie. Tak działa nasz umysł. Tak wygląda świat przedstawiony nam. Pewne relacje tworzą pewien poziom, podstawą relacji jest odrębność elementów istniejących na tym poziomie, jednak gdy dojrzymy otoczenie tej relacji, to że ta odrębność odbywa się w ramach czegoś, to dualność musi zostać uznana za iluzoryczną. Jeśli nie zostanie za taką uznana, to pozostaje nam tkwić w nierozwiązywalne sprzeczności paradoksu, w której prawdziwość traci swą jasną i wyraźną istotę. Problematyczny jest dla mnie fakt przeczenia w paradoksie. Zdaje mi się, że jest bardzo istotny i ważna jest jego rola. Mimo to nie rozumiem jego funkcji w paradoksie do końca. Wymaga to bardziej pogłębionych studiów na ten temat.

Tkwiąc w ramach paradygmatu trans-etnicznego nie możemy przeskoczyć paradoksu na drodze do niesprzeczności. Możemy stosować się do zaleceń Russella, jednak oznacza to używanie zastanych pojęć i zastanych konstrukcji teoretycznych, oznacza to również brak podejścia krytycznego w stosunku do teorii, na której się bazuje. Sprawia to, że paradygmat trans-etniczny traci swą podstawę i musi zamienić się w paradygmat etniczny, którego tezy są arbitralne i niekonieczne. Znika logika z wyraźną prawdą i fałszem. Nie można wiec już postulować konieczności pewnego paradygmatu na bazie logiki. Symulacja okazuje się być wspaniałym narzędziem, dzięki któremu ludzkie życie jawi się w niebywałej różnorodności, jednak dziedzina ta okazuje się zbyt prosta do wyrażenia istoty życia, dobra piękna, istnienia itp.

W ramach zen powstała instytucja koanu. Koan to paradoksalna opowieść, lub pytanie. Ma on na celu wykroczenie poza negacje i afirmację (tak jak przenicowuje się prawda i fałsz w antynomii kłamcy lub paradoksie zbiorów). Oto przykład paradoksu wraz z komentarzem autora książki:

Kiedy uczeń zapytał „Kto jest tym jedynym, który pozostaje całkiem sam, bez towarzystwa, pomiędzy dziesięcioma tysiącami rzeczy?” Mistrz odpowiedział „Kiedy połkniesz Zachodnią Rzekę jednym haustem, powiem Ci”. „Niemożliwe” taka może być nasza natychmiastowa reakcja. Lecz historia powiada nam, że ta uwaga mistrza otworzyła ciemne miejsce świadomości pytającego
[9].

Swoista skończoność zdolności symulacyjnej i afektywne zamknięcie się w niej może uniemożliwić stawiane tej instancji zadanie. Poznanie i zrozumienie, a także inne bardziej znaczące stany, których już nawet nie stawia się za cel. Takie, jak szczęście i wolność. Nauka musi mieć świadomość, że tam gdzie doprowadzi ją racjonalny dyskurs w końcu natknie się na całość, z którą symulacja nic już nie zrobi. Może ją jedynie pokornie przyjąć. Tutaj pojawia się pytanie: ale w ramach jakiej koncepcji całości należało by ją przyjąć? Otóż jeżeli mówimy o jedni, to sama koncepcja i tak zawierała by się w niej, a nie jednia w koncepcji.

Warto byłoby zadać sobie w tym miejscu pytanie: Czym jest prawdziwość? Gdy spojrzymy na warunki prawdziwości w paradygmacie etnicznym (zawierzenie) i w paradygmacie trans-etnicznym (logiczne wynikanie i niesprzeczność) oraz uświadomimy sobie skutki tych działań-warunków, to dochodzimy do tego czym jest prawdziwość w życiu człowieka. Prawdziwość jest paradygmatycznym aktem kreacji rzeczywistości w sposobie jego dania. W sposobie jego uznania jej za jakąś i nas w niej za kogoś. Tak można zrozumieć sens prawdziwej mocy człowieka, siły jego kreacji i wpływu oraz jego wolności.

Paradygmat trans-racjonalny

Od lat ’60 zaczął wyłaniać się nowy model paradygmatyczny. Nazywam go modelem trans-racjonalnym, w którym logika zostaje przyjęta jako całość, a podział na cześć-całość traci swój dotychczasowy charakter. Jego zasady nazwano holonomicznymi, holograficznymi, lub hologramowymi. Ten model posiada historycznych poprzedników, wg Stanislava Grofa są nimi starożytna indyjska i chińska filozofia oraz monadologia Leibniza. Główne podstawy tego modelu w ramach nauki postawiła fizyka. Podważyła ona istnienie absolutnego czasu i przestrzeni, trwały materialny charakter wszechświata, definicję sił fizycznych, skrajnie deterministyczny sposób wyjaśniania i ideę obiektywnego – nie obejmującego obserwatora – opisu zjawisk. Całość dąży do przedstawienia świata jako niepodzielnej jedności, w której część staje się odzwierciedleniem całości, dzieje się to dzięki położeniu nacisku na informacje, a nie na substancję. W ten sposób cały organizm zawiera się w kodzie genetycznym, który odnajdujemy w jednej komórce będącej częścią składową tegoż organizmu. Inną cechą charakterystyczną owego paradygmatu jest zatarcie granicy między nauką, a duchowością oraz ogólnie mówiąc interdyscyplinarnością wpadającą w holizm.

Rola paradygmatu w postrzeżeniu osoby

Postrzeżenie osoby nie jest sprawą oczywistą. Sama pojęcie osoby ma różny status i charakter w ramach różnych paradygmatów. W tym miejscu odnosił się będę do tekstu Robert Spaemanna „O różnicy między czymś, a kimś”. Widzenie osoby jak pisze autor jest o tyle istotne, że na nim zasadza się każde zobowiązanie, które ogranicza wolę ekspansji jednostek.

W kulturach o charakterze etnicznym uznanie za osobę łączy się z przynależnością do klanu, lub plemienia. Dlatego w kulturach plemiennych słowo „człowiek” często ma to samo brzmienie co słowo oznaczające członka plemienia. Uznanie odbywa się więc na zasadzie partycypacji w tym samym paradygmacie, w tej samej rzeczywistości, której de facto nośnikiem jest podmiot. Jak pisze Marcel Mauss:

(…) u Indian Pueblo spotykamy pojęcie osoby, jednostki przynależnej do klanu, lecz wyodrębnionej z niego już w trakcie obrzędów przez swoją maskę, tytuł, pozycję rolę, własność, nieśmiertelność (…) [10].

Sposób myślenia Roberta Speamanna jest dla mnie pewnym wzorcem rozstrzygania problemów na bazie paradygmatu trans-etnicznego. Cóż znaczy dla niego bycie osobą? Autor jako racjonalista na pytanie udziela odpowiedzi:

(…) Tak jest również w odniesieniu do pytania, czy jakaś istota jest zdolna do refleksji, czyli do wewnętrznego dystansu w stosunku do swojego uposażenia jakościowego, które charakteryzuje osoby [11].

Tak więc sama możliwość refleksji jest wg autora kryterium bycia osobą. Uważa on, że z racji „monadycznego oddzielenia” nie możemy doświadczyć podmiotowości innych ponieważ oznaczałoby to bycie nimi.

W ramach paradygmatu trans–racjonalnego przyjęte są inne kryteria uznania za osobę. Samo pojęcie osoby nabiera innego znaczenia. Osoba to raczej tożsamość, dana w świadomości. Jest coś ponad nią, co jej doświadcza. Ta tożsamość partycypuje w niej. Jednak podmiotowość to nie tożsamość. Tożsamość to dziedzina uznania czegoś za siebie w obrębie jaźni, która realnie jest wszystkim. Jak pisze Grof:

Pierwszą z nich można by nazwać świadomością hilotropową. Wiąże się ona z przeżyciem siebie jako wymiernej, cielesnej istoty o określonych granicach (…) Drugą modalnością doświadczenia można by nazwać świadomością holotropową. Wynika ona z utożsamienia się z polem świadomości bez określonych granic [12].

„Monadyczne oddzielenie” przytoczone przez Speamanna zmienia się w monadyczne danie w sobie. Przecież wg Leibniza z jednej monady można wywieść całość, w której jest ona dana. Będąc podmiotami mamy po prostu w sobie możliwość doświadczenia istnienia innych.

Podstawą postrzeżenia osoby jest, jak się zdaje dostrzeżenie siebie w drugiej osobie. I tak w ramach paradygmatu etnicznego za osobę uznajemy kogoś kto istnieje w ramach świata określonego przez treści przyjęte w zawierzeniu. Paradygmat trans-etniczny kładzie nacisk na refleksję. Paradygmat trans-etniczny rozróżnia jaźń od tożsamości i myślenia. Widzi je jako istniejące w ramach jaźni. Dzięki postrzeżeniu siebie jako jaźni widzi siebie nie tylko w ludziach własnej kultury, lub w podmiotach zdolnych do autorefleksji, lecz we wszystkim w czym potrafi dojrzeć świadomość.
Zakończenie.

Trudno nie zgodzić się z słowami Speamanna:

Uznanie bycia samoistnego jest zawsze aktem wolności [13].

Wielu z nas nie korzysta z niej. Oddzielenie się człowieka i zamknięcie się w granicach własnej tożsamości jak w twierdzy jest tendencją, która ma miejsce w całej populacji. W pewnym sensie możemy obwiniać zastany paradygmat, jednak człowiek nie jest zdeterminowany w pełni. Dowodem tego niech będzie ciągła zmiana stylu życia przez wieki. Mimo to trzeba przyznać, że paradygmat jest środowiskiem człowieka, do którego się przystosowuje, często nie mając świadomości swej ogromnej siły i mocy, która pozwala mu go zmienić. Jak pisze o tym swoistym paradoksie St. Brzozowski:

Przyjąć świat za dany jest o to przyjąć dotychczasową przeszłość ludzkości i jej wyniki i wyrzec się przyszłości. Wszystko bowiem, co ludzkość uważa za niezależną od siebie daną rzeczywistość, jest jej dziełem [14].

Jednak nie polega to na zmianie nawyków myślenia. Zmiana paradygmatu, jeśli ma być istotna ma prowadzić do samodzielności podmiotu. Uwolnienia się z konfliktów – tych o charakterze biograficznym jak i kulturowym. Nierozwiązany konflikt powoduje lęk, ten z kolei napędza cały mechanizm uprzedmiotowień. Speamann w swym tekście nieświadomie przeprowadza diagnozę aktualnego stanu „zdrowia” partycypujących w paradygmacie trans-etnicznym. Jednak racjonalność pozostanie zawsze bezsilna wobec pragnienia dobra, jeśli ciągle będzie to dobro z uzasadnienia, dobro „ponieważ…”.

Jakub Skitek

PRZYPISY

[1]
Relacje są trojakie. Relacja bytów wewnętrznych (np. myśli lub emocji z innymi emocjami lub myślami. Relacja bytów zewnętrznych z wewnętrznymi. Relacja bytów zewnętrznych (bytów umieszczonych w świecie z innymi tego typu bytami) – wszystkie te sposoby dania poszczególnych relacji są ustanawiane paradygmatycznie.

[2]
Stanislav Grof, Poza mózg, Kraków, 1999, str. 67.

[3]
Należy zwrócić uwagę na to, że jest wiele połączeń, między sferą emocjonalną a korą mózgową. Daje to emocją niewyobrażalny wręcz wpływ na myślenie. Z drugiej zaś strony, liczba połączeń nerwowych między korą mózgową, a sferą emocjonalną jest nikła. Innymi słowy emocje mają zasadniczy wpływ na myślenie, natomiast myślenie wpływa w znikomym stopniu na sferę emotywną.

[4]
Hologram to uśrednienie, które eksponuje najistotniejsze elementy pomijając mniej ważne z perspektywy podmiotu, jego predyspozycji, jak i z perspektywy samego kontekstu tego wglądu.

[5]
Tadeusz Sozański, Co to jest nauka?, w: M. Malikowski, Niezgoda Badania empiryczne w socjologii, Tyczyn 1997, str. 11.

[6]
Andrzej Szpociński, Tożsamość narodowa w perspektywie kulturalistycznej.

[7]
Obliczenia własne na podstawie Wikipedii.

[8]
Stanislav Grof, Obszary nieświadomości: Raport z badań nad LSD, Kraków 2000, str. 64.

[9]
Erich Fromm, D.T. Suzuki, Richard De Martin, Buddyzm Zen i Psychoanaliza, Poznań, 2000, str. 66.

[10]
Cyt. za: Andrzej Mencwel, Antropologia Kultury, Wybór tekstów, Warszawa 2005, str. 253.

[11]
Robert Spaemann, Osoby, o różnicy między kimś a czymś, Warszawa 2002, str. 222.

[12]
Stanislav Grof, Poza mózg, Kraków, 1999, str. 528-529.

[13]
Robert Spaemann, Osoby, o różnicy między kimś a czymś, Warszawa, 2002, str. 221.

[14]
Andrzej Mencwel, Antropologia Kultury. Wybór tekstów Warszawa, 2005, str. 620.

BIBLIOGRAFIA

Fromm Erich , Suzuki D. T., De Martin Richard, Buddyzm Zen i Psychoanaliza, Poznań, 2000.

Grof Stanislav, Obszary nieświadomości: Raport z badań nad LSD, Kraków 2000.

Grof Stanislav, Poza mózg, Kraków, 1999.

Mencwel Andrzej, Antropologia Kultury. Wybór tekstów, Warszawa, 2005.

Spaemann, Robert, Osoby, o różnicy między kimś a czymś, Warszawa, 2002.

Wilber Ken, Integralna Teoria Wszystkiego, Poznań, 2006.

——————————————————————————————–
Materiał udostępniany na zasadach licencji
GNU Free Documentation License
Version 1.2, November 2002

——————————————————————————————–