Lucyna Kostuch – Recenzja: Mary Beard “Pompeje. Życie rzymskiego miasta”


Pompeje to miasto szczególne – martwe i żywe jednocześnie. Swój charakter zawdzięcza wynalezionej w XIX wieku technice wypełniania gipsem pustych przestrzeni powstałych wskutek rozkładu materii. I w jakiejś mierze jest to miasto współczesne, ponieważ wojenne bombardowania spowodowały, że stanowi w dużym stopniu rekonstrukcję, a nie dosłownie miasto „zastygłe” 25 sierpnia 79 roku n.e. w wyniku wybuchu Wezuwiusza. Choć znaleziono ponad tysiąc ciał zachowanych w warstwach pumeksu i pozostałościach opadu piroklastycznego, w tym wiele uchwyconych w momencie śmierci, a także liczne budynki zdobione malowidłami, posążki, narzędzia itd., to jednak historie, które badacze dopisują do tych obiektów są współczesnymi spekulacjami. Książka światowej sławy brytyjskiej historyk z Cambridge – prof. Mary Beard – opowiada tak właśnie pojęte życie miasta[1] – tyle starożytnego, co osiemnastowiecznego, dziewiętnastowiecznego i współczesnego (prace wykopaliskowe w Pompejach rozpoczęto w połowie XVIII wieku). Autorka recenzowanej pracy wyraźnie formułuje tezę o „podwójnym życiu Pompejów” i zarazem ich „dwukrotnej śmierci”, najpierw bowiem miasto zginęło gwałtownie w wyniku erupcji wulkanu, a począwszy od XVIII wieku zabija je ingerencja człowieka (prymitywne metody wczesnych archeologów, alianckie bombardowania) i czas (pomimo wysiłków badaczy porastają chwastami, a malowidła blakną). Ingerencja oznacza nawet taki drobiazg, jak usunięcie kamieni z ulic Pompejów, by przystosować je do rozstawu kół powozu papieża Piusa IX, który przyjechał zwiedzić miasto. Pompeje pozostają więc „naszym” antycznym miastem, na co wskazują również współczesne nazwy nadane ulicom (wraz z numeracją), domom oraz malowidłom.

Mary Beard rekonstruuje starożytne Pompeje, wskazując przy tym jak trudne jest to zadanie i jak łatwo można przy tym ulec złudzeniom. Wystarczy przytoczyć przykład wszechobecnych w Pompejach symboli fallicznych – fallusów wykutych w bruku ulicznym, zawieszonych w drzwiach, nad piecami chlebowymi, w dodatku czasem zdobionych skrzydełkami i dzwoneczkami. Słynne malowidło Priapa porównującego swój ogromny organ z workiem monet pochodzi właśnie z Pompejów i było umieszczone w westybulu (przedsionku), a zatem mógł je podziwiać każdy przekraczający próg domostwa. Wyobrażenie fallusa staje się wskazówką dla naukowców, którzy chętnie łączą je z domami publicznymi, czy mieszkaniami prostytutek. W ten sposób doliczono się w Pompejach 35 lupanarów, a zatem jeden przybytek rozkoszy przypadałby – jak obliczyła Mary Beard – na 75 dorosłych mężczyzn. Tymczasem nie każdy fallus prowadził do domu publicznego, podobnie jak nie każdy budynek, w którym wyskrobano wulgarne napisy musiał być domem publicznym (mógł to być bar) i nie w każdym domu z erotycznymi malowidłami na ścianie uprawiano prostytucję traktowaną jako dodatkowe źródło dochodów właścicieli. Nawet napisu „niewolnica Felikla 2 asy” nie należy traktować dosłownie i ustalać na jego podstawie cen usług seksualnych w Pompejach. Mary Beard wnikliwie i z poczuciem humoru analizuje tego typu graffiti, porównując je do współczesnych bazgrołów wykonanych na wiatach przystanków autobusowych.

Starożytne Pompeje wydają się być miastem „nowoczesnym” – pomazanym napisami i karykaturalnymi rysunkami, z mnóstwem barów szybkiej obsługi (doliczono się ich dwustu), lokalami rozrywkowymi, gdzie uprawiano hazard, powszechną umiejętnością pisania i czytania (ściany z wyskrobanymi literami alfabetu przez pompejańskie dzieci). A jednak gdyby przenieść współczesnego mieszkańca miasta do Pompejów, nie czułby się wcale jak u siebie. Ulicami najpewniej płynęły cuchnące nieczystości i trzeba było przechodzić po kamieniach na drugą stronę. Nocą miasto było zupełnie ciemne, choć bardzo hałaśliwe, a to za sprawą zakazu poruszania się wozami za dnia. Szkoły nie miały stałych siedzib, a dzieci uczyły się tam, gdzie nauczyciel znalazł trochę przestrzeni i cień. W amfiteatrze mieszczącym 20 tys. ludzi nie było ani jednej toalety. Nie istniał podział na dzielnice bogatych i biednych. Inaczej niż dziś, tylko ubodzy jadali na mieście i odwiedzali domy publiczne, podczas gdy bogacze gotowali i ucztowali w domu, a usługi seksualne świadczyły im niewolnice. Kąpieli powszechnie zażywano na zewnątrz, tzn. w publicznych łaźniach.

Praca Mary Beard ma bardzo przejrzystą strukturę. Najpierw autorka przedstawia historię miasta, zadając zasadnicze pytanie: kim byli pierwsi pompejańczycy. Tubylcy to Oskowie – jedno z italskich plemion. Jednak w związku z tym, że Kampania, w której położone były Pompeje, to najpiękniejsza i najbardziej urodzajna kraina Italii, przyciągała inne ludy – greckich kolonizatorów, a potem rywalizujących z nimi Etrusków. Wreszcie Pompeje stanęły na drodze Rzymianom podbijającym Italię. I to nie wszystko, ponieważ w Pompejach znajdowała się świątynia egipskiej Izydy, znaleziono tu także figurkę hinduskiej bogini Lakszmi oraz reklamę koszernego garum (popularnego sosu rzymskiego). Nie jest zatem prawdą, że Pompeje były miastem prowincjonalnym. Wręcz przeciwnie, to miasto kosmopolityczne i choć oddalone od Rzymu o 240 km (średnio trzy dni drogi), stanowiło jego kopię, tyle że w mniejszej skali. Z tego powodu malowidła pompejańskie pozwalają dziś odtworzyć rzymskie pierwowzory. „Życie ulicy” to tytuł drugiego rozdziału pracy, w którym autorka koncentruje się na pompejańskim bruku, instalacjach wodnych, higienie miasta i przechodniach. Kolejna część poświęcona jest pompejańskim domom – ich architekturze, zdobnictwie, zasadach funkcjonowania, czyli pojęciu rzymskiej familii. Autorka opisuje tu życie codzienne rzymskiego przedsiębiorstwa domowego, jak nazywa pompejańskie domostwo, a liczącego sobie nawet 40 osób, w tym niewolników i wyzwoleńców. Oczywiście mowa o domach bogaczy, ponieważ biedacy mieszkali w kamienicach czynszowych, mając do dyspozycji jedno ciemne wnętrze z kamiennym łóżkiem. Zachowały się też domy pompejańskich nowobogackich, w których na niewielkiej przestrzeni upchnięto liczne fontanny, mostki, filary, słupy, a ściany kazano ozdobić tandetnymi malowidłami. Całość przypomina Mary Beard świat Walta Disneya. Następnie autorka analizuje malarstwo i zdobnictwo pompejańskie – techniki, metody pracy malarzy i ich narzędzia. Wspomina również o słynnej „pompejańskiej czerwieni”, jakkolwiek z uwagą o żółci, która mogła pod wpływem żaru pyłu wulkanicznego zmieniła kolor, dając w rezultacie więcej czerwieni niż było pierwotnie. Interesujące są rozważania dotyczące pompejańskiej gospodarki. Należy pamiętać, że podstawą zamożności miasta były otaczające je ziemie, a zatem Pompeje jako jednostka ekonomiczna, na podobieństwo każdego innego starożytnego miasta, składały się z ośrodka miejskiego i przyległych terytoriów. W 79 roku n.e. miasto liczyło około 20 tys. mieszkańców, a kolejne 24 tys. mieszkało w okolicznych wsiach. Beard pisze o plonach, produkcji wina i oliwy oraz o sposobach ich dostarczania do miasta. Autorka doliczyła się aż 50 zawodów w Pompejach, w tym tak dziwnego jak „publiczna świniarka”. Zachowały się ciekawe reklamy sosu garum, które brzmią bardzo współcześnie: „najlepszy sos rybny”, „supernajlepszy sos rybny” oraz „absolutnie najlepszy sos rybny”. Z recenzowanej pracy dowiedzieć się też można, kto rządził w Pompejach, czego oczekiwano od urzędników, jak głosowano. Jak się okazuje, charakterystyczną cechą pompejańskiej antyreklamy wyborczej, której przejawy ujawniają zachowane afisze, jest rzekoma rekomendacja ludzi marginesu społecznego, np. „nocnych opojów”, „zbiegłych niewolników”, „kieszonkowców”, „nierobów”, którzy mieliby popierać konkretnego kandydata. W książce Mary Beard nie zabrakło rozdziału poświęconego uciechom cielesnym. Zaprezentowano naczynie do hodowli wykwintnych koszatek (rodzaj gryzonia), które przyrządzano w miodzie. W rzeczywistości, jak dowodzi autorka, Pompejańczycy jedli na co dzień w pośpiechu, w sposób niezorganizowany, a malowidła przedstawiają raczej uczty idealne, niźli prawdziwe, ponieważ zachowane triclinia są małe i naprawdę trudno w nich wyobrazić sobie ucztę Trymalchiona. W czasie wolnym (otium) Pompejańczycy oddawali się grom i zabawom, chodzili do teatru, oglądali pantomimę i oczywiście krwawe igrzyska. W mieście było wiele świątyń, a na każdym rogu kapliczka. Nekropola znajdowała się tradycyjnie poza miastem. Merytoryczną część pracy kończą praktyczne wskazówki dla turystów, zamierzających odwiedzić Pompeje.

Mary Beard napisała książkę stylem prostym, zwięzłym i klarownym. Przeznaczona jest zarówno dla naukowców, jak i dla tzw. szerokiego odbiorcy. Znajdują się w niej odpowiedzi na tak szczegółowe pytania, jak choćby: ile kosztował muł i wino, ile wynosił żołd legionisty, ilu ludzi zginęło w sierpniu 79 r. n.e. oraz ile tekstów znaleziono w Pompejach. Co bardzo istotne, autorka patrzy na pompejańczyków z dystansem, poczuciem humoru, a czasem nawet przymrużeniem oka. Dodatkowy walor pracy to liczne kolorowe ilustracje oraz aktualna wielojęzyczna bibliografia.

Lucyna Kostuch

Przypisy:

Wydanie oryginalne: Mary Beard, Pompeii. The Life of a Roman Town, Prifile Books, London 2008.

dr Lucyna Kostuch
historyk starożytności
Zakład Historii Starożytnej
Instytut Historii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach