Marcin Gumiński – Sport i budowanie tożsamości grupowej. Uwagi na marginesie pracy W.J. Burszty i W. Kuligowskiego: „Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie”.

Kultura i Historia nr 16/2009

Marcin Gumiński
Sport i budowanie tożsamości grupowej. Uwagi na marginesie pracy W.J. Burszty i W. Kuligowskiego: „Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie”.

Wojciech Józef Burszta i Waldemar Kuligowski są autorami książki pod tytułem Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie wydanej w 2005 roku nakładem wydawnictwa MUZA S.A.. Jak zaznaczają autorzy we wstępie, powstały tom jest kontynuacją rozważań zawartych w innej ich wspólnej publikacji zatytułowanej Dlaczego kościotrup nie wstaje. Ponowoczesne pejzaże kultury wydanej w 1990 roku. Celem książki –jak piszą autorzy – jest dostrzeżenie obecnego stanu kultury w globalnym świecie. Stanu, który wydaje się być najbardziej powszechny, acz nie uniwersalny. Stwierdzają oni:

Powiedzieć, że zglobalizowanie teraźniejszej kultury przyjmuje formy coraz bardziej zaawansowane, byłoby banalne. Dodać należy zatem, że rezultaty owego wielce skomplikowanego procesu nie dają się zamknąć w żadnej (…) prostej formule. Globalizacja nie dzieje się bowiem gdzieś na zewnątrz, nie dotyka li tylko rynków kapitałowych i międzynarodowych konsorcjów, ale rozgrywa się także każdego dnia w naszym codziennym życiu.

Niniejszy tom traktuje więc o zróżnicowanych poziomach fenomenu globalizacji współczesnej kultury i ich przejawach w naszej codzienności. Autorzy zadają sobie pytania takie, jak:

(…) co z nami w globalnej przestrzeni? co z naszym pojedynczym ja i zbiorowym my? co z rozpoznawalnymi dotąd porządkami kulturowymi i ich tradycyjnymi granicami? co z naszą identyfikacją w świecie, którego sprawy uparcie, codziennie i wszędobylsko prowadzą do coraz powszechniejszego roztożsamiania ludzi, zjawisk, rzeczy, a właściwie całego symbolicznego rekwizytorium, jakie składa się na ludzki teatr początku nowego tysiąclecia?

Chcąc udzielić odpowiedzi na powyższe pytania, autorzy zdecydowali się na opis pewnych zjawisk szczegółowych – został on zawarty w sumie w ośmiu rozdziałach książki. Jeden z nich, zatytułowany Gra w patriotyzm, traktuje o futbolu i związanym z nim kibicowaniu jako o społecznych fenomenach, do których funkcji należeć może zarówno dawanie upustu lokalnemu, etnicznemu, bądź narodowemu patriotyzmowi, jak i budowanie bądź umacnianie tego typu postaw we współczesnym świecie, w którym tracą one powoli na znaczeniu. Przyjrzyjmy się więc, jak – według Burszty i Kuligowskiego – w aktywnościach ludzkich związanych ze sportem krzyżować się mogą drogi rozrywki i tożsamości wspólnotowych – etnicznych bądź narodowych.

Piłka nożna we współczesnej formie narodziła się w połowie XIX wieku w Anglii. Uważano ówcześnie, że sport – a w szczególności gry zespołowe – rozwija ducha zespołowego działania, rozsądnego życia i rozważnego myślenia (cechy charakteru uważane zresztą wtedy za przymioty typowo męskie), a także kształtuje jedną z największych cnót obywatelskich XIX wieku – dyscyplinę. Z tego względu zajęcia związane z krzewieniem kultury fizycznej i rywalizacji sportowej były powszechne w programach nauczania elitarnych szkół. Pod koniec XIX wieku zainteresowanie sportem, a dokładniej piłką nożną, przeniosło się również na robotników fabrycznych, przeradzając futbol w najpopularniejszą wśród klasy robotniczej rozrywkę. Wraz z uzyskaniem przez futbol miana masowej dyscypliny sportowej dało o sobie znać nowe, towarzyszące wielu meczom, zjawisko – stadionowe burdy. Jeszcze pod koniec XIX wieku liczba ofiar sezonowych rozgrywek potrafiła sięgać wśród kibiców setek osób. Już w latach 20-tych XX wieku zdarzały się nawet – i wcale nie były odosobnione – przypadki obrzucania sędziów cegłami i metalowymi prętami. 90% procent kibiców piłkarskich tamtych lat stanowili mężczyźni. O kobietach wśród zawodników nie było nawet mowy. Był to bowiem sport przez długi czas uważany za typowo, a tym samym wyłącznie, męski. Ówcześni kibice w przeważającej części zostali wychowani w czasach i tradycji, wedle których agresja i siła były najlepszymi sposobami okazywania prawdziwej męskości. Oprócz rozrywki, „lepszej nawet niż seks”, walka z kibicami innych drużyn stanowiła dla nich akt manifestacji siły wspólnoty, do której należeli – swojej fabryki, swojego klubu, a także swojego honoru.

Jak piszą Burszta i Kuligowski, w przypadku każdego sportu zespołowego, takiego jak choćby futbol, cechą kardynalną jest grupowa rywalizacja. Tutaj nie ma remisów – w finale jest tylko jeden zwycięzca. Jedni są lepsi, drudzy gorsi. Rzeczywistość futbolowej walki jest czarno-biała. Zasady są jasne. Z chaosu rywalizacji wyłania się klarowna hierarchia – klasyfikacja od pierwszego do ostatniego miejsca. W czasie pokoju boisko futbolowe staje się ekwiwalentem pola bitwy. Drużyny związane są z konkretnymi miastami, regionami, krajami, narodami. Jest tu miejsce dla potyczek na płaszczyźnie patriotyzmu lokalnego (rozgrywki pomiędzy małymi osiedlowymi klubami sportowymi, dużymi klubami miejskimi), a także dla potyczek międzynarodowych (jak podczas rozgrywek Euro lub Mistrzostw Świata). Podsumowując: rozgrywki piłkarskie przekształcają wymieszane lub połączone na co dzień wspólnymi interesami zbiorowości w wyodrębnione grupy narodowe, etniczne lub partykularne wspólnoty interesów (w tym wypadku – interesu wygranej „naszej” drużyny), pozwalając, aby odżyły między nimi wzajemne animozje i stereotypy. Z kolei grupom od dawna nastawionym do siebie antagonistycznie pozwala na wyrównanie rachunków na boisku. W ten sposób Niemcy na czas mistrzostw znowu stają się „przebiegłymi krzyżakami”, a Polacy bezczelnymi złodziejami samochodów zza Odry (jak to prezentowano swojego czasu w jednej z niemieckich reklam, właśnie przed meczem Polska-Niemcy na Euro 2008). Świadectwem wojennych klimatów podczas meczów niech będę wojenne właśnie odniesienia komentatorów sportowych: prasa pisze o „bitwach”, „zmaganiach”, przemyca „meldunki z przeciwnych obozów”, wskazuje na „siłę ognia” jednej z drużyn czy „potęgę arsenału” innej. Opisuje działania ataku i obrony. Grać można ofensywnie, defensywnie albo wcale. Narody, grupy etniczne, lokalni patrioci i ich duma przeżywają wtedy swój renesans. Jak wymownie reasumują to Burszta i Kuligowski:

Postawom tego typu sprzyja oczywiście otoczka towarzysząca międzynarodowy zawodom: piłkarze występują w barwach narodowych, przed meczem grzmią hymny poszczególnych państw, komentatorzy relacjonują zaś nie spotkania dwu jedenastek, ale wojny narodów. Rozgrywają się one, co ważne, na oczach ogromnych widowni, o której kultura sprzed epoki globalnej wioski medialnej nie mogła jeszcze marzyć. Niezmiernie wymownym faktem jest w tym kontekście to, że podczas zbrojnego konfliktu o Falklandy angielscy kibice dopingujący swoją drużynę na hiszpańskim mundialu w 1982 roku wznosili nad głowami transparent z napisem „Futbolowa armia”. Niemieccy piłkarze Bertiego Vogtsa okrzyknęli się za to „gwardią”, a ich włoscy odpowiednicy kazali nazywać się „i panzeri”

Jak twierdzą Burszta i Kuligowski, piłka nożna może być nie tylko narzędziem podtrzymywania narodowej świadomości, ale także narzędziem jej kształtowania. Jako przykład podają Nigerię. To afrykańskie państwo powstało dość niedawno, bo w 1960 roku. Zostało utworzone z połączenia ze sobą różnych lokalnych plemion i grup etnicznych, mówiących odrębnymi językami i wierzących w różnych bogów. Wtedy właśnie piłka nożna dała przykład swojego integracyjnego potencjału – obserwujący zmagania swoich sportowców tłum Nigeryjczyków skandował nazwę nowego państwa. Tego, jak istotny stał się w końcu sport w życiu nigeryjskiego państwa, dowodzi fakt, iż w 2003 roku tamtejsza federacja piłkarska ukarała kilku zawodników reprezentacji narodowej za to, iż zażądali specjalnej premii za występ w meczu przeciwko reprezentacji Kamerunu. Argumentowano wtedy, że piłkarze okazali niepatriotyczną postawę. Jak pokazują autorzy, nie trzeba jednak sięgać daleko poza granice naszego kontynentu, aby dostrzec znaczenie piłki nożnej wagi narodowej lub etnicznej. Odwołać się można choćby do sytuacji panującej w Belgii. Tamtejsze kluby piłkarskie muszą jednoznacznie określać się jako walońskie lub flamandzkie. Ponadto od jakiegoś czasu poważnie rozważa się stworzenie dwóch odrębnych lig. Spójrzmy także na przykład Hiszpanii i wzajemną nienawiść między kibicami klubów Athletic Bilbao i Atletico Madryt. Pierwszy reprezentuje Kraj Basków i zrzesza wyłącznie zawodników baskijskiego pochodzenia. Drugi jest klubem stołecznym, znienawidzonym przez Basków, bo będącym jednym ze sztandarowych reprezentantów Hiszpanii, od której chcą się oni politycznie oddzielić. Kibice Atletico sami zresztą nie dają Baskom powodów do sympatii – jedna z pieśni z repertuaru ich kibiców brzmi: „wynocha, wynocha pedały, czarnuchy, Baskowie”.

Mówiąc o zjawiskach społecznych związanych z rozgrywkami piłkarskimi, takimi jak przenoszenie animozji etnicznych na grunt rozgrywek sportowych i kibicowania, nie należy zapomnieć również o okazjonalnej eskalacji zachowań rasistowskich. Przykład odnaleźć można na gruncie brytyjskim. Kiedy w roku 1981 w groźnym pożarze zginęło 13 czarnoskórych nastolatków, na wielu angielskich stadionach rozbrzmiewała pieśń: „Wiemy to na pewno, czarnuchy palą się lepiej niż ropa”. Wyraźne wpływy ideologii faszystowskiej obserwowano wówczas wśród kibiców takich klubów, jak Chelsea, Leeds United, Arsenal, Newcastel United czy West Ham United. Kiedy w roku 1985 w wyniku tragedii na stadionie Haysel zginęło 39 kibiców odbywającego się tam meczu piłkarskiego, okazało się, że w grupie fanów Liverpoolu znajdowali się także członkowie Brytyjskiej Partii Narodowej. W tym właśnie czasie przejawy stadionowego rasizmu stały się przedmiotem międzynarodowej debaty politycznej. W 1993 roku organizacje związane z europejską piłką nożną zainicjowały akcję pod nazwą „Wykopmy rasizm ze stadionów”, zaś podpisany w Anglii dokument „Football Act” zakazywał śpiewania na stadionach piosenek o treściach rasistowskich.

W kontekście wszystkiego, co zostało dotąd powiedziane, warto jeszcze zaznaczyć, że – jak wykazują Burszta i Kuligowski – kwestia przynależności rasowej zawodników często przestaje być dla kibiców w jakikolwiek sposób istotna. Dopóki żołnierz walczy po słusznej stronie (czyli naszej), dopóty jest jednym z nas. Odejście jakiegokolwiek zawodnika z klubu traktowane jest jednak jako niewybaczalna zdrada. Co ciekawe, w sezonie 1993-1994 tylko 1% fanów Premier League określał się jako „nie-biały”, podczas gdy jedna czwarta graczy miała czarny kolor skóry.

Jak czytamy w Grze w patriotyzm, dosłowny związek piłki nożnej z działaniami wojennymi można prześledzić na przykładzie Chorwacji i Serbii. Jeszcze przed rozpadem Jugosławii, w której skład wchodziły te dwie republiki, kibice Serbskiej Crvenej Zvezdy i Chorwackiego Dynama Zagrzeb byli śmiertelnymi wrogami. Już od lat 70-tych mecze pomiędzy Chorwatami a Serbami traktowano jak kolejne bitwy w świętej wojnie. To właśnie oni jako pierwsi wznosili hasła rozpadu Jugosłowiańskiej federacji. Ponadto wierność barwom klubowym była równoznaczna z przywiązaniem do idei niepodległości narodowej. Kiedy w 1990 roku proces rozpadu Jugosławii trwał w najlepsze, a Serbia przygotowywała się do wojny z niepodległymi teraz sąsiadami, to właśnie z kibiców Crvenej Zwezdy masowo rekrutowali się najbardziej bezwzględni serbscy żołnierze. To właśnie oni, jako formacja zwana Tygrysami Arkana, przeszli później do legendy, biorąc udział w krwawych masakrach na terenie Bośni i Hercegowiny. Prasa na terenie Serbii opisywała wtedy Crveną Zwezdę jako wzór – symbol istoty serbskości. Zaraz po wojnie władze Bośni i Hercegowiny za swój najważniejszy cel uznały wprowadzenie kraju do FIFA albo UEFA. Postrzegały to jako szansę na szybkie zaistnienie na arenie międzynarodowej – w ich świadomości piłka miała być kontynuacją wojny, tyle, że innymi środkami. Na pytanie, jak to jest, że stadionowych chuliganów tak łatwo można przekształcić w zdyscyplinowane wojsko, odpowiedzi udzielił francuski etnolog Christian Bromberger. Stwierdził on, że grupy kibiców tylko na zewnątrz przypominają dziką hordę. W rzeczywistości jednak są oni bardzo zdyscyplinowaną mikrospołecznością. Wszelkie ich zachowania jako grupy są ściśle regulowane nie tylko podczas meczów, ale i na co dzień. Podlegają określonym rytuałom, zasadom i ścisłej hierarchii. Ich meczowa aktywność powiela schematy związane z ceremoniałem narodowym: śpiewają hymn, rozwijają flagi, występują w swoich barwach, wznoszą pochwalne okrzyki. Wrogami stają się wszyscy, którzy myślą inaczej. Tożsamość kibica staje się tożsamością patrioty, a energię łatwo jest przekierować z walki z innymi kibicami na walkę z całymi narodami.

Kończąc swój wywód na temat futbolu, Burszta i Kuligowski przypominają, że w fenomenie piłki nożnej nie chodzi o sam wynik na tablicy czy o pasmo chwilowych zwycięstw. Tym, co się liczy, jest „uczestnictwo w długim pochodzie historii” – historii tryumfu, walki przeciwko siłom wroga, bohaterskich wyczynów napastników, poświęceń obrońców i twardej postawy bramkarzy – historii męstwa, uporu i honoru. Są tu święte miejsca świeckich pielgrzymek (np. Stadion Śląski), narodowi herosi (np. Boniek), historyczne daty i miejsca. Symbole, wiara i identyfikacja – „wspólnota pokoleń przeszłych, obecnie żyjących i tych, które dopiero nadejdą”. Futbol i patriotyzm podają nam na tacy proste i zrozumiałe Ja, zanikające powoli w dobie globalizmu.

Jakkolwiek interpretacja Burszty i Kuligowskiego wydaje się przekonywująca, to niektóre jej elementy można poddać w wątpliwość.

W oparciu o relację autorów można by wysnuć wniosek, że część osób określających się mianem kibiców rzeczywiście traktuje kibicowanie jako manifestację swoich sympatii – czy to narodowych, czy etnicznych. Jednocześnie jednak mało prawdopodobne jest, że każdy bez wyjątku kibic ogarnięty jest chęcią zaznaczenia tychże sympatii na gruncie uczestnictwa w wydarzeniach sportowych. Co więcej, w ramach zbiorowości ludzi, którzy śledzą wydarzenia sportowe i dopingują zawodników biorących w nich udział – czyli zbiorowości kibiców – daje się zaobserwować wielość znaczeń, jakie dla konkretnych osób aktywność ta posiada. Wśród zbiorowości kibiców można więc wyróżnić różne grupy ze względu na różne znaczenie, jakie mają dla nich sport i kibicowanie. Nie sposób jednak stwierdzić, że cała zbiorowość kibiców posiada wszystkie cechy, jakie opisywanym przez siebie grupom przypisują referowani tu autorzy. Nie każdy więc sympatyk Athleico Madryt za jedyny cel swojego kibicowania uważa prezentowanie nienawiści do sympatyków Atletico Bilbao. Nie każdy kibic walońskiej drużyny piłkarskiej wyraża w ten sposób swoją chęć oddzielenia się Walonów od Belgii. Zapewne też nie każdy z „grupy kibiców” Crvenej Zwezdy traktował swoje kibicowanie w kategoriach przysposobienia do nadchodzącej wojny. Tak samo fakt, że na stadionie Haysel znajdowali się pojedynczy członkowie Brytyjskiej Parti Nacjonalistycznej nie oznacza, że mieliśmy do czynienia z jakimś nacjonalistycznym, stadionowym, pospolitym ruszeniem. A co z ludźmi, którzy po prostu lubią grać w piłkę nożną lub robili to w przeszłości i z racji zwykłego zainteresowania lub sentymentu uczęszczają na mecze piłkarskie? Czy ich też można wrzucić do jednego worka ze stadionowymi chuliganami, z których część rzeczywiście prezentuje skrajnie prawicowe poglądy i często widywana jest z zasłoniętymi twarzami na „manifach”, Marszach Równości lub Marszach Tolerancji po stronie tych, którzy rzucają wyzwiskami i kamieniami? Oczywiście, że nie. I oczywiście, że takich wniosków nie powinno wyciągać się z opisywanego artykułu, gdyż – przynajmniej w mojej interpretacji – nic takiego bezpośrednio się w nim nie stwierdza. Jednak wykorzystana w nim retoryka i sposób logicznego powiązania sądów – zapewne niezamierzone – mogą niektórym czytelnikom właśnie coś takiego sugerować. Mówiąc bowiem o grupach rzeczywiście – ujmijmy to metaforycznie – „zaangażowanych” kibiców, autorzy robią to tak, jakby ich opis dotyczył wszystkich kibiców w ogóle.

Z traktowaniem różnej wielkości zbiorowości kibiców jako grup, a także z określaniem tym mianem niewielkich zbiorowości kibiców wiąże się jeszcze inny problem. Jest nim kwestia dyskusyjności znaczenia samego terminu „grupa” na gruncie nauk społecznych. Z jednej strony Burszta i Kuligowski, mówiąc o grupach kibiców, wskazują na grupy o dużej liczebności, z drugiej ukazują społeczne funkcje, jakie grupy takie pełnią. Można je więc traktować jako „grupy społeczne”. Jednakże już we Wprowadzeniu do socjologii Barbary Szackiej czytamy, że termin „grupa społeczna” odnosi się do zbiorowości stosunkowo niewielkich. Ponadto grupę społeczną charakteryzuje zagęszczenie relacji pomiędzy jednostkami wchodzącymi w jej skład. W ten sposób zakwestionować można nawet sens terminu „grupa narodowa”, gdyż jako całość nie spełnia ona kryterium interakcji społecznej. Grupy takie należy odróżnić pojęciowo i terminologicznie od zbiorowości, które dzięki wyznawanym wartościom charakteryzują się wewnętrzną solidarnością oraz poczuciem moralnego zobowiązania do wypełnienia oczekiwań związanych z ich rolą społeczną. Wszystkie grupy są zbiorowościami, lecz zbiorowości nie spełniające warunku interakcji członków nie są grupami. Aby zbiór ludzi można było traktować jako grupę musi on być wewnętrznie ustrukturowany. Ponadto zwraca się również uwagę na to, że interakcje między członkami grupy zachodzą zazwyczaj wedle stałych wzorców oraz na to, że grupa społeczna to zbiór osób, których pozycje i role są ze sobą powiązane. Posługiwanie się terminem „grupa kibiców” w przykładach odnoszących się de facto do zbiorowości kibiców z punktu widzenia socjologii uznać można za nadużycie językowe. W związku z tym wydaje się, że termin „grupa kibiców” należałoby w ogóle zastąpić terminem „zbiorowość kibiców”, jeśli nie odnosi się on do przypadków jakichś rzeczywiście małych grup, spełniających przytoczone powyżej wymagania.

Aby oddać sprawiedliwość tym kibicom, którzy nie wywieszają w oknach flag z okazji świąt państwowych i nie stają koniecznie po stronie konserwatywnych wartości moralnych i politycznych, należałoby postawić także pytanie o to, co jeszcze motywuje ludzi do duchowego uczestnictwa w wydarzeniach sportowych? Innymi słowy, trzeba zapytać, co skłania ludzi do aktywnego kibicowania? Czy sport to swego rodzaju społeczna instytucja, która spełnia rolę adaptacyjną dla ludzi poszukujących w nim określonego rodzaju emocji? Czy też może jakiś konieczny skutek sposobu urządzenia naszego społecznego świata? Czy ludzką potrzebę kibicowania i ogólne zamiłowanie do aktywności sportowej można tłumaczyć na przykład w adaptacyjnych kategoriach socjobiologii, czy też może wyłącznie kutrowych uwarunkowań? Niezależnie od tego, która z odpowiedzi byłaby prawdziwa, warto się również zastanowić, czy funkcja sportu i kibicowania ma jakieś międzykulturowe znaczenie i czy społeczności, które tego typu aktywności nie przejawiają, posiadają jakieś ekwiwalentne instytucje spełniające tę samą rolę?

Rozważmy na początku uwarunkowania biologiczne. Faktem jest, że zawody sportowe, a szczególnie niebezpieczne sporty zespołowe, jak piłka nożna, hokej czy rugby, przyciągają głównie widownię płci męskiej. Choć i tutaj kobiet kibiców nie brakuje, to stanowią one jednak wyraźną mniejszość w porównaniu do mężczyzn. Szczególnie w okresie adolescencji chłopcy ujawniają znacznie większe zainteresowanie tego typu sportem niż dziewczynki. Z jednej strony możemy się oczywiście odwołać do uwarunkowań kulturowych, twierdząc, że brutalne sporty kontaktowe zawsze były domeną mężczyzn. Z drugiej jednak wypada zastanowić się nad ewentualnymi czynnikami biologicznymi, jakie wchodzą tutaj w grę. W okresie adolescencji wzrasta bowiem u chłopców poziom agresji, co potwierdzają badania empiryczne z zakresu psychologii. U chłopców w wieku 8-10 lat kora nadnerczy pod wpływem podwzgórza oraz przysadki rozpoczyna wydzielanie męskich hormonów płciowych – androgenów. U dojrzewających dziewcząt wzrasta natomiast wydzielanie estrogenu. Powstaje pytanie: jaki jest związek działania hormonów z emocjami doświadczanymi przez młodzież? W badaniach wykazano, że zarówno u dziewcząt, jak i chłopców stan emocjonalny silnie uzależniony jest nie tyle od wieku, co od poziomu poszczególnych hormonów płciowych. Relację pomiędzy działaniem tych hormonów a zachowaniem (a w szczególności rodzajem przeżywanych emocji) tłumaczyć można następująco: z jednej strony hormony w okresie dojrzewania powodują bezpośrednio obserwowalne zmiany w zachowaniu, z drugiej hormonalnie wywołane zmiany fizyczne wpływają na postrzeganie samego siebie przez dorastających (lub też postrzeganie ich przez najbliższe otoczenie), prowadząc do wzrostu drażliwości, bądź też motywując zachowania agresywne. Ponadto, podsumowując wyniki różnych badań, stwierdzono, że o ile związek między poziomem niektórych hormonów w okresie dojrzewania a zachowaniami dziewcząt nie jest do końca jasny, o tyle w grupie młodzieży męskiej związek pomiędzy hormonami i zachowaniem agresywnym jest niezaprzeczalny. Możemy więc zapytać, czy zainteresowanie sportami o agresywnym charakterze nie bierze się z poszukiwania określonego rodzaju emocji (bodźców, które mogą je wywołać) lub – ekstrapolując dalej – czy uczestnictwo w stadionowych burdach nie jest bardziej sposobem na zaspokojenie agresywnych popędów w kontrolowany sposób niż walką, za którą stoi jakaś głębsza filozofia? Czy ludzie pokroju Tygrysów Arkana zrekrutowanych ze stadionowych zabijaków dołączają do przejawiającej agresję zbiorowości kibiców kierowani przede wszystkim szczególnym poczuciem patriotyzmu, czy też może pierwotne przyczyny takiego zachowania leżą gdzie indziej, bliżej sfery biologicznej? Może większą rolę odgrywa tu chęć zintensyfikowania interakcji ze środowiskiem, które wzmacniałoby naturalne cechy osobowości? Może czynniki te nakładają się na siebie? Na pewno nie można udzielić odpowiedzi na te pytania bez podjęcia stosownych interdyscyplinarnych badań. Każde zachowanie można bowiem postrzegać z perspektywy adaptacyjnej (w rozumieniu socjobiologicznym) lub koncentrować się wyłącznie na wpływach kulturowych. Często osoba obdarzona jakimiś biologicznymi skłonnościami, choćby w niewielkim stopniu, trafić może na społeczny grunt, w którym skłonności te będą wzmacnianie przez środowisko. Na przykład. ponadprzeciętnie wysoki chłopiec będzie zapewne namawiany przez rodziców i otoczenie do podjęcia gry w koszykówkę lub siatkówkę, przez co jedne jego cechy zostaną wyolbrzymione (choćby tendencja szybkiego wzrostu była tylko chwilowa, to chłopak i tak będzie dobrze wytrenowanym sportowcem), a inne mogą nigdy nie zostać odkryte i zanikną (długie kończyny, a w związku z tym i palce, uważano niegdyś za predyspozycję do gry na pianinie lub gitarze). Tak samo chwilowe tendencje emocjonalne mogą być wzmacniane przez środowisko – poprzez zachęcanie jednostki do udziału w aktywnościach, które zapewnią ujście jej skłonnościom lub nawet konstruktywnie je wykorzystają. Efekt taki nazywa się „efektem mnożnika”. Powoduje on, że nieraz – nawet w badaniach empirycznych – ciężko jest stwierdzić, na którą stronę przechyla się szala biokulturowych uwarunkowań. Częstokroć w takich przypadkach socjobiolodzy i psychologowie postulują badania nad odziedziczalnością cech charakteru, by stwierdzić, czy pewne skłonności lub postawy nie przejawiały się w poprzednich pokoleniach. Co ciekawe, okazuje się, że nieraz można wykazać odziedziczalność nie tylko cech osobowości, ale także i postaw społecznych. Jednakże badania odnośnie odziedziczalności często okazują się niejednoznaczne. Na przykład dane odnośnie odziedziczalności inteligencji wykazują rozrzut od 30 do 80%. w zależności od przeprowadzonych badań. Dla cech temperamentalnych jest to około 40%. Badacze Dunn i Plomin dowodzą na przykład, że o ile mamy do czynienia z około 40% odziedziczalnością w zakresie osobowości, to 35% tej odziedziczalności wynika z doświadczeń środowiskowych, 5 % z doświadczeń wspólnotowych, a 20% wariancji można potraktować jako błąd pomiaru. Jak podkreślają badacze, wskaźniki takie uzyskuje się w badaniach grupowych. W odniesieniu do jednostki nie da się stwierdzić, jaki jest udział środowiska i czynników wrodzonych w pochodzeniu danej cechy. Ciekawe, co badania nad odziedziczalnością powiedziałby nam o genezie naśladownictwa rodziców w sferze kibicowania czy sportowych zamiłowań?

Skoro więc ani socjobiologia, ani psychologia nie wykluczają wzajemnego oddziaływania czynników biologicznych i kulturowych, a nawet, zauważając je, postulują w badaniach właśnie biokulturowe podejście, zastanówmy się, jak środowisko społeczne może kształtować świadomość kibica?

Zacznijmy od klasyfikacji potrzeb ludzkich przedstawionej już w 1934 roku przez amerykańskiego psychologa Abrahama Maslowa. Według niego gwarancją prawidłowego rozwoju osobowości człowieka jest zaspokajanie podstawowych potrzeb – w przeciwnym razie dochodzić może do różnego rodzaju patologii. Istnieją co najmniej 4 podstawowe potrzeby człowieka i są one hierarchicznie uporządkowane. Jako pierwsze zaspokojenia wymagają potrzeby fizjologiczne. Gdy są one zaspokojone, jednostka dąży do spełnienia potrzeby bezpieczeństwa. Gdy i o swoje bezpieczeństwo nie musi się już martwić, następną wymagającą zaspokojenia staje się potrzeba przynależności i miłości (również akceptacji). Czwartą i ostatnią w kolejności jest potrzeba szacunku. Jak wiadomo, w okresie adolescencji większość dzieci siłą rzeczy zaczyna interesować się tym samym, co ich najbliższe otoczenie. Dzieci podatne są na okresowe mody w nie mniejszym stopniu niż dorośli. Często, już w szkole podstawowej, dzieci stają się targetem dla rynku produkującego różnego rodzaju zabawki i gadżety. Nieraz zdarza się, że posiadanie modnych gadżetów wyznacza pozycję dziecka w grupie. Gadżety, gry wideo i oglądane filmy mają również moc integrującą. Dzieci mogą wymieniać się posiadanymi zabawkami, dyskutować o nich, dzielić się ze sobą przeżyciami związanymi z fascynująca grą. Bawiąc się, naśladują postaci z ulubionych filmów. Te dzieci, których rodziców na dane dobra nie stać, lub których tego typu gadżety po prostu nie interesują, wyrzucane są z czasem poza margines tychże grup jako jednostki nienadążające za aktualnymi wydarzeniami. Nie ma z nimi o czym rozmawiać, w co się razem bawić. Także i wspólne zainteresowania sportowe mogą spełniać funkcję integrującą w okresie adolescencji, zaspokajając tym samym potrzebę przynależności i akceptacji wymienianą w klasyfikacji Maslowa. Przejmowanie zainteresowań grupy może chronić przed odrzuceniem. Bywa tak nie tylko z piłką nożną, ale i ze sportem w ogóle, co zresztą autor niniejszego artykułu pamięta jeszcze ze swoich szkolnych lat i uczestnictwa w życiu swojej klasy. Wtedy to wszyscy chłopcy dyskutowali zawsze o meczach i drużynach piłkarskich. Był to temat numer jeden większości rozmów w szkolnych salach, na korytarzach i na boisku. Zawsze było o czym porozmawiać. Można było razem obejrzeć mecz. Fakt „bycia za” różnymi piłkarskimi klubami stawał się nieraz przyczyną bójek w szkole i poza nią. Ci, którzy nie interesowali się futbolem, musieli nadrabiać wiedzą w innych sferach zainteresowań grupy, gdyż inaczej szybko byli alienowani. Kibicowanie stanowiło więc odpowiedź na wpływy środowiska (kibicujesz, gdy żyjesz w środowisku kibiców) oraz wyraz chęci zintegrowania się z nim. Integracja jednostki z grupą poprzez uczenie się praw nią rządzących oraz własnej w niej roli jest zresztą częścią rozwoju społecznego tejże jednostki. Dzieci, wpasowując się w system relacji panujący w małej grupie rówieśników, uzmysławiają sobie znaczenie społecznej wiedzy na temat jej funkcjonowania. Tego typu osiągnięcia są zatem wątkiem rozwoju społecznego – swego rodzaju treningiem przyszłego wpasowywania się w struktury społeczne. Jednakże, jak wskazują badania zarówno z zakresu psychologii, jaki i socjologii, środowisko społeczne oraz pełniona rola społeczna silnie wpływają na osobowość jednostki. Jest to mechanizm, w oparciu o który uzasadnić i wytłumaczyć można jedną z funkcji kibicowania ujawniającą się w małych zbiorowościach lub grupach kibiców – funkcję opisywaną właśnie przez Bursztę i Kuligowskiego – funkcję budowania, podtrzymywania i dawania wyrazu lokalnemu patriotyzmowi, etnicznym bądź narodowym sympatiom. Jak już wcześniej zostało wspomniane, grupy charakteryzują się konkretną strukturą interakcji, są wewnętrznie ustrukturyzowanie, a pozycje i role poszczególnych członków grupy są ściśle określone. Zbiorowości kibiców, które spotykają się przed meczami w konkretnych miejscach, w pewien sformalizowany sposób umawiają się, jak będą dopingować członków swej drużyny, a następnie wspólnie świętują w umówiony sposób i w umówionym miejscu. Posiadające swoich liderów i strukturę komunikacyjną miedzy członkami, jak najbardziej mieszczą się one w pojęciu grupy. Grupy takie siłą rzeczy dążą do spójności. Tym zaś, co grupie tę spójność zapewnia, jest brak wewnętrznych podziałów, przejawianie takich samych postaw, uznawanie jednakowych norm oraz wzorców zachowań, jak również wspólne działanie. Gdy grupa jest silna, a jej siła opiera się na powyższych cechach, można uznać, że spaja ją silna więź społeczna. Grupy o takich cechach spójności to grupy kreowane organizacyjnie. Innym zaś elementem spajającym grupę może też być przeciwstawianie się własnej grupy grupom obcym. W takim wypadku możemy o niej powiedzieć, ze jest również kreowana strukturalnie. Im bardziej spójna grupa, tym silniejsza jej dominacja nad pojedynczymi członkami. Wraz ze wzrostem spójności wzrasta skłonność – a także możliwość – kontrolowania członków przez grupę. W takim wypadku nastąpić może dezindywidualizacja jednostki i uznanie grupy za wartość najwyższą oraz utożsamianie się z nią aż do zatraty własnej, indywidualnej, tożsamości. Mamy wtedy do czynienia z „syndromem myślenia grupowego” – jednostka tak silnie identyfikuje się z grupą, że powstrzymuje się od kwestionowania jakichkolwiek głoszonych przez grupę poglądów, nie odczuwa żadnych wątpliwości co do trafności podejmowanych przez nią decyzji i ignoruje wszelkie informacje podważające poglądy grupy, wskazujące na możliwości innych, lepszych rozwiązań. Prawidłowość ta może tłumaczyć nam, jak to się dzieje, że czasami zwykli – szczególnie młodzi – ludzie wchodzący w kontakt z zaangażowanymi w walkę o jakieś ideały grupami kibiców, sami zaczynają te ideały przejmować i wyznawać. Środowisko społeczne (tutaj grupa) nieraz motywuje zmiany w osobowości – ludzie mogą chcieć kibicować, bo żyją w środowisku kibiców, ale też, kibicując, mogą w pewnych warunkach stać się podatni na patriotyczne hasła. W takim sensie kibicowanie „zaangażowane” rzeczywiście postrzegać można jako medium budowania tożsamości narracyjnej – jako włączanie swojej osoby w środowisko kultywujące pochód historycznych znaczeń. Kibicowanie może więc iść w parze z patriotyzmem czy też postawami nacjonalistycznymi, czego przykład dają nam Burszta i Kuligowski. Ma ono bowiem moc podtrzymywania więzi wspólnotowych. Wielu kibiców identyfikujących się z lokalnymi drużynami sportowymi bądź nawet konkretnymi sportowcami, traktuje ich jako ambasadorów ich małych ojczyzn. Niejeden lokalny patriota kibicuje więc lokalnemu klubowi sportowemu. Macha szalikiem lub flagą z klubowymi barwami, a ów szalik i flaga symbolizują dla niego zwyczaje, tradycję oraz wiarę jego wspólnoty, jak również braterstwo i sąsiedztwo jej członków.

Reasumując: przedstawiona przez Bursztę i Kuligowskiego funkcja, jaką może pełnić kibicowanie oraz zmagania sportowe, jest jedną z wielu możliwych. Jakkolwiek badania autorów ukazują bardzo ciekawy społeczny aspekt tego zjawiska, to nie wyczerpują zbioru znaczeń, jakie można mu przypisać. Przedstawiona przez autorów koncepcja udziela odpowiedzi na wiele pytań, ale motywuje również kolejne. Ilość perspektyw badawczych, z jakich spojrzeć można na ten fenomen, wydaje się być naprawdę duża. Wielkie pole do popisu ma tu niewątpliwie psychologia, która mogłaby, po pierwsze, opisać związki między emocjami związanymi z duchowym udziałem w wydarzeniach sportowych a emocjami związanymi z normatywną sferą wspólnoty, w której funkcjonuje jednostka, po drugie – prześledzić związki między biologicznymi cechami osobowości a zamiłowaniem do sportu. Nie mniejsze znaczenie miałyby również badania socjologiczne, które mogłyby odpowiedzieć nam na pytanie o charakter funkcjonowania zbiorowości kibiców i sposób istnienia w tym obszarze małych grup. W końcu trzeba by się pokusić o badania kulturoznawcze, aby wykazać, czy istnieje jakieś międzykulturowe znacznie tego fenomenu. To tylko niektóre z pytań, jakie można tutaj jeszcze postawić. Wydaje się jednak, że zagadnienie znaczenia sportu w życiu społecznym nie przechodzi bez echa wśród badaczy. Przykładem niech będzie Centre for Football Research – naukowy ośrodek badania Futbolu działający przy uniwersytecie w Leicester, o którym wspominają w swoim artykule Burszta i Kuligowski.

Bibliografia:

Wojciech Józef Burszta i Waldemar Kuligowski, Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie. Warszawa: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, 2005, ss. 306.

Barbara Szacka, Wprowadzenie do socjologii. Warszawa: Oficyna Naukowa, 2003.

Barbara Harwas-Napierała i Janusz Trempała, Psychologia rozwoju człowieka. Rozwój funkcji psychicznych. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2006.

James W. Kalat, Biologiczne podstawy psychologii. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2006.

Informacje o autorach:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wojciech_Burszta (1.03.2009)

http://www.ispan.waw.pl/content/view/63/108/lang,pl_PL.ISO8859-2/ (1.03.2009)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Waldemar_Kuligowski (1.03.2009)

http://etnologia.amu.edu.pl/go.live.php/PL-H106/dr-hab-waldemar-kuligowski-prof-uam.html (1.03.2009)

———————————————
Materiał udostępniany na zasadach licencji

Creative Commons 2.5

Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne

-Na tych samych warunkach 2.5 Polska
———————————————